NA ANTENIE: LAST CHRISTMAS (ORYGINAL)/WHAM!
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Muse znowu na szczycie – recenzja Ryszarda Glogera

Publikacja: 09.09.2022 g.13:01  Aktualizacja: 09.09.2022 g.11:08 Ryszard Gloger
Poznań
Armia fanów brytyjskiego zespołu Muse rozsiana po całym świecie, może liczyć dziesiątki milionów. Trio kierowane przez Mathew Bellamy’ego nagrało wiele bestsellerowych albumów, sprzedanych w łącznym nakładzie ponad 30 milionów egzemplarzy. Muse ma też kolekcję nagród ze statuetkami Grammy, Brit i MTV, co świadczy również o jakości muzyki tworzonej przez muzyków od ponad 25 lat.
Muse „Will Of The People” - Okładka płyty
Fot. Okładka płyty

Muse wielokrotnie występował w Polsce i może ryzykowne byłoby planowanie koncertu na Stadionie Narodowym w Warszawie, lecz wszystkie nasze reprezentacyjne obiekty pod dachem, były wypełnione ścianą dźwięków i ferią świateł, kiedy tylko zagrał w nich Muse.

Trio powstało na angielskiej prowincji w hrabstwie Devon. Grupę założyło trzech nastolatków, którzy pięć lat później w 1999 roku, zadebiutowali płytą zatytułowaną „Showbiz”. Muzyka zespołu Muse zrobiła duże wrażenie na odbiorcach i krytykach. Była bardzo dynamiczna i mimo niewielkiego składu instrumentalnego, zaskakiwała bogatą fakturą. Piosenki Muse czasem przypominały podniosłym nastrojem, klasyczne przeboje zespołu Queen.

Elementem pozwalającym rozpoznać zespół Muse był śpiew falsetem lidera zespołu, gitarzysty i autora utworów Mathew Bellamy’ego. W śpiewie dominowała nuta nostalgii połączona z agresywnym dramatyzmem. Jak na młodą grupę trzech dwudziestolatków album „Showbiz” zaskakiwał dojrzałością i wysokim poziomem wykonawczym. Potem było jeszcze lepiej, wraz z pojawieniem się wspaniałych albumów „Black Holes And Revelations”, „The Resistance” czy „The 2nd Law”. Zespół przywrócił wiarę w moc całych albumów, a nie tylko pojedynczych piosenek umieszczanych zwykle w beznadziejnej mazi szablonowo produkowanych piosenek.

Muse spowodował, że jego płyt, a później żywych koncertów, słuchało się z zapartym tchem od pierwszego do ostatniego taktu. Ta muzyka działała na wielu poziomach, bogatej formy, wielu finezyjnie skonstruowanych tematów melodycznych, nieprzeciętnej dramaturgii, ekspresji i powalającej inwencji instrumentalnej. Muse korzystał zawsze z zestawu wielu instrumentów strunowych, elektronicznych by żonglować nimi dowolnie, zadowalając zarówno amatorów gitarowego rocka i jednocześnie miłośników współczesnej muzyki elektronicznej.

W muzyce tria zawsze było dużo patosu, przesadnej koturnowości i swego rodzaju ekstrawagancji. Matthew Bellamy wiedział jednak jak napina się strunę do takiego stopnia, żeby nie spowodować jednak katastrofy. A potem lider grupy, uwodził romantyczną partią fortepianu cytując Fryderyka Chopina lub Camille’a Saint Saensa. W jednej chwili rockowe trio przekraczało mury filharmonii a muzyka nabierała nowego wymiaru.

Dziewiąty w dyskografii Muse album, muzycy zatytułowali „Will Of The People”. Zapowiedzią całej płyty był wydany wiosną br. singiel „Won’t Stand Down”, który niczym pigułka skupiał: ofensywny charakter muzyki tworzonej przez Muse, wybuchową mieszankę dźwięków klawiszy i kąsających tonów basu. Tymczasem album zaczyna się inaczej, partiami chórów i rozwija się wolniej, w pewnym porządku z dodawaniem kolejnych elementów, większej konstrukcji muzycznej. Nagranie „Compliance” eksponuje ładną linię melodyczną i przetworzony głos Matthews Bellamy’ego.

W piosence „Liberation” odzywa się fascynacja muzyką grupy Queen, mamy do czynienia z dużą amplitudą dynamiki i świetnymi blokami chórków. W takim miejscu płyty wyskakuje wspomniany już utwór „Won’t Stand Down” i tutaj spełnia ważną rolę dopalacza w przebiegu całej płyty. Dalej będziemy odbiorcami tego wyrafinowanego falowania nastrojów, zmiennego tempa utworów i jeszcze kilku poważnych spięć dynamicznych. Ballada „Ghosts (How Can I Move On” niesie niepokojące rozedrganie, wpisane w piękno frazy i klasycyzujący akompaniament fortepianu. Pewne podobieństwo można z grubsza znaleźć w przestrzennym nagraniu „Verona”, ubranym w bogatsze brzmienia syntezatorów i perkusji.

Szybkie tempo i nerwowa aura charakteryzuje kompozycję „Euphoria” i spełnia funkcję przygotowania przed finałowym utworem „We Are F…ing F…ed”. Nagranie oparte na riffie granym na klawiszu, rozpędza się szaleńczo i wybucha z ogromną siłą na modłę trash metalu, jednak - bardziej oryginalnie - w wersji elektronicznej.

Płyta Muse prezentuje dużą różnorodność poszczególnych utworów, świetną dyspozycję wokalną Bellamy’ego i niebywałe zgranie całego zespołu. Jest też zauważalna jubilerska zwartość kompozycji, w których nie ma miejsca na bogatsze figury instrumentalne. Od strony tekstów, Bellamy stara się opisać współczesny świat, liczne pułapki i zakręty, na które napotyka nasza cywilizacja. Główne przesłanie jest jednak optymistyczne, bo muzycy Muse wierzą w wielkie pokłady dobrej woli drzemiące w ludziach.

W ogólnym zarysie angielskie trio korzysta z wielu chwytów muzycznych z przeszłości, jednak ma ciągle do zaproponowania znacznie więcej świeżej muzyki, o dużej mocy oddziaływania.

https://radiopoznan.fm/n/a1yUtF
KOMENTARZE 0