NA ANTENIE: Popołudnie z Radiem Poznań
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Wypędzeni i niemiecka hipokryzja

Publikacja: 24.06.2021 g.22:05  Aktualizacja: 24.06.2021 g.17:33
Świat
Felieton Aleksandry Rybińskiej.
Flaga Niemiec - http://dobraflaga.com.pl/
Fot. (http://dobraflaga.com.pl/)

II wojna światowa zakończyła się całkowitym moralnym i politycznym bankructwem Niemiec. Nic z tego, co obowiązywało do 1945 roku w sensie politycznym nie miało przyszłości. Niemcy jako naród byli tego świadomi, stąd ogromna gotowość do budowy nowego, demokratycznego państwa. Niegdysiejsi zwolennicy Hitlera zakąsali rękawy i zaczęli odbudowywać kraj. Denazyfikacji nie było. Wielu dawnych działaczy NSDAP wylądowało w zachodnioniemieckiej SPD, FDP oraz CDU i piastowało polityczne urzędy nawet do lat 80-tych XX wieku. Wspólnota milczenia, która miała miejsce w pierwszych latach po wojnie i którą akceptowały wszystkie partie polityczne, Niemcy uznają do dziś za niezbędną cenę sukcesu demokracji i budowy niemieckiego modelu dobrobytu.

Federalna struktura państwa, utrudniająca koncentrację władzy, została Niemcom narzucona przez zachodnich aliantów, podobnie jak „patriotyzm konstytucyjny”, który miał zastąpić ciągoty narodowe. Podział na dwa wrogie ideologicznie obozy, RFN i NRD, sprzyjał zmowie milczenia. Panowało wówczas przekonanie, że ponieważ Niemcy przegrali wojnę, stracili część swojego terytorium, są ofiarami. Mieli oni głębokie poczucie porażki i dziejowej niesprawiedliwości. Świadczy o tym książka nieżyjącego już pisarza i historyka Jürgena Thorwalda pdt. „Wielka ucieczka”, która ukazała się w 1949 roku i w której autor oskarża zachodnich aliantów o to, że rzucili Niemcy Sowietom na pożarcie. Niemieckie „powojnie” to okres poszukiwania normalności – uwolnienia od ciężaru historii. W NRD rozliczenia z przeszłością także nie było. Antyfaszyzm, który stał się tam ideologią państwową, negował własną winę, ponieważ wynikało to z oficjalnej definicji nazizmu. Uważano go za produkt imperializmu i kapitalizmu. W związku z tym cała odpowiedzialność spadła na Niemcy Zachodnie.

Rozliczenie z ponurym okresem III Rzeszy nadeszło w RFN dopiero wraz z rewolucją kulturową Ruchu 68, pod hasłem „wywietrzenia starego zaduchu”. Rozpoczęła się historyczna wiwisekcja, szczegółowy ogląd każdego aspektu kolektywnej zbrodni. Obaleniu uległ mit Niemców jako ofiar Hitlera, oraz Wehrmachtu jako honorowej formacji nieuwikłanej w Holocaust i okupacyjne masakry.

Jednocześnie Europa stała się dla Niemców czymś w rodzaju Ersatzu dla narodu, tej tożsamości narodowej, której mieć nie mogli.

Wraz ze Zjednoczeniem Niemiec i nastaniem „Berlińskiej Republiki” nasi sąsiedzi znaleźli się niejako w punkcie wyjścia. Wnuki pokolenia wojennego zaczęli się zwracać ku ofiarom po własnej stronie, tak jak pokolenie ich rodziców pytało o winę swoich ojców podczas wojny. Znów rozpoczęło się szczegółowe roztrząsanie niemieckiego losu, czyli powojennej ucieczki i wypędzenia. Niemiecka kultura pamięci zatoczyła koło. Kulminacją tego procesu jest Centrum Dokumentacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie w Berlinie – placówka, której pomysłodawczynią była Erika Steinbach, do 2017 r. posłanka CDU, a teraz polityk Alternatywy dla Niemiec (AfD). Została ona w poniedziałek uroczyście zainaugurowana z udziałem kanclerz Angeli Merkel. Po ponad 20 latach sporów, nie tylko historycznych, ale także politycznych, i mimo ostrego sprzeciwu Polski oraz Czech. Stało się tak dzięki determinacji niemieckiego rządu, który w 2008 r. przejął kontrolę nad procesem powstawania centrum. Władze w Berlinie były zdeterminowane, by wypełnić - jak twierdzą- tę bolesną lukę w niemieckiej pamięci, i to mimo iż polityczny wpływ ziomkostw za Odrą przez ostatnie lata znacznie zmalał. Jak przekonywała Angela Merkel podczas inauguracji nowa placówka ma służyć pojednaniu i dialogowi z narodami Europy, szczególnie na Wschodzie. A wystawa o wypędzeniu Niemców –dodała - została osadzona w szerszym, historycznym kontekście, czyli jest przedstawiona jako bezpośrednia konsekwencja niszczycielskiej wojny rozpętanej przez Niemcy.

