NA ANTENIE: SHINY HAPPY PEOPLE (2023)/MICKY DOLENZ (THE MONKEES)
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Czy Wanda Błeńska to dobra patronka na nasze czasy?

Publikacja: 16.10.2020 g.11:33  Aktualizacja: 16.10.2020 g.11:56
Poznań
Gościem Kluczowego Tematu w Radiu Poznań był ksiądz Jarosław Czyżewski, postulator procesu beatyfikacyjnego poznanianki doktor Wandy Błeńskiej. Proces rusza w niedzielę na etapie diecezjalnym.
wanda błeńska  - archiwum
Fot. archiwum

Łukasz Kaźmierczak: Odwróćmy kolejność, od ogłoszeń parafialnych rozpocznijmy, w kościele z reguły jest inaczej, etap na poziomie diecezjalnym rusza w niedzielę, ma być uroczysta sesja trybunału, ale wszyscy zadają sobie pytania w czasie koronawirusa, czerwonej strefy w Poznaniu, biskup Szymon Stułkowski ma koronawirusa, a arcybiskup Stanisław Gądecki przebywa na kwarantannie. Czy w ogóle dojdzie do procesu beatyfikacyjnego?

Ksiądz Jarosław Czyżewski: Tak, dojdzie, choć znaków zapytania faktycznie było trochę w ostatnich dniach. Ksiądz arcybiskup delegował na tę uroczystość księdza biskupa Grzegorza Balcerka, który poprowadzi te uroczystości.

A wierni?

Wierni ze względu na restrykcje sanitarne w czerwonej strefie, w katedrze może przebywać ograniczona liczba osób, czyli w zasadzie jest to jedna osoba na 7 metrów kwadratowych. W praktyce jest to w katedrze 250 osób.

To pokazuje też rozmiary katedry swoją drogą.

Tak na szczęście mamy wybrany kościół na rozpoczęcie tego procesu bardzo duży. Więc jest możliwość, żeby przyjść, ale niech każdy to rozważy ze względu na swój stan zdrowia. Wówczas oczywiście, co jest naturalne, muszą być zakryte usta i nos, zachowana odległość. Jest możliwość uczestnictwa w wydarzeniu za pośrednictwem mediów. Zarówno w audycji w radiu diecezjalnym – Radiu Emaus, na profilu Wandy Błeńskiej na Facebooku i na kanale YouTube Katedry Poznańskiej.

Czyli zachęcamy raczej do internetowego śledzenia procesu beatyfikacyjnego Wandy Błeńskiej?

Pewnie tak. Ja nie zachęcam i nie zniechęcam, to faktycznie trzeba rozeznać.

Porozmawiajmy o samej doktor Wandzie Błeńskiej. Proponuję, żeby ksiądz zapomniał, że jest postulatorem procesu beatyfikacyjnego, i zapytam o to, bo znaliście się osobiście, czy ksiądz ma osobiste przekonanie o świętości Wandy Błeńskiej?

Tak. Ono się umacnia im więcej czytam o niej, szczególnie jej listów, to jestem o tym przekonany.

Taka skala wykładnicza występuje?

Trochę tak.

Czy możemy trochę zdradzić tajemnicę korespondencji. Ksiądz kiedyś na naszej antenie niektóre fragmenty notatek i listów, korespondencji Wandy Błeńskiej zdradzał, i ksiądz mówił, że tego jest coraz więcej.

Zgadza się. Pani Wanda prowadziła bardzo życie aktywne, jeśli chodzi o relację z ludźmi, na szczęście pisała wiele listów, choć narzekała w tych listach, że ma mało czasu, żeby je pisać, ale Bogu dzięki, że je pisała, i że to były takie czasy, że ludzie te listy jeszcze pisali.

Szczególnie jak się jest w Afryce. Wtedy ten kontakt pozostaje właśnie listowny. Co ksiądz znajduje charakterystycznego, wyjątkowego, w jednym konkretnym zapisie tych listów?

