NA ANTENIE: Klawiszem pisane
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Polska i Polacy zdali egzamin życia i historii - mówi dyrektor Caritas w Charkowie

Publikacja: 11.10.2022 g.18:41  Aktualizacja: 11.10.2022 g.19:06
Poznań
Ojciec Wojciech Stasiewicz odwiedził dziś Poznań, aby uczestniczyć w upoważnieniu przez miejskich radnych prezydenta Jacka Jaśkowiaka w przekazaniu środków finansowych na pomoc humanitarną dla mieszkańców partnerskiego Charkowa.
Ojciec Wojciech Stasiewicz dyrektor Caritas w Charkowie - Wojtek Wardejn - Radio Poznań
Fot. Wojtek Wardejn (Radio Poznań)

"To piękne i wzruszające, że ponad podziałami politycznymi udało się tego dokonać" - mówił o. Wojciech Stasiewicz.

Proszę sobie wyobrazić, że osób, które tę pomoc otrzymują, bardzo wiele osób jest ze łzami w oczach, niektórzy płaczą, tak bardzo wzruszająco... Oni tę pomoc odbierają bardzo personalnie, że za tą pomocą stoją konkretni ludzie, którzy też sobie czegoś odmówili, żeby pomóc i wesprzeć. To są konkretne rodziny, nasi przyjaciele, którzy w tak ważnym i tak bardzo tragicznym wydarzeniu, ale że Polska i Polacy zdali egzamin życia, a być może i historii. Historia to z pewnością oceni, że nie byliśmy obojętni, nie tylko w słowach wspomagaliśmy albo w jakichś dziwnych deklaracjach, które nie miały potem spełnienia, tylko konkretnie od pierwszego do ostatniego dnia wojny byliśmy razem

- mówi duchowny.

Radni upoważnili prezydenta do przekazywania stałej, regularnej pomocy Charkowowi w zależności od potrzeb.

Podczas dzisiejszego spotkania samorządowcy mówili, że pomoc będzie szła w setkach tysięcy złotych, a może przekroczyć nawet milion. 

O. Wojciech mówił, że obecnie najbardziej potrzebne są ciepłe ubrania na zimę, leki, a także piecyki do ogrzewania pomieszczeń, w których przed rosyjskimi atakami kryją się mieszkańcy Charkowa.

Cała rozmowa poniżej:

Roman Wawrzyniak: Został ojciec dzisiaj zaproszony do Poznania, który jest miastem partnerskim dla Charkowa, ale pewnie też słyszał o ostatnich bombardowaniach miasta. Rosjanie atakują obiekty cywilne i całą infrastrukturę na Ukrainie po ostatnim incydencie na Moście Kerczeńskim. Co dzieje się w Charkowie? To chyba wciąż miasto jednak frontowe.

O. Wojciech Stasiewicz: Z pewnością. Trzeba pamiętać, że Charków od pierwszego dnia, po dzień dzisiejszy, jest ostrzeliwany w różnej częstotliwości. Na początku to były działania dywersantów, ostrzały z pobliskich wsi, małych miejscowości, bo tam Rosjanie byli przez blisko 6 miesięcy, więc również ostrzały artyleryjskie były na różnego rodzaju obiekty i osiedla w Charkowie. Trzeba też pamiętać, że pierwsze tygodnie, to były też ostrzały z samolotów i przez praktycznie 7 miesięcy jesteśmy ostrzeliwani z pobliskiego miasta Biełgorod. Stamtąd jest najwięcej zniszczeń, bo są to ataki rakietowe, bo odległość od tego miasta do Charkowa, to jest 40 km, więc okazuje się, że obrona przeciwlotnicza nie jest w stanie w tak krótkim czasie zbić tych rakiet. Niestety, ale miejsce strategiczne jest dobre, ale najbardziej doświadczamy tych ostrzałów rakietowych.

Zdaję sobie sprawę, że każde pytanie o sytuacje na miejscu może zabrzmieć banalnie w sytuacji, kiedy na domy i głowy ludzi spadają realne bomby, które zabijają. Da się w tym mieście żyć? Jak żyjecie? Jak mieszkańcy sobie radzą? Zostali tam jeszcze?

Panorama tych wydarzeń w Charkowie ona jest z jednej strony zmieniająca się, bo każdy dzień, to jest... Trzeba powiedzieć, że codziennie kładę się spać ze słowami „Od nagłej i niespodziewanej śmierci, zachowaj mnie Panie”. Każda noc może być ostatnią nocą. Każdy dzień może być ostatnim dniem, bo nie czujemy bezpieczeństwa. Nie wiem, z której strony i jak... Najbardziej cierpią zwyczajne osoby, cywile. Dramat wojny widać przede wszystkim po dzieciach, bo to dzieci zamieszkujące od 7 miesięcy piwnice, w fatalnych, krytycznych warunkach. Skala tych potrzeb jest ogromna. Charków do wybuchu wojny liczył 1 milion 700 tys. osób...

