NA ANTENIE: SOMETHIN' STUPID/FRANK SINATRA, NANCY
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Dialog z Niemcami będzie trudny ale możliwy - uważa prof. Andrzej Przyłębski

Publikacja: 24.05.2023 g.19:40  Aktualizacja: 25.05.2023 g.09:42 Jacek Butlewski
Świat
Były ambasador Polski w Berlinie jest zdania, że tylko wygrana zjednoczonej prawicy w Polsce gwarantuje dalsze podejmowanie, w obecnej formie, tematu odszkodowań dla Polski za II wojnę światową.
profesor Andrzej Przyłębski - Wojtek Wardejn - Radio Poznań
Fot. Wojtek Wardejn (Radio Poznań)

"Nigdy nie będzie otwartości w relacjach polsko-niemieckich, jeśli jakaś postać zadośćuczynienia nie zostanie przekazana" - uważa Przyłębski.

Dodaje, że jeśli w Polsce jesienią wygra opozycja, to będzie próbowała dogadać się z Niemcami w tej sprawie tak, jak było to w przypadku polskich robotników przymusowych w III Rzeszy.

(Opozycja) będzie próbowała, przy współpracy z Niemcami jakość obejść ten temat, załatwić go połowicznie, jak do tej pory było to załatwiane, np. w przypadku robotników przymusowych, które miało miejsce, które się odbyło, ale kwoty, które ci ludzie dostali, są śmieszne. Bo jeśli ktoś za 3 lata pracy w Niemczech dostaje 200-300 euro, to jest kompletny absurd. Podobnie będzie jeśli totalna opozycja wygra, rozwiąże ten problem pozornie i on będzie cały czas problemem w naszych relacjach

 - mówił gośc popołudniowej rozmowy Radia Poznań.

Andrzej Przyłębski przypomniał niedawną wizytę ministra Mularczyka w Niemczech. Spotkał się on z członkami polsko-niemieckiej grupy parlamentarnej w Bundestagu. Było też spotkanie w formule zamkniętej, na temat odszkodowań, w Niemieckim Towarzystwie Polityki Zagranicznej, w którym zasiadają byli i obecni politycy niemieccy.

 

Poniżej pełny zapis rozmowy:

 

Roman Wawrzyniak: Niezależny pełnomocnik niemieckiego rządu do spraw wykorzystywania seksualnego dzieci wydał materiały edukacyjne, w których Polacy są przedstawiani jako ci, którzy nienawidzą gejów, a wiara katolicka opiera się na nienawiści. Sprawę nagłośnił pana następca w Berlinie, Dariusz Pawłoś. Skąd zdaniem pana taka narracja w tym oficjalnym urzędzie?

Andrzej Przyłębski: To ciąg dalszy niechęci części społeczeństwa niemieckiego do Polski, próba dyskredytowania nas, to była walka przez stereotypy, w rodzaju konia, który ciągnie biedny wóz - takie były obrazki Polski z lat 90-tych. Teraz to obraz Polaków jako homofobów, dołącza się chrześcijaństwo, które jest jakimś zagrożeniem dla seksualnych odmienności. Nie zauważa się, że penalizacja zachowań seksualnych w Polsce było w latach 20. A w Niemczech dopiero w 70., więc nasza tolerancja w tej dziedzinie jest dużo większa. Portretowanie matki-katoliczki, która odrzuci swojego syna, jeśli on się przyzna, że jest gejem - to przesada. Wynika to z postrzegania chrześcijaństwa, na zachodzie mamy do czynienia z upadkiem chrześcijaństwa. Protestantyzm wcześniej jakość funkcjonował, ale teraz jest jakąś chimerą. Katolicyzm w Niemczech bardzo szwankuje, więc chrześcijaństwo schodzi na dalszy plan. Na pierwszy plan wychodzą lewicowe ideały nowego człowieka, pozbawionego biologicznej płci. Każdy, kto się z tym nie zgadza, kto mówi, że są dwie płci i pewne dysfukcję w ramach tych płci, a nie 28 płci, to budzi zdenerwowanie na zachodzie. Niemcy mają dużą siłę ekonomiczną ze względu na wielkość kraju, prowadzą tę walkę, którą jest walką z polska tradycją i kulturą.

Czy powinniśmy reagować na takie działania?

Tak, jak zareagował Pawłoś, co najmniej tak tłumacząc, że chrześcijaństwo to religia dobra, a więc odrzucanie własnych dzieci z powodu homoseksualizmu jest trudne. To może się zdarzyć, ale on wtedy jest mało chrześcijański - on odstępuje od własnej wiary i to trzeba Niemcom uświadamiać, żeby pokazywać, że atakując chrześcijaństwo, atakują fundamenty europejskiej kultury. Tej kultury nie byłoby bez chrześcijaństwa. Oczywiście nie byłoby także bez filozofii greckiej czy łacińskiej koncepcji prawa.

