Według użytkownika Twittera, który zamieszcza treści związane z polską polityką, Donald Tusk dogadał się z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem i Szymonem Hołownią w sprawie wspólnych list.
"Rzeczywiście jest to bardzo możliwe" – ocenił podczas rozmowy na antenie Radia Poznań wiceminister edukacji i nauki, Tomasz Rzymkowski.
PSL jest w tej chwili w dużym problemie. Nie widać specjalnie perspektywy nowego żywiciela, takiego nowego Pawła Kukiza, który mógłby im dać trochę soków witalnych. Szymon Hołownia i jego projekt polityczny był od początku konstruowany przez ludzi Donalda Tuska i też sam Szymon Hołownia od czasu występu Donalda Tuska w minioną sobotę specjalnie nie uaktywnia się politycznie
- dodaje wiceminister.
Tomasz Rzymkowski podkreśla, że pomysł wspólnych list był już realizowany w ramach wyborów do Parlamentu Europejskiego i nie przyniósł żadnego efektu. Twierdzi też, że samodzielny start Lewicy i Konfederacji tylko utrudni opozycji walkę. Wspólne listy mogą w jego opinii osłabić niektórych kandydatów, którzy stracą poparcie ze względu na współpracę z kandydatami innych opcji.
Na rzekomych wspólnych listach ma znaleźć się 24 jedynek z Koalicji Obywatelskiej, 11 z Polski 2050 i 6 z Polskiego Stronnictwa Ludowego. Jeśli chodzi o stolicę Wielkopolski, padają nazwiska Jaśkowiak oraz Kopacz.
Poniżej cała rozmowa w Wielkopolskim Popołudniu:
Bartosz Garczyński: Czytam na portalu „Euractiv”, że skrajnie prawicowe partie z 16 krajów, w tym PiS z Polski czy Fidesz z Węgier zjednoczyły siły, aby uczestniczyć w debacie na temat przyszłości Unii Europejskiej. Jak pan się czuje jako przedstawiciel skrajnej prawicy?
Tomasz Rzymkowski: Bardzo dobrze się czuję, jeśli mówią tak europejscy komuniści czy socjaldemokraci bądź byli chadecy. To jest nobilitujące niewątpliwie.
Znalazła się tam taka konkluzja. Współpraca narodów europejskich powinna opierać się na tradycji, szacunku dla kultury i historii państw europejskich oraz dziedzictwa judeochrześcijańskiego i wspólnych wartości, które jednoczą nasze narody, a nie na ich zniszczeniu. Czy ktoś chce zniszczyć te wartości?
My obserwujemy proces niszczenia tych wartości, a właściwie tworzenia nowych w ich miejsce, od lat. To znaczy, nie słyszymy o wartościach, na których wspólnoty europejskie, a wcześniej Europejska Wspólnota Węgla i Stali, czyli chrześcijaństwie, które łączyło różne narody i kultury w ramach Europy. Tą wspólną płaszczyzną dla powstania po wojnie wspólnoty państw europejskich było chrześcijaństwo. I to chrześcijańscy demokraci odwołujący się do tej tradycji Europy oraz jej trzech filarów, czyli prawdy w rozumowaniu greckim, jako prawdy obiektywnej, prawa rzymskiego rozumianego jako stabilność prawa. Rodzina jako fundament całego społeczeństwa i etyka chrześcijańska, która łączyła narody europejskie jako płaszczyzna. A teraz słyszymy o nikomu nic mówiących wartościach europejskich, a jak pytamy o ich szczegóły, to jest to chociażby propaganda LGBT. To są wartości europejskie, które stoją w jawnej krytyce chociażby z etyką chrześcijańską.
Podnosi się takie argumenty, że te wartości europejskie to tolerancja, otwartość, tutaj raczej idzie to w tym kierunku, niż tylko i wyłącznie LGBT. Nie ma pan takiego wrażenia?