Ogromne miasto.

Tak. Tak. Dzisiaj z pewnością miliona nie ma. Oczywiście to jest taka skala, że jak jest choć trochę bezpieczniejszy tydzień, to część osób wraca, ale kiedy znowu pojawiają się ostrzały, to część osób wyjeżdża. Jeżeli zostało do miliona osób, to nie widać studentów, dzieci, tej aktywności i życia. Fabryki, produkcja, jakiekolwiek zawody, to, co do wybuchu wojny było głównym utrzymaniem dla ludzi, nie funkcjonuje. Całościowo, albo częściowo zniszczone są zakłady produkcyjne, które są pozamykane. To jest takie miasto na wpół wymarłe, choć drugie pod względem wielkości na Ukrainie. Ciągle jest to pytanie, co przyniesie przyszłość i jaka będzie zima. Tych pytań jest w ludziach ogrom, ale każdy żyje nadzieją, żeby usłyszeć, że wszystko się skończyło. Ale niestety to jeszcze trochę potrwa.

Dopytam o tę infrastrukturę, czy da się żyć? Ludzie mają jakąś możliwość dogrzewania pomieszczeń, nawet tych piwnic, czy to jest kompletnie niemożliwe? Jak to wygląda, jeżeli chodzi o dostawy gazu, prądu, wody?

To wszystko zależy od dzielnicy Charkowa. Są takie, które od 7 miesięcy nie mają tych podstawowych źródeł do życia, czyli wody, gazu i prądu. Trzeba powiedzieć, że generalnie jakoś to funkcjonuje. Oczywiście są przerwy w dostawach... Po wczorajszym ataku jesteśmy od dwóch dni bez światła. Przed miesiącem, kiedy było potężne uderzenie na węzeł energetyczny, to przez blisko 2 tygodnie niektóre miejsca były bez światła. To wszystko jest takie... jest, ale może zaraz nie być. Te wszystkie wioski, miejscowości pod Charkowem... Ludzie tam żyją i przyzwyczaili się do tej nienormalności. Normalnością jest to, że nie mamy światła i gazu, a wodę czerpiemy ze studni od sąsiada. Każdy sobie jakoś radzi. To jest na takiej zasadzie, że wiemy, że jest trudno i ciężko i pomagamy sobie i nie upadamy na duchu. Ta codzienność w Charkowie jest bardzo smutna, bo co z tego, że sklepy w Charkowie są w miarę wyposażone, ale ceny są skaczące, co zależy też od kursu walut.... Sklepy są, ale kto może sobie pozwolić na normalne robienie zakupów, skoro ludzie od 7 miesięcy praktycznie nie pracują, nikt nie robił zapasów przed wojną, nikt nie odkładał pieniędzy. Ta codzienność jest niestety smutna i ciągle dynamiczna, co daje się we znaki w związku z tym, co robi sąsiad-okupant.

Dociera do Charkowa pomoc? Jak jest zorganizowana?

Z pomocą trzeba powiedzieć tak, że przez ostatnie dwa miesiące, ona bardzo zmalała. Wiadomo, że pomoc była głównie dostarczana na Ukrainę z Polski. Polska przez tych 7 miesięcy, zarówno tutaj na miejscu, jak i przez przekazywaną pomoc, robiła i wciąż robi bardzo dużo. Z uwagi na to, że te potrzeby się cały czas zwiększają, bo bieda cały czas się rozwija, a pomoc jest dostarczana o wiele mniej. To już nie jest takie pospolite ruszenie w jakiejś części też i Europy, bo oni też coś dostarczali. Tak, żeby zobrazować, wcześniej Caritas w Charkowie otrzymywał w tygodniu 2-3 tiry, a teraz raz na dwa tygodnie dostajemy jednego tira. Tej pomocy humanitarnej się dużo zmniejszyło. Nie mówię o tym oczywiście w takich kategoriach, że jest źle i tragicznie, i dlaczego nam nikt nie pomaga. Pomagają nam zarówno ludzie z Polski, jak i organizacje, ale tej pomocy na pewno potrzebujemy bardzo dużo, bo tylko w skali tygodnia tę pomoc przekazujemy dla blisko 15 tys. ludzi. To jest taka bardzo ograniczona pomoc, bo nie jesteśmy w stanie wszystkim na wszelkie sposoby pomagać. Współpracujemy też z innymi organizacjami i wolontariuszami. Staramy się, żeby ta pomoc, choć mała, ale zawsze docierała do każdego człowieka.

