Jak powiedział, opozycja deklarowała chęć manifestowania w sposób konstruktywny, a tymczasem Donald Tusk i jego zwolennicy nie chcą dopuszczać do istnienia inaczej myślących Polaków, co było widoczne w czasie marszu 4 czerwca.
W zasadzie Zjednoczona Prawica, czyli prawdopodobnie 35 proc. Polaków to są ich zdaniem osoby, które nie powinny żyć, nie mają praw. To objaw na szczęście tylko werbalnego zdziczenia, który jest mniej niepokojący
- mówi prof. Żaryn.
"Przykro mi, że tak wielu Polaków nie ma żadnego poczucia demokratyzmu, żadnej umiejętności wydźwignięcia się z warstwy nienawistnej emocji" - mówi profesor Żaryn. Jak dodaje, trudno jest wobec istnienia takiego rzekomego partnera na jakąkolwiek dyskusję.
Przypomniał, że po stronie opozycji nie widać np. pomysłu, jak w przyszłości rozwiązać problem nadmiaru ukraińskiego zboża.
Cała rozmowa poniżej:
Roman Wawrzyniak: Kurz po manifestacji Donalda Tuska chyba opadł. Co widzi pan profesor po tym, jak ten kurz opadł, poza oczywiście śmieciami zostawionymi przez manifestujących?
Prof. Jan Żaryn: Widzę u siebie, w sercu, duży niepokój. Wynika z faktu nie tyle z tego, że opozycja potrafi się zorganizować, co z jakości dyskursu opozycji. Mimo deklarowanej przez liderów, szczególnie przez Donalda Tuska, ochoty do manifestowania w sposób konstruktywny i koncyliacyjny wobec rzeczywistości, a rzeczywistość jest taka, że wygrała w wyborach prawica, to de facto tamta strona jawi się jako totalitarna, niedopuszczająca istnienia inaczej myślących Polaków. W zasadzie Zjednoczona Prawica, czyli prawdopodobnie 35 proc. Polaków to są ich zdaniem osoby, które nie powinny żyć, nie mają praw. To objaw na szczęście tylko werbalnego zdziczenia, który jest mniej niepokojący. W tym marszu byli Polacy, jak ja i pan, przykro mi, że tak wielu Polaków nie ma żadnego poczucia demokratyzmu, żadnej umiejętności wydźwignięcia się z warstwy nienawistnej emocji, trudno jest wobec istnienia takiego rzekomego partnera na jakąkolwiek dyskusję. (...) Obserwowaliśmy takie struktury jak Obywatele RP, którzy przeszkadzali w obchodach smoleńskich (...) - których uczestnicy przyszli się modlić. Nawet fizycznie próbowali bić osoby uczestniczące, nie mając nic do zaoferowania, poza aktem nienawistnym. Wydawało się, że to margines społeczny - niestety nie. To część narodu.
To obrona demokracji, która wyklucza też demokrację, wyklucza innych ludzi.
Tak. To jest pewnego rodzaju mentalność, która stała się udziałem znaczącej części naszego narodu, to przykre i smutne, bo w momencie, kiedy istnieje porządek demokratyczny, to wszyscy się tej demokracji uczymy, nie twierdzę, że prawica nie czyni błędów. Błędy są w naturze człowieka, natomiast niewątpliwie Zjednoczona Prawica ma prawo uczestniczenia w życiu publicznym jako strona, która wygrała wybory.
Czy 4 czerwca w Warszawie Polacy usłyszeli jakieś propozycje, które mogłyby być ciekawszą propozycją, niż to, co proponuje Zjednoczona Prawica?
Oczywiście nie, to wynik takiego głębokiego wewnętrznego szamotania się, głównie Platformy Obywatelskiej, która z jednej strony ma świadomość, że jeżeli ma wygrać to musi wejść w szranki na obietnice z prawicą i nie może sobie pozwolić na stwierdzenie, że wszystkie programy społeczne zostaną z dnia na dzień anulowane. Elektorat PO jest beneficjentem rozwoju gospodarczego, którego jesteśmy świadkami, mimo tych bardzo trudnych warunków - wojny na Ukrainie, nie słyszałem, żeby istniała realna, mądrzejsza oferta, dotycząca rolnictwa. To nie jest zjawisko, które minie, tylko dlatego, że będzie tymczasowo zniesione cło na wybrane towary ukraińskie - to rzeczywistość, z którą będziemy musieli się mierzyć jako Polska przez nie miesiące, ale lata. Jak Ukraina wygra z Rosją, czego Ukrainie życzymy, to towary rolne z Ukrainy naprawdę mogę zalać nasz rynek i mogą się pojawić pośrednicy, którzy będą zainteresowani zniszczeniem polskiego rolnictwa. Na to trzeba odpowiedzieć. Ze strony opozycji żadnej oferty nie widać, po stronie prawicy widać próby ratowania sytuacji, choć można oczywiście poddać racjonalnej krytyce poprzedniego i obecnego ministra, ale tego też nie widać - nie ma kontroferty. Można szukać racjonalnych argumentów, tylko, że druga strona w ogóle nie jest przygotowana i zainteresowana.
