NA ANTENIE: W środku dnia
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Bronisław Wildstein krytykuje książkę Cezarego Łazarewicza "Na Szewskiej. Sprawa Stanisława Pyjasa"

Publikacja: 06.07.2023 g.17:49  Aktualizacja: 06.07.2023 g.17:52
Wielkopolska
Gość Wielkopolskiego Popołudnia Radia Poznań mówi, że wizja PRL, przedstawiona w książce odbiega od obrazu Polski Ludowej, jaką on pamięta.
konferencja "Duchowy Stan Europy" bronisław wildstein - Leon Bielewicz
Archiwum. / Fot. Leon Bielewicz

Bronisław Wildstein przyjaźnił się ze Stanisławem Pyjasem. Pyjas  - student Uniwersytetu Jagiellońskiego i działacz antykomunistycznej opozycji zginął w 1977 roku.

Według Cezarego Łazarewicza jego śmierć była skutkiem upadku z wysokości. Powszechne jest jednak przekonanie, że opozycjonista został zamordowany z powodów politycznych.

Wszystko wskazuje na to, że książka powstała po to, żeby przeforsować określoną wersję, że to był wypadek. To nie jest bezstronne dochodzenie faktów, to jest naginanie faktów, pod z góry określoną tezę. Jej się nie pisze na początku, tak się prowadzi całe rozumowanie. Wszystkie te fakty składają się na jedno: to nie jest bezstronny opis rzeczywistości, to jest próba przedstawienia tych wydarzeń pod określoną tezę, tą tezą jest stwierdzenie, że to był wypadek

 - mówi Bronisław Wildstein.

Jak mówi Bronisław Wildstein, autor powołuje się na ustalenia prokuratora z lat 70. Tymczasem powszechnie wiadomo, jak w czasach PRL prokuratura działa. Sam Wildstein był przesłuchiwany, prokurator groził mu, próbował przeforsować wygodne dla ówczesnej władzy zeznania.

 

Poniżej pełny zapis rozmowy:

 

Bartosz Garczyński: Cezary Łazarewicz wydał książkę na temat śmierci Stanisława Pyjasa, pt. "Na Szewskiej". Autor w książce powołuje się m.in. na prokuratora IPN, który stwierdził, że Stanisław Pyjas spadł z dużej wysokości. A bezpośrednią przyczyną śmierci było zachłyśnięcie się krwią i uduszenie. Łazarewicz mówi, że brak jest dowodów na udział osób trzecich. Jak to w końcu było.

Bronisław Wildstein: Prokurator Łukasz Gramza to ostatni z prokuratorów IPN, który zajmował się sprawą, zamknął sprawę z powodu niewykrycia sprawców. Niewykrycie sprawców nie oznacza wypadku, tylko oznacza, że został zabity, a morderców nie znaleziono. Przyjął za dogmat ostatnią ekspertyzę biegłych z Wrocławia, którzy stwierdzili, że śmierć nastąpiła na skutek upadku, dlatego, że najprawdopodobniej, niektóre obrażenia powstają najczęściej w wyniku upadku, oni odkryli nowe obrażenia. Tyle tylko, że poprzedni prokurator, Krzysztof Urbaniak, który zrekonstruował w miarę dokładnie całą sprawę, który uznał, że śmierć nastąpiła wskutek pobicia, a zwłoki zostały podrzucone na Szewską - wskazał piwnicę jako na najbardziej prawdopodobne miejsce pobicia. Piwnica znajdowała się w podwórku tej piwnicy. Tam pracował generator bardzo głośno, uniemożliwiał usłyszenie jakichkolwiek krzyków. Tam były bardzo wysokie schody kamienne. Nie wiem, dlaczego ci eksperci nie wzięli pod uwagę tej możliwości, jak i nie wziął pod uwagę prokurator Gramza. Sprawa jest o tyle uderzająca, że jest faktem, iż gdyby Stanisław Pyjas spadł z wysokości, to ciało nie zostałoby znalezione w tym miejscu. A ponieważ w momencie odniesienia tych obrażeń on utracił przytomność, nie było możliwe, aby własnymi siłami przemieścił się. Ta tajemnica ciała leżącego gdzie indziej została stwierdzona już w 1977 roku, co spowodowało, że ówcześni prokuratorzy nie mogli przyjąć hipotezy o upadku ze schodów, oni od tego odeszli. Teraz, w XXI wieku nagle się przyjmuje tą hipotezę, równocześnie nie rozwiązując zagadki podstawowej. Ta okoliczność wydarzeń, łącznie z otarcie odcisków palców na klatce schodowej i na poręczach. Jeśli założyć, że Stanisław Pyjas był pijany, w stopniu bardzo poważnym, czyli 2,6 promila, to jakim cudem mógł po ciemku, tam było zepsute światło, mógł wejść dwa piętra nie dotykając schodów i ściany, gdzie najbardziej trzeźwy człowiek by opierał się na jednym albo drugim.