Czego brakuje i jak można pomóc?

Aktualnie zbliża się zima i największym wyzwaniem są lekarstwa, coś ciepłego na zimę, jakieś kurtki, buty i tak jak wcześniej, artykułów spożywczych. Teraz ludzie pytają też o świeczki, bo zdają sobie sprawę, że będzie trudna zima i w piwnicach może nie być światła, więc próbujemy zamawiać takie świeczki po najniższej cenie. Organizujemy też „burżujki”, czyli takie piecyki na drzewo, żeby służyły ogrzewaniu, ale żeby można na nim też podgrzać wodę, bo nikt nie jest nam w stanie przekazać informacji, co będzie z gazem, czy w ogóle w tej wschodniej części będzie. Na różne sposoby jakoś się organizujemy, trochę na zasadzie strachu, ale trzeba myśleć o tych potrzebach i przede wszystkim na miarę możliwości przekazujemy tę pomoc.

Co ojciec robił dzisiaj w Poznaniu?

Uczestniczyłem w bardzo wzruszającym i przepięknym wydarzeniu, bo zobaczyć polityków różnych partii, którzy na co dzień nie mają wspólnego dialogu, a tutaj piękna inicjatywa ze strony Poznania, pana Jacka, który był w Charkowie – słynny piekarz, który pomagał, jak na niego często mówią „Poljak z Poznania”, bo nie są w stanie wymówić imienia „Jacek”...

Gościłem go nawet na naszej antenie.

To świetnie! To niezwykły, aktywny człowiek, z troską o potrzebujących. To on nas z tą inicjatywą zapoznał i pokazał, że warto jest pomagać. On uruchomił kontakty w Poznaniu i dlatego dzisiaj moja obecność na pięknym i wzruszającym spotkaniu. Myślę, że to wręcz historyczne spotkanie, bo nie wiem, czy któreś miasto w takiej skali chce pomagać konkretnemu miastu i konkretnym ludziom. To jest bardzo budujące.

Deklaracja polityczna padła ponad podziałami, że będzie pomoc finansowa dla Caritas, gdzie bezpośrednio zostanie ona przekazana ludziom w Charkowie.

Tak. Przede wszystkim padły słowa, że to nie będzie jednorazowe przekazanie części pieniędzy, tylko jest projekt i plan, żeby to była systematyczna i długofalowa pomoc na miarę możliwości. Wiadomo, że w Polsce też jest trudno, bo następstwa tej wojny są tutaj bardzo odczuwane, ale to niezwykle budujące, szczere, konkretne, rzeczowe wsparcie, które będzie w Charkowie. A Charków cały czas żyje Poznaniem, z uwagi na to, że w jednej dzielnicy jest stare kino, które nazywa się „Poznań”, więc myślę, że bardzo dużo mieszkańców Charkowa wie, co to słowo znaczy, a teraz poprzez przekazywanie tej pomocy, jeszcze bardziej to słowo się utrwali, tak jak przyjaźń między Poznaniem a Charkowem.

Jest takie staropolskie powiedzenie, że przyjaciół poznaje się w biedzie, nawet jeśli ta bieda nam do okien zagląda. To pewnie jest nieporównywane z tym, co przeżywają mieszkańcy Charkowa.

Z pewnością, ale zwróciłbym uwagę na coś głębszego, niż tylko przekazywanie pomocy humanitarnej. Wiadomo, to jest największe, co możemy zrobić, ale proszę sobie wyobrazić, że osób, które tę pomoc otrzymują, bardzo wiele osób jest ze łzami w oczach, niektórzy płaczą, tak bardzo wzruszające... Oni tę pomoc odbierają bardzo personalnie, że za tą pomocą stoją konkretni ludzie, którzy też sobie czegoś odmówili, żeby pomóc i wesprzeć. To jest najbardziej budujące, że w tej biedzie tej wojny wiemy, że nie jesteśmy sami, nie jesteśmy osieroceni, ale są z nami konkretni ludzie. To są konkretne rodziny, nasi przyjaciele, którzy w tak ważnym i tak bardzo tragicznym wydarzeniu, ale że Polska i Polacy zdali egzamin życia, a być może i historii. Historia to z pewnością oceni, że nie byliśmy obojętni, nie tylko w słowach wspomagaliśmy albo w jakichś dziwnych deklaracjach, które nie miały potem spełnienia, tylko konkretnie od pierwszego do ostatniego dnia wojny byliśmy razem.

https://radiopoznan.fm/n/ejXI9z