Tak, oczywiście. Do tego jeszcze bym powiedział, że dochodzi pogwałcenie pierwszego filaru, czyli prawdy greckiej. Z jednej strony słyszymy o poszanowaniu odmienności, ale ta odmienność jest tolerowana tylko w przypadku przybyszów spoza Europy. Natomiast ta różnorodność państw europejskich, o czym mówiłem na wstępie, bo zupełnie inaczej wygląda oblicze państwa Francuskiego, a zupełnie inne oblicze ma naród i historia Niemiec, które są zjednoczone raptem od ponad stu paru lat. Inaczej wygląda historia półwyspu Apenińskiego, zupełnie inaczej Iberyjskiego czy krajów Europy Środkowowschodniej. Każde z tych państw ma inną kulturę, inny język, tożsamość i historię. My jesteśmy dziś jako członkowie Unii Europejskiej zróżnicowani i na to zróżnicowanie absolutnie nie ma zgody ze strony tej czapy biurokratycznej. To znaczy, mamy być tolerancyjni i przyjmować różnorodność tych cywilizacji i kultur spoza obszaru europejskiego, natomiast w ramach samej wspólnoty, ma być taka swoista leninowska aura i to jest taki główny powód, dlaczego doszło do takiej wspólnej deklaracji środowisk politycznych z szeregu państw członkowskich Unii Europejskiej, zwłaszcza z tych największych państw i ze strony tych formacji, które rządzą tymi państwami. Myślę tu przede wszystkim o Polsce i Węgrzech. Ale też bardzo liczące się siły polityczne jak hiszpański Vox, jak Liga czy Bracia Włosi, to są też formacje polityczne, które zapewne po kolejnych wyborach przejmą na nowo ster rządów we Włoszech, czy chociażby Front Narodowy we Francji, który chociażby wygrał tam wybory do Parlamentu Europejskiego. Ze względu na inną ordynację wyborczą do Europarlamentu niż do parlamentu francuskiego, ale przecież Marine Le Pen weszła do drugiej tury.
Ta ordynacja jest dosyć specyficzna z tego, co mi wiadomo. Liczycie w tych nowych wyborach na zmianę orientacji światopoglądowej, na większy wpływ konserwatystów na przyszłość Unii Europejskiej?
Nie. Mi się wydaje, że chodzi o stworzenie na sam początek, w perspektywie czasu można też patrzeć na tę perspektywę, o której pan mówił. Na chwilę obecną najważniejsze jest stworzenie swoistej wspólnoty europejskiej wewnątrz Unii Europejskiej. Stworzenie takiego poczucia, dla wszystkich mieszkańców poszczególnych państw członkowskich, że są siły polityczne, w ich ojczyznach i innych państwach członkowskich, które widzą sens istnienia różnorodności państw członkowskich Unii Europejskiej, które rozumieją, szanują tożsamość kulturową i narodową i odmienność na tle innych państw. Siły polityczne, które uważają, że wartością Unii Europejskiej i samej Europy jest ta różnorodność kulturowa, bo wielkość Europy mierzy się miarą jej ekspansji kulturowej w dziejach świata. Europa była tym najwspanialszym rejonem świata, który oddziaływał na obie Ameryki, na Afrykę czy na Azję, a nawet na Australię. Wszystkie kontynenty świata patrzyły w Europę, jako miejsce, które jest krynicą wiedzy i wartości.
Chyba poniekąd ten etap już się zakończył, prawda?
No właśnie między innymi z tego powodu Unia Europejska stwierdziła, że musimy być ujednoliceni kulturowo. Tu się nie da wprowadzić systemu unifikacji, systemu metrycznego jeśli chodzi o świat wartości i postrzeganie pewnych procesów, tym bardziej, jeśli stosujemy krzywą miarkę, a krzywą miarką jest zachowanie pewnych wartości. Pod płaszczykiem mówienia o tolerancji walczy się z wartościami chrześcijańskimi. Stąd prześladowanie w niektórych państwach tych osób, które w sposób wartościowy i konserwatywny tożsamościowo podchodzą do pewnych kwestii. Nie chodzi o żaden szowinizm czy nacjonalizm, tylko o respektowanie systemu wartości, który w pewnych państwach jest od wielu pokoleń kultywowany.
García Pérez stwierdziła, że: „skrajna prawica ma pokręconą wizję patriotyzmu, wyklucza każdego, kto nie myśli tak jak oni, a to jest wyraźne zagrożenie dla Europy. Nacjonalizm doprowadził do drugiej wojny światowej”.
W pewnym sensie tak. Ale to przede wszystkim socjalizm doprowadził do drugiej wojny światowej, albo można powiedzieć, że ideologie lewicowe, to znaczy, gdyby nie komunizm sowiecki, Adolf Hitler nie doszedłby do władzy w Republice Weimarskiej. Nie zaatakowałby Polski 1 września 1939 roku. Pod tym względem to ma się nijak. Przypomnijmy, że Adolf Hitler również był czołowym działaczem, bo jego partia nazywała się Narodowosocjalistyczna Partia Niemiec.
Wasz sojusz często jest określany jako realizacja planu Putina. Chodzi o to, że podzieloną na narodowe interesy Europę można łatwiej ograć na pułapie międzynarodowym. Tak krytycy bardziej narodowej wizji Europy opisują waszą koncepcję.