Jakby rolnictwo dla drugiej strony nie istniało. Ta data - 4 czerwca - co w rzeczywistości świętowali manifestujący? Porozumienie z komunistami, zdradę narodu przez elity, czy wolne, jak sami mówią, demokratyczne wybory. A może powinniśmy świętować inną datę - 27 października 1991 roku, czyli powstanie pierwszego rządu bez komunistów.
Wszystkie te daty kryją w sobie dziś interpretację. Wybór tych dat - 4 czerwca 1989 i 1991 - a ja rozumiem, że ta manifestacja była pod tymi dwiema datami, szczególnie w związku z udziałem Lecha Wałęsy, bo to jest osoba, która symbolizuje połączenie tych dat. To próba zamanifestowania wobec elit opozycji, szczególnie PO, że pod tymi dwoma datami istnieje sojusz postkomunistów z wybraną częścią Solidarności - tą częścią, która nie chciała dopuścić na początku lat 90. do utworzenia autentycznych partii odwołujących się do polskiego dziedzictwa, do tradycji, to była ta rzeczywistość, bo za tymi tradycyjnymi nurtami polskiej myśli niepodległościowej, kryją się szowinizm, nacjonalizm, antysemityzm, itd. Czyli, że my Zjednoczona Prawica jesteśmy dziś takimi "izmami", a oni się odwołują do tradycji rzekomego postępowego wizerunku polskiego, w którym się mogą znaleźć byli oprawcy z PZPR z częścią elity solidarnościowej i razem będziemy zarządzać w sposób kolonialny tubylcami. To oferta wewnętrzna, która jest kierowana do pana Czarzastego, do środowisk lewicowych, bardzo mocno pamiętających PRL.
Tylko jakie jest to nawiązanie, jeśli na scenę zaproszony jest Lech Wałęsa, przy którego udziale odwoływany był rząd Jana Olszewskiego, a w manifestacji, ramię w ramię maszerowali komuniści - Włodzimierz Cimoszewicz, czy Leszek Miller.
No właśnie, to jest ta oferta, że tamta przeszłość z roku 1989 i obalenie rządu Olszewskiego - to dzisiaj oferta pognania rządu Zjednoczonej Prawicy. Próbujmy zawrócić tę łódź, która poszła w kierunku szowinizmu i innych "izmów" - ja mówię językiem tamtej strony i ta oferta jest czytelna. Być może tamta strona nie chce tego wprost powiedzieć, tylko chce symbolizować to tymi dwiema datami i obecnością Lecha Wałęsy.
A oferta jest jeszcze bardziej ciekawa, bo uzupełniana przez elity, np. Andrzeja Seweryna. Nie wiem, czy miał pan okazję posłuchać, jakimi słowami zwracał się do - nie wiem, czy do swojego wnuka, czy do kogo. Te słowa zostały upublicznione, jaka była w tym mowa nienawiści, język agresji. Czy w historii ten język nienawiści prowadził do zwycięstw ugrupowań go używających?
W II RP język polityczny był dużo twardszy. My jesteśmy szczęśliwie na innym etapie, lepiej w ogóle nie porównywać tego z rzeczywistością II RP, bo ani władze nie zamierzają prowadzić zamachu stanu, ani Berezy Kartuskiej ani Brześcia, Zjednoczona Prawica na pewno. Liczę na to, że jeżeli tamta strona wygra wybory, to nie będzie sięgać po takie instrumenty, jak Brześć czy Bereza Kartuska. Niewątpliwie wówczas ten język był bardzo ostry i prowadził do pobić, sanacja była pod 1926 roku skora do używania pięści. Ja bym w ogóle do tych czasów w tym sensie nie porównywał dzisiejszych naszych warunków funkcjonowania. Nie ma żadnego powodu, żeby nie karcić dzisiaj używających tego języka nienawiści, ponieważ to świadome używanie i igranie z ewentualnym skonsumowaniem przez kogoś tych nienawistnych sygnałów w taki sposób, że dojdzie jakiegoś czynu przemocowego i, co więcej, trzeba jasno mówić, że ten język nienawistny jest językiem, który jest skierowany do innych, jest to zaproszenie przez tchórza, żeby ktoś inny uderzył i na dodatek to zaproszenie jest wynikiem świadomego wyboru, osoby, które to robią nie mają nic innego do zaproponowania.