NA ANTENIE: Takie tam klejdry
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Muzyka wolnych artystów - recenzja Ryszarda Glogera

Publikacja: 02.08.2024 g.13:01  Aktualizacja: 02.08.2024 g.08:27 Ryszard Gloger
Poznań
Pokonać własne ego w świecie artystów nie jest takie łatwe. Wielu wokalistów zaznaczyło talent i osobowość wchodząc w skład bardzo popularnych zespołów. Pierwszy z brzegu jaskrawy przykład to kwartet The Beatles. Nie minęło dziesięć lat obłędnej kariery i najpopularniejszy zespół świata rozpadł się na cztery atomy. Nawet Ci, którzy wcześniej nie rozróżniali dobrze muzyków, w pewnym momencie poznali Paula McCartney’a, Johna Lennona, George’a Harrisona i Ringo Starra, nagrywających płyty solowe i kroczących osobnymi ścieżkami kariery.
Dave Alvin i Jimmie Dale Gilmore „TexiCali” - okładka płyty
Fot. okładka płyty

Dlatego bardzo ciekawe jest odwrotne zjawisko, kiedy duże postaci muzyki z jakichś powodów zaczynają się przyciągać, by ostatecznie stworzyć coś wspólnie. To przypadek Dave’a Alvina i Jimmie’go Dale’a Gilmore’a, muzyków z bogatymi kartami osiągnięć w kręgu muzyki country. Dave Alvin pochodzi z Kalifornii, 45 lat temu założył z bratem Philem zespół The Blasters. W 1987 roku Alvin nagrał pierwszą płytę solową, a przez następne lata jeszcze kilkanaście innych. Jest producentem płyt, grał w filmie, wydał dwa tomiki poetyckie. Jimmie Dale Gilmore jest o dziesięć lat starszy od Alvina. Ten z kolei urodził się w Teksasie i zaczął karierę 52 lata temu, od występów w grupie pod nazwą The Flatlanders. Pracował w filmie i telewizji, nagrał sporo solowych albumów, trzykrotnie był nominowany do nagrody Grammy.

Nie wiadomo do końca jak Alvin i Gilmore wpadli na siebie, chyba sami byli tym faktem zaskoczeni. Agent koncertowy namówił Alvina i Gilmore’a na kilka wspólnych koncertów akustycznych. Występowali tylko oni dwaj i chyba coś kliknęło, bo muzycy zaczęli pisać wspólnie piosenki. W 2018 roku pierwszą wspólnie nagraną płytę zatytułowali „Downey to Lubbock”. To nazwy miast, z których pochodzą artyści, miejsca oddalone od siebie o 1400 mil. Jak się okazuje nie był to przypadek i jednorazowy „wyskok” artystyczny. Między muzykami nawiązała się mocna nić przyjaźni, przeżyli Covid, o czym śpiewają w piosence „We’re Still Here” („Ciągle tu jesteśmy”). Utwór zamyka zbiór nowych nagrań duetu na płycie „TexiCali”.

Po wysłuchaniu 11 piosenek, pierwsza myśl jaka się nasuwa, to stwierdzenie: to nie są piosenki o niczym, sztuczne wydmuszki słowne jakich wiele w naszych czasach. Ci faceci opowiadają w barwny sposób o sobie i o prawdziwym życiu, gdzieś w przestrzeni pomiędzy Teksasem a Kalifornią. A nawet dalej, jak Ameryka długa i szeroka. Historia w piosence „Southwest Chief” zaczyna się w Chicago i biegnie bezdrożami wciągającymi wolnego człowieka. O swobodzie i niezależności mówi inny utwór „Trying To Be Free”.

Solistom na płycie towarzyszy zespół The Guilty Ones, złożonych z doświadczonych muzyków studyjnych. Muzyka kręci się wokół stylu country, czasem z dosadnymi akcentami rock and rollowymi lub zwiewnym, naturalnym woalem folku. Prawdę mówiąc Alvin i Gilmore proponują przegląd korzennej, tradycyjnej muzyki amerykańskiej.

Nagranie „Broke Down Engine” to nic innego jak świetny, surowy blues z wiodącą gitarą elektryczną. Nic dziwnego, ten kawałek powstał jeszcze przed II wojną, a jego twórcą jest Blind Willie McTell. Są jeszcze inne covery autorstwa Butcha Hancocka, Brownie McGhee i Josha White’a. Jednak 6 utworów napisali Dave Alvin lub Jimmie Dale Gilmore.

Cała muzyka, a może powinienem powiedzieć, środowisko nagrań, jest „biologicznie czyste”. Nie ma komputerów, elektronicznych instrumentów klawiszowych i sztucznie generowanych dźwięków. Jimmie Dale Gilmore śpiewa i gra na gitarze akustycznej oraz na harmonijce. Dave Alvin ożywia piosenki brzmieniem gitar elektrycznych i oczywiście śpiewa. Mógłbym jeszcze wymienić kilku muzyków, którzy odpowiadają na płycie za instrumentalne prace sztukatorskie. Ograniczę się jednak do perkusji i instrumentów perkusyjnych, na których gra kobieta Lisa Pankratz. Gra inaczej, bardzo prosto i zmyślnie i jak trzeba z energią.

Płyta „TexiCali” to wciągający kawałek muzyki, ujmujący szczerym przekazem i czystością brzmienia.

https://radiopoznan.fm/n/cohLoZ
KOMENTARZE 0