Uderzają mnie w sumie dwie najbardziej rzeczy. Z jednej strony zapis z pamiętnika, co prawda nie mamy jej pamiętników tak fizycznie, ale zostały one opublikowane w latach 80-tych przez jedną z jej przyjaciółek. Tam jest taki zapis, kiedy Wanda Błeńska wyjeżdża do Afryki, jest rok 1950, i w dniu wyjazdu pisze: „prócz fizycznego zmęczenia, ja mam pokój w sercu, i jakąś cichą spokojną radość, jestem zupełnie właściwie szczęśliwa, jako nic nie mająca, a posiadająca wszystko”. Drugi element, który mnie bardzo urzekł w jej listach, to jest fragment listu do księdza Aleksandra Woźnego, który także jest kandydatem naszej archidiecezji na ołtarze. W liście dzieli się w sumie dwoma takimi perspektywami. Z jednej strony pisze o takim swoim przekonaniu, kim jest w stosunku do swoich pacjentów, w stosunku do wykonywanej pracy, pisze bardzo szczerze, że ma poczucie, że jest fiaskiem. Dziwnie to brzmi. "Coraz lepiej sobie zdaję sprawę, z tego fiaska jakim jestem, z pogoni za wykonaniem tylu spraw, za wydajnością, kiedy przecież nie jest najważniejsze co wykonujemy, tylko to, jakimi jesteśmy”. I z jednej strony ona prowadzi bardzo głębokie życie duchowe. Mówi jednemu z misjonarzy, że gdyby nie codzienna eucharystia, nie miałaby sił tam pracować. Mówi, że jest przekonana, że jest to w Bożym zamyśle jej praca, i za to Mu dziękuje, ale jednocześnie zdaje sobie sprawę i jest krytyczna w ocenie samej siebie, ma takie trudności także duchowe, mówi o swoim „dziurawym” uczestniczeniu we mszy świętej, mówi, że nie ma czasem dnia, żeby nie wybuchła, że złości się okropnie.

Który święty nie ma takich problemów? Matkę Teresę z Kalkuty można chociażby przywołać.

Czy ojca Pio.

Długa tradycja niepokornych. Czy zgłaszają się ludzie z historiami o Wandzie Błeńskiej? Postulator jest taką skrzynką kontaktową troszeczkę, bo tak naprawdę ludzie muszą opowiadać historie, żeby doszło do beatyfikacji, musi przecież wydarzyć się cud.

Tak, ale na szczęście zgłaszają się osoby. Niemniej nie jest ich tyle, ile bym chciał. Jak najbardziej wciąż zachęcam, żeby takie osoby się kontaktowały, które znały Wandę Błeńską, które mają może listy. Drugim rodzajem relacji może być to, że ktoś nie znał Wandy Błeńskiej, ale się do niej modlił. I w ostatnim czasie wpłynęło kilka takich świadectw osób, które choć nie znały Wandy Błeńskiej osobiście, to gdzieś o niej słyszały, modliły się, i gdzieś doświadczyły w swoim życiu jakiegoś powiązania, że coś się w życiu wydarzyło, szczególnie jeśli chodzi o zdrowie, właśnie w związku ze stawiennictwem Wandy Błeńskiej.

Czyli dla postulatora to jest pewien haczyk, o który można się zaczepić?

To jest bardzo ważne, dlatego, że w ramach procesu, Watykan też pyta, czy jest jakiś kult. To znaczy, czy ta osoba, dzisiaj, jakoś te inne osoby, w środku grzeje, i czy jest sens akurat tę osobę wynosić na ołtarze a nie inną. Więc to jest bardzo ważne.

Widać, że jest taki kult, chociażby po frekwencji na cmentarzu na poznańskiej Nowinie, często tam bywam i widzę jak wygląda zawsze grób doktor Wandy Błeńskiej.

To wynika także z tego, że od 27 grudnia 2013 roku, czyli miesiąc po śmierci pani Wandy Błeńskiej, co miesiąc 27 dnia miesiąca jest msza święta w tamtejszej parafii, potem przy grobie jest różaniec, szczególnie gromadzi osoby młode, więc jest to bardzo budujące.

Doktor Wanda Błeńska, która opiekowała się trędowatymi, badała ich bez rękawiczek. Może to jest właśnie sam w sobie cud? Cud, że w tym wszystkim, mogła tyle lat funkcjonować jako matka lekarka, matka trędowatych, opiekunka chorych w Afryce.