Niesmak jednak pozostał. Trudno jest bowiem zrozumieć niemiecką potrzebę pochylania się nad własnym losem, gdy Berlin wciąż odmawia rozmowy o reparacjach, wypłacił polskim ofiarom III Rzeszy do dziś zaledwie groszowe odszkodowania, i to nie wszystkim, współcześni Niemcy prawie nic nie wiedzą o reżimie okupacji podczas wojny, który nie tylko stworzył Holocaust, ale też dążył do zniszczenia Polski jako nacji, a pomnik polskich ofiar wojny w Berlinie nie może powstać, bo rząd w Warszawie jest niewłaściwy, a moda na pomniki dawno minęła. Z punktu widzenia Polski wygląda to na zrównanie krzywd, ale Niemcy widza to z goła inaczej. Dla nich wypędzeni zapłacili wyższą cenę za wojnę, za którą byli odpowiedzialni wszyscy Niemcy. Jak pisze „Frankfurter Allgemeine Zeitung” centrum ma być swoistym podziękowaniem dla rodaków, którzy po ucieczce z „z Wrocławia, Kaliningradu, Szczecina, Gdańska, z Mazur, Prus Zachodnich, Wschodniej Brandenburgii, Czech i Moraw, krajów bałtyckich, Karpat, regionu Dunaju i wielu innych stron ojczystych, z sukcesem przyczynili się do odbudowy Niemiec.” Polskie protesty przeciwko projektowi widziane są przez większą część niemieckich komentatorów jako próba tabuizacji ciemnego rozdziału własnej historii.

Podczas gdy oni już dawno rozliczyli się ze swoich win. Wyciągnęli rękę do pojednania –z Francuzami, Rosjanami, i narodami Europy Środkowej i Wschodniej. Nie ma dla nich już zbiorowej winy, podziału na ofiary i katów. Była wojna, wszyscy w niej ucierpieli, Polacy i Niemcy. W niemieckich publikacjach historycznych jest mowa o końcu epoki powojennej. Miała ona nastać wraz z końcem zimnej wojny, Zjednoczeniem Niemiec, uznaniem granicy na Odrze i Nysie, traktatami polsko-niemieckimi oraz unijną integracją Europy Środkowej i Wschodniej. Historia nie powinna być więc dłużej elementem bieżącej polityki. Dziś Niemcy są państwem nowoczesnym, otwartym i tolerancyjnym, nie mającym już nic wspólnego z nazistowskim reżimem i tak właśnie chcą być postrzegane. Nie ma z ich punktu widzenia już żadnych otwartych historycznych kwestii. A centrum przeciwko wypędzeniom to tylko ostatni akapit tego długiego rozliczenia z przeszłością. Kilka eksponatów, by zaspokoić żądania ziomkostw, póki ostatni świadkowie tych wydarzeń jeszcze żyją.

Dla Polski, i jest to głównym źródłem historycznego sporu między Berlinem a Warszawą, wiele spraw pozostaje jednak wciąż otwartych. Do chwili obecnej Polska otrzymała z RFN świadczenia dla ofiar II wojny światowej na kwotę ok. 6 mld zł. To kwota nieprzyzwoicie mała w stosunku do strat, które Polska rzeczywiście poniosła. W skutek II wojny znaleźliśmy się za żelazna kurtyną, co cofnęło rozwój Polski o kilkadziesiąt lat. O tym Niemcy nie chcą rozmawiać, choć jednocześnie chętnie i często mówią o pojednaniu. Zanim może nastać pojednanie, musi być jednak zadośćuczynienie. Tego nasi niemieccy partnerzy nie chcą i nie potrafią zrozumieć. Oczywiście, że mogą upamiętnić losy wypędzonych, nie jesteśmy zresztą w stanie im tego zabronić. Ale tak długo jak nie zadośćuczynią należycie za swoje zbrodnie, będzie to trąciło relatywizmem.

Aleksandra Rybińska

https://radiopoznan.fm/n/qbOX3y
KOMENTARZE 1
Marek Jerzy
maras 27.06.2021 godz. 16:47
Jacy wypędzeni?!!! Są właścicielami wielu kamienic w Poznaniu, mają swoje fabryki w Polsce, w których (nadal za zaniżone wynagrodzenie) pracują dla nich i są wyzyskiwani Polacy. Ich Lidle i Kauflandy są w każdej dzielnicy.