Trudno się dziwić, jak czyta się to, co piszą przedstawiciele niemieckiego episkopatu, przynajmniej w części lewicowej. Mieliśmy ostatnio wizytę w Polsce polityków z komisji kultury i nauki Parlamentu Europejskiego. Byli to przedstawiciele lewicowo-liberalnych ugrupowań. Sprawdzali wolność słowa w Polsce, odwiedzając ministerstwo edukacji, ministerstwo kultury, KRRiTV. Minister Czarnek został wyzwany, że był brutalny i agresywny. Na czym polega ta brutalność?  Prof. Czarnek przypomniał, co niemieckie gestapo robiło w obecnym budynku ministerstwa. Politycy w Niemczech nie znają historii. Usłyszana prawda ich oburza?

Ta wizyta była na zamówienie naszej totalnej opozycji, reprezentowanej także w Parlamencie Europejskim, ona przyjechała z gotową tezą, że w Polsce nie ma wolnych mediów, co jest wielkim absurdem. W czasie bycia ambasadorem w Niemczech cały czas podkreślałem, że wolność mediów w Polsce jest dużo większa, niż w Niemczech, nie dlatego, że dziennikarze są tacy wolni, ale pluralizm mediów generuje taką wolność, można łatwo utracić słuchacza, który kupi inną gazetę, jeśli się mówi bzdury. W Niemczech większość mediów mówi to samo i tam wolności mediów. Ale wracając do ministrów - Czarnka i Sellina, ta ekipa jest lewicowa, czy lewacka, przyjechała z pewną tezą. Przytoczenie przez ministra Czarnka przykładu budynku ministerstwa edukacji, gdzie mieściło się gestapo (...) Trudno się dziwić ministrowi, że, spotkawszy taką butę niemiecką, niechęć do słuchania argumentów, ostro zareagował. Doskonale to rozumiem, wydaje mi się, że tak trzeba reagować na takie nonsensy, na taką niechęć zdobycia wiedzy. Nie chcą być poinformowani, chcą pobiec najpierw do TVN, a potem w Parlamencie Europejskim bzdury na temat Polski i także w odniesieniu do finansowania kultury, bo to było w przypadku ministra Sellina, że lewicowa kultura jest niedofinansowana, ideologicznie sekowana. To absurd, wszystkie wartościowe rzeczy lewicowej kultury są prezentowane w mediach publicznych, ale miejsca na dewiacje nie powinno być - na przykład w naszych teatrach warszawskich.

Wiceszef MSZ Arkadiusz Mularczyk spotkał się na początku tygodnia w Berlinie z parlamentarzystami niemieckimi, poruszył sprawę odszkodowań dla Polski i mówił, że to element dialogu ze stroną niemiecką. Czy w kontekście tego, o czym mówiliśmy, ten dialog jest możliwy?

Jest trudny, ale możliwy. We wczorajszej Gazecie Polskiej Codziennie ukazał się mój duży wywiad na ten temat, również na temat wizyty, która miała dwa ważne elementy. Jeden to spotkanie z parlamentarzystami, którzy należą do polsko-niemieckiej grupy parlamentarnej Bundestagu - oni są trochę lepiej o Polsce poinformowani, są trochę bardziej otwarci i rozumieją naszą sytuację. Także w tym sensie, że większość społeczeństwa życzą sobie jakiegoś odszkodowania, w postaci reparacji. Ale minister Mularczyk spotkał się też w takim formacie zamkniętym, w Niemieckim Towarzystwie Polityki Zagranicznej, które gromadzi obecnych i byłych polityków. Tam w formule zamkniętej ten temat był trochę głębiej omawiany. Gotowość na dialog powstanie w Niemczech po wygranych wyborach zjednoczonej prawicy, bo jeśli wygra totalna opozycja, to ona nie wygasi tego tematu całkiem, bo nie życzy sobie tego społeczeństwo polskie. Ale będzie próbowała, przy współpracy z Niemcami jakość obejść ten temat - jak do tej pory było to załatwiane, np. w przypadku robotników przymusowych, które miało miejsce, które się odbyło, ale kwoty, które ci ludzie dostali, są śmieszne. Bo jeśli ktoś za 3 lata pracy w Niemczech dostaje 200-300 euro, to jest kompletny absurd. Podobnie będzie jeśli totalna opozycja wygra, rozwiąże ten problem pozornie i on będzie cały czas problemem w naszych relacjach,. To realny problem w stosunkach polsko-niemieckich, który nie zniknie, są pokolenia wnuków, prawnuków, ludzi ograbionych z majątku. Nigdy nie będzie otwartości w relacjach, dopóki jakaś postać zadośćuczynienia nie zostanie przekazana.

https://radiopoznan.fm/n/fIgLdW
KOMENTARZE 0