Mówiła, że nie potrafiła inaczej, że chciała znieść wszelkie bariery między sobą a chorym, więc ona zbliżała jak się dało, choć oczywiście, nie oznacza to, że ona w ogóle tych rękawiczek nie zakładała. Nie zakładała, kiedy ich badała, dotykała. Zakładała rękawiczki oczywiście, kiedy mogła zarazić pacjenta, ona nigdy nie ryzykowała ich zdrowiem, kiedy rana była operowana. Poza tym, przez te wszystkie lata, jeśli miała kontakt z nimi, i w ten sposób podchodziła, nie chcąc, żeby pomyśleli, że się ich boi czy brzydzi, a zarazem, żeby też powodować, że ci, którzy patrzą na nią, jak na białą lekarkę, która dotyka ich bliskich gołymi rękoma, zachowując zasady higieny, to na pewno pomaga obniżyć strach przed trądem.

Dotykamy pewnie istoty posługi lekarskiej, nie tylko lekarskiej, doktor Wandy Błeńskiej. Ksiądz też to wielokrotnie podkreśla, że tak naprawdę nie leczyła tylko ciała. Starała się także o człowieka w całości zadbać. Także o jego duszę. Modliła się wielokrotnie za swoich pacjentów.

Powtarzała wielokrotnie, że nie wie, ilu chorym pomogła swoją wiedzą lekarską, a ilu wymodliła. Jej przyjaciel, także lekarz, mówił, że ona leczyła nie trąd, ale ludzi chorych na trąd. Więc faktycznie to takie podejście do pacjenta nie tylko takie techniczne, że jest choroba i trzeba ją wyleczyć, ale że jest cały człowiek, z jego lękami i nadziejami, i tą czułością, z jaką podchodziła do nich faktycznie jest takie przejmujące.

Myśląc o trądzie i pracy Wandy Błeńskiej, mam skojarzenia z dzisiejszą sytuacją, to też jest choroba zakaźna – koronawirus. Może to dobra patronka na nasze czasy?

Pewnie tak. Może różnica jest taka, że niejako pani Wanda leczyła chorych jednostronnie, to znaczy, że ci chorzy mogli zarazić panią Wandę Błeńską, ona ich też. Ale nie w takiej sytuacji jak mamy dzisiaj. Myślę natomiast tak. Tak przypadło, że ten proces rozpoczyna się w środku pandemii, z największymi ograniczeniami, które mamy w aktualnym czasie.

Ksiądz rozpatruje to jako jakiś znak?

Z czasem może przyjdzie większa refleksja, ale na pewno jest to wymowne, i wiele osób zwraca na to uwagę. Już nie mówiąc o tym, że jest to także Światowa Niedziela Misyjna, ale 18 października jest także świętem św. Łukasza, patrona lekarzy, więc to się wszystko dobrze spina.

Znaliście się z Wandą Błeńską, spotykaliście, ksiądz miał sporo takich okazji, żeby jeszcze z doktor rozmawiać już po powrocie na stałe do Poznania. Ksiądz pamięta wasze ostatnie spotkanie?

Zostałem ledwo księdzem. To było kilka dni, czy kilka tygodni po moich święceniach, to był czerwiec roku, w którym pani Wanda zmarła. Odprawiałem w moim domu mszę świętą razem ze studentami ze środowiska akademickiego koła misjologicznego imienia Wandy Błeńskiej dzisiaj. To było nasze ostatnie spotkanie. W listopadzie pani Wanda zmarła. Wcześniej to było między innymi takie spotkanie, które jak było, takie było, ale bardziej dotknęło mnie po kilku latach. To znaczy jak przed seminarium studiowałem politologię i pisałem pracę o angażowaniu dzieci w konfliktach zbrojnych, a że proceder dotyczył Ugandy, odwiedziłem Wandę Błeńską. Razem z jeszcze jedną osobą z koła misjologicznego zostawiliśmy taką karteczkę i zakładkę z podziękowaniem. To tyle. I wyszliśmy, po wszystkim. Po kilku latach jak przeglądałem materiały i z jednej z książek wypadła ta karteczka, zrobiło mi się tak bardzo miło, że to ona sobie zostawiła.

https://radiopoznan.fm/n/ztSEhT
KOMENTARZE 0