Brak odcisków palców na klatce schodowej czy na poręczach to ewidentny dowód na to, że ktoś zacierał ślady.

Tak, oczywiście, że ktoś zacierał, wszystkie zostały zatarte. Znaleziono parę, ale zostały zatarte. Jeden jedyny widoczny był mieszkańca, który wcześniej wstawał. Ja mógłbym mnożyć te opowieści, które mówią, że ta hipoteza, nawet przyjmując to, że Łazarewicz odwołuje się do prokuratora Gramzy, nie podając de facto całości jego orzeczenia., które mówi, że śledztwo zostaje zamknięte z powodu niewykrycia sprawców. To i tak można powiedzieć, że prokurator przyjął akurat tą wersję, muszę przyznać, że ona budzi wątpliwości. Niezależnie od tego trzeba zwrócić uwagę, że IPN wydał oświadczenie, że śmierć Stanisława Pyjasa została spowodowana przez SB albo z inspiracji SB, a śledztwo zostało zamknięte z powodu niewykrycia sprawców. Jak ma się to do tezy, która próbuje przeforsować Cezary Łazarewicz, że to był wypadek - nie jestem w stanie powiedzieć.

Łazarewicz broni swojego stanowiska mówiąc, że on sprawdza jedynie fakty i przedstawia je w książce, by czytelnicy mogli wybrać, czy sami wyciągnąć wnioski. Pan zaś w Gazecie Krakowskiej  napisał list dotyczący tej książki. Zacytuję: "Autor usiłuje wyeksponować w niej wszelkie informacje przemawiające za przypadkową śmiercią Staszka, a ukryć te, które przemawiają za tym, że został zamordowany". Ma pan jakieś konkretne przykłady? Jakich faktów nie wyeksponował w książce?

Jest ich bardzo dużo, ja już o nich powiedziałem. Powiedziałem o tym, że on wszystko usiłuje tłumaczyć w ten sposób, aby to mogło zmieścić się w tej hipotezie wypadku. O odciskach palców mówi, że one zostały zatarte ponieważ milicjanci prowadzili niechlujnie śledztwo i po paru godzinach dowiedzieli się, że to ważne śledztwo, a wtedy były już zatarte. To niepoważne tłumaczenie. Odciski palców nie anihilują się same. Ktoś je wytarł, nie było tych odcisków, przecież ludzie tam chodzili. Te, które zostały, były wytarte. Nic nie pisze na temat tego, że to ciało leży w innym miejscu, w którym nie mogłoby leżeć, gdyby spadło. On pisze, że najprawdopodobniej Stanisław Pyjas przepełzł w to drugiej miejsce, nie mógł przepełznąć, ponieważ był nieprzytomny. Gdyby przepełzł pojawiły by się ślady krwi - Łazarewicz pisze, że nie pojawiły się  dlatego, że wsiąkły pod koszulę i w zarost Stanisława Pyjasa. A równocześnie pisze, że nie podrzucono zwłok tam, gdzie leżały, o tym świadczy brak śladu krwi, więc raz brak śladów krwi jest wytłumaczone, gdy pasuje Łazarewiczowi do hipotezy, a nagle okazuje się, gdy ich brak ma świadczyć o czymś innym. Ja mogę wymieniać bardzo wiele takich dodatkowych elementów dotyczących zarówno śmierci kolejnych osób związanych ze sprawą. Ale wracając jeszcze, on pomija wiele faktów, które są bardzo znaczące.