Coś w tym jest, tylko ja bym to odwrócił w drugą stronę. Wszyscy, którzy próbują wprowadzić taką leninowską urawniłowkę w Europie, mają świadomość tego, że próba unifikacji systemu wartości i tożsamości europejskiej w poszczególnych państwach Europy wywoła ferment, wywoła oburzenie społeczne i to obserwujemy i to jest na pewno na rękę Władimira Putina. Więc ja odwracam to w drugą stronę. To znaczy, brak poszanowania wartości ważnych dla poszczególnych narodów i państw Unii Europejskiej, poprzez administracyjne i absolutnie subiektywne postrzeganie pewnych kwestii, z pogwałceniem woli narodów poszczególnych państw członkowskich jest o wiele bardziej na rękę Władimira Putina niż powrót do korzeni Unii Europejskiej. Wtedy, kiedy istniało imperium zła, myślę o okresie zimnej wojny, Związek Sowiecki nie interweniował i nie był w stanie naruszyć interesów tych państw członkowskich, mimo o wiele dalej idącej suwerenności poszczególnych państw w ramach wspólnot europejskich. Jeżeli teraz, w przypadku Unii Europejskiej, to znaczy, ten ruch wielu podmiotów politycznych w krajach wspólnoty uważa, że należy odwrócić to do korzeni. Korzeni aksjologicznych, wartości, na podstawie których wspólnoty zostały utworzone, ale również celu, powrócić do tego samego celu, który nam wówczas przyświecał. To znaczy zachowania pokoju w Europie i wzajemnym wzrastaniu gospodarczemu poprzez współpracę w wymianie handlowej, poprzez te swobody, które zostały jasno zdefiniowane i obowiązują do chwili obecnej. Dzisiejsi eurokraci uważają, że należy stworzyć nowy system wartości, w oparciu o Marksa, Lenina, Trockiego i Engelsa, a z drugiej strony uważają, że celem samym w sobie jest po prostu unifikacja, stworzenie jednego państwa europejskiego, takich swoistych „Stanów Zjednoczonych Europy”, państwa federacyjnego. I na to absolutnie zgody państw członkowskich Unii Europejskiej nie ma.
Przejdźmy na koniec do polityki krajowej. Mam tutaj wpis na Twitterze użytkownika Szczery2015, jego wpisy są dosyć ciekawe, bo bardzo często pokrywają się z tym, o czym później się dowiadujemy. I nieoficjalnie, jak pisze w tym wpisie: „Tusk jest po rozmowach z Kosiniakiem i Hołownią, na pół roku przed wyborami mają ogłosić wspólną centrową listę antyPiS-u, ale bez Lewicy. Tusk chce wyciągnąć z SLD jedynie kilku polityków, do końca roku gotowy ma być zarys list, zwłaszcza jedynek”. No i pierwsze konkrety to 24 jedynki dla KO, 11 dla Polski 2050, 6 dla PSL, z czego w Poznaniu ma startować Jaśkowiak lub Kopacz, tak jest napisane. Jeśliby to się potwierdziło, jakby pan skomentował takie dzielenie tortu?
Ten eksperyment już raz był przeprowadzony podczas wyborów do Europarlamentu. Wówczas nie przyniósł on zakładanego efektu. Ja uważam, że jest to taka misterna konstrukcja, która miałaby szansę realizacji, gdyby cała opozycja się zjednoczyła, jak widzimy już na samym początku takiej wizji nie ma. Samodzielny start Lewicy czy Konfederacji powoduje jednak, że apetyt, mimo, że zbyt wysoki, PSL takiego dużego znaczenia nie ma, a Szymon Hołownia możliwe, że zwija swoje skrzydła. Jest to scenariusz moim zdaniem mocno prawdopodobny, natomiast absolutnie niedający żadnej gwarancji na sukces wyborczy.
Odgrzewany kotlet.
Możliwe, że nawet podcinający skrzydła niektórym formacjom, bo jednak ordynacja wyborcza w Polsce premiuje samodzielne starty aniżeli starty z blokowanych list, ponieważ animozje pomiędzy politykami na jednej liście wewnątrz jednego obozu politycznego powodują, że część wyborców nie oddaje na tę listę głosów. Czyli mówiąc w skrócie osobno mamy więcej aniżeli razem. Ale rzeczywiście jest to bardzo możliwe, bo PSL jest w tej chwili w dużym problemie. Nie widać specjalnie perspektywy nowego żywiciela, takiego nowego Pawła Kukiza, który mógłby im dać trochę soków witalnych. Szymon Hołownia i jego projekt polityczny był od początku konstruowany przez ludzi Donalda Tuska i też sam Szymon Hołownia od czasu występu Donalda Tuska w minioną sobotę specjalnie nie uaktywnia się politycznie, a jego parlamentarzyści, czyli ci przesiedleńcy z innych formacji politycznych, wykonują w tej chwili gesty pojednawcze wobec Platformy Obywatelskiej, z której część z nich zbiegła.