NA ANTENIE: Lista Przebojów
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

O tym serialu się mówi. "Wielka woda"

Publikacja: 19.10.2022 g.20:01  Aktualizacja: 19.10.2022 g.20:08 Grzegorz Ługawiak
Poznań
Polski przebój Netflixa "Wielka Woda" opowiada o katastrofalnej powodzi z 1997 roku we Wrocławiu. Narysowany komiksową kreską serial wciąga, ale nie porywa, bo nie jest wolny od opisanej przez inżyniera Mamonia głównej przywary polskiego kina, czyli nudy. Na szczęście, dzięki kilku świetnym scenom i kilkudziesięciu minutom kulminacji, nie jest to dominujące wrażenie.
wielka woda serial netflix - Robert Pałka - Netflix
Fot. Robert Pałka (Netflix)

W tej najmocniejszej część serialu mamy wszystko, co decyduje o dobrym kinie katastroficznym - człowiek w centrum pokazanego wiarygodnie żywiołu. Choć nad filmem pracowało kilkudziesięciu specjalistów od komputerowych efektów specjalnych, o sukcesie zdecydował... zbudowany na planie gigantyczny basen z wierną repliką ulic Wrocławia. To prawdziwa, a nie komputerowo wygenerowana woda, nadała scenom powodzi autentyzmu, jakiego w polskim kinie chyba jeszcze nie było. No, może poza fantastycznym światem krasnoludków, stworzonym przez scenografów w atelier dla filmu "Kingsajz". W Kingsajzie nikt z nas nie był (i nie będzie), natomiast wielu pamięta powódź z 1997 roku. Tym bardziej trzeba docenić pracę twórców "Wielkiej Wody", odpowiedzialnych za efekty specjalne.

Kolejna rzecz, za którą trzeba pochwalić serial, to galeria postaci. Tu bez wątpienia na pierwszy plan wysuwa się porywająca i przepiękna rola Anny Dymnej, której dodając 100 kg wagi, nie ujęto ani grama uroku. Jej Lena Tremer -  matka głównej  bohaterki - zapomniana i życiowo zagubiona, ale wciąż urzekająca gwiazda opery, uwięziona przez tuszę we wrocławskiej kamienicy, zachwyca. Ewakuacja monstrualnej diwy to jedna z ciekawszych scen filmu.

Córka Leny - Jaśmina Tremer (Agnieszka Żulewska) - emigrantka na wakacjach w ojczystym kraju, hydrolożka popijająca na odwyku metadon, wymyślona została według sprawdzonego w wielu filmach akcji wzorca silnej kobiety-ekspertki. Kino lubi taką dychotomię, ale bywa, że to się nie do końca udaje. I tak jest w tym przypadku. Trudno od narysowanej grubą kreską energicznej postaci oczekiwać niuansów rodem z filmowej akwareli a'la Konwicki, czy Wajda, ale jednowymiarowość i przewidywalność jej zachowań nieco nuży. Może paradoksalnie, jej życie zbyt zagmatwano, by nadążyła się z tego skomplikowania w serialu wywiązać?

Jaśmina wezwana przez polskie władze do walki z powodzią napotyka cienie pozostawionej w Polsce przeszłości - byłego partnera Jakuba Marczaka (Tomasz Schuchardt), podtatusiałego pracownika urzędu wojewódzkiego, w którym trudno dziś odnaleźć zbuntowanego anarchistę, jakim był za młodu, czy porzuconą przed laty córkę. Kobieta musi nie tylko uratować dziecko, matkę i Wrocław, ale też pojednać się z byłym partnerem, ocalić relację z obecnym, walczyć z tępymi urzędnikami, a wszystko na narkotykowym głodzie. Kto dałby temu radę?

Także Jakub Marczak nie odstaje od hollywoodzkich wzorców, choć dla niego twórcy byli bardziej łaskawi. Nie przypomina siebie za młodu, gdy zbuntowany walczył z reżimem, ale to właśnie jemu, bez nadmiernych komplikacji w życiorysie, los powierza dramatyczne przygody, takie jak nocny rejs łodzią wiozącą zmarłego człowieka po zalanych ulicach Wrocławia na metaforyczną drugą stronę Styksu, czyli kostnicy urządzonej w miejskiej rzeźni. Tę scenę trudno zapomnieć.

O postaciach aroganckiego ministra, żwawego wojewody, kilku pomocnych i uczciwych na swój sposób żuli nie ma się co rozpisywać. Są na tyle ciekawe i autentyczne, na ile można to było wymyślić.

Poznaniacy zwrócą uwagę na dobrą rolę aktora Teatru Nowego Mirosława Kropielnickiego. Jego pułkownik Czacki, uzbrojony w orli nos, wzbudza sympatię w swojej wojskowej prostolinijności. Żywioł, a w nim: kobieta, mężczyzna, dziecko, naukowiec, urzędnik, wojskowy w różnych konfiguracjach - to wszystko widzieliśmy w setkach filmów z Hollywood. Teraz udało się w Polsce i możemy na to patrzeć bez zażenowania. To jest wielka zaleta Wielkiej Wody.

Byłby z tego znakomity film fabularny, natomiast serial ma wady. Jak wspomniałem, poza kilkudzięsięcioma minutami kulminacji, dłuży się. Niektóre postacie są zbyt skomplikowane, inne nadmiernie uproszczone. Dlaczego nie wyszedłem więc z kina (domowego) jak inżynier Mamoń? Bo twórcom udało się obiecać, a potem przywołać emocje, które towarzyszyły mi latem 1997 roku. Nawet jeśli to swobodna interpretacja ówczesnych wydarzeń, warto do nich  wrócić.

"Wielka woda"
reżyseria: Jan Holoubek, Bartłomiej Ignaciuk
scenariusz: Kasper Bajon, Kinga Krzemińska.
Netflix 2022

https://radiopoznan.fm/n/PWAy0R
KOMENTARZE 0