Wybiera sobie tylko to, co jest ważne dla teorii?

Tak. On pisze o rozmaitych sprawach, nie chce pomijać faktów, ale jednocześnie nie bierze ich pod uwagę. Pisze, że Stanisław Pyjas nie był nikim ważnym, a jednocześnie przytacza meldunki zarówno agentów, jak i samych esbeków do Warszawy, które stwierdzają wprost, że był jedną z dwóch najważniejszych postaci - to przemilcza. Było bardzo dużo tych faktów. To, że on tą rzeczywistość nagina we zależności od tego, jak mu wygodnie. Kolejny przykład: on traktuje absolutnie poważnie, jako absolutnie wiążące ustalenia prokuratorów z 1977 roku, jakby PRL był państwem prawa, prokuratura i milicja były niezależne. Wszystko to ni jak ma się do rzeczywistości. Na przykład stwierdza, chodzi o śmierć człowieka, Stanisława Pietraszki, który widział kogoś, kto szedł parę godzin przed śmiercią za Stanisławem Pyjasem, jakby go śledził. I teraz, Łazarewicz twierdzi, po co byłaby ta śmierć, skoro Pietraszko stwierdził, że by nie rozpoznał tego człowieka. Stwierdził to prokuratorom. Ja wiem, jak te przesłuchania wyglądały, sam byłem przesłuchiwany, one nie miały nic wspólnego z ustalaniem faktów (...) Nie wiem, czy tak zeznał Pietraszko, czy nie, czy go zastraszyli. Główny prokurator machał nam pięścią przed nosem i mówił, że nas załatwi, domagając się, żebym jego wersję zaakceptował, np. bym nie mówił, że Pyjas wyglądał, jakby został pobity.

Po co powstała ta książka?

Powstała po to, żeby przeforsować określoną wersję, że to był wypadek. To nie jest bezstronne dochodzenie faktów, to jest naginanie faktów, pod z góry określoną tezę. Jej się nie pisze na początku, tak się prowadzi całe rozumowanie. To jest śmierć kolejnego człowieka, o którym pisze, że ten (...), który uczestniczył w pogrzebie Pyjasa, który spadł w klatce schodowej u człowieka, który miał mu zapłacić (...) u agenta służb  peerelowskich spadł po upomnieniu się o te pieniądze. Zeznania na ten temat, które złożył kolega od kielicha zbywa Łazarewicz stwierdzeniem, że to niewiarygodne zeznanie, że to był jakiś mitoman, jednocześnie nie pisze o tym, że za te zeznania zarządał ten agent 10 tys. zł. Powiedziano mu, że na razie dostanie 5 tys. zł - to była wtedy bardzo dobra miesięczna pensja. Za jakieś bzdury człowieka dostaje od esbecji takie pieniądze, ale o tym już Łazarewicz nie pisze. Wszystkie te fakty składają się na jedno: to nie jest bezstronny opis rzeczywistości, to jest próba przedstawienia tych wydarzeń pod określoną tezę, tą tezą jest stwierdzenie, że to był wypadek.

No i podważenie fundamentu założycielskiego demokratycznej Polski.

Wizja PRL, którą przedstawia nam Łazarewicz, radykalnie odbiega od tej, którą pamiętam. Esbecy, którzy u niego się pojawiają to niemal koledzy.

https://radiopoznan.fm/n/WPR45j
KOMENTARZE 0