Marcin Wiącek uważa, że opisywane w mediach zachowania uczestników "patroli obywatelskich" mogą wywoływać w społeczeństwie poczucie zagrożenia. Pyta też policję o skalę zjawiska i przypomina o konieczności ścigania osób łamiących prawo.
Pierwszy patrol obywatelski miał miejsce po krwawej bójce z udziałem obywateli państw Ameryki Łacińskiej z mieszkańcami Śremu 7 września. W kolejnych dniach w wielkopolskich miastach spotykali się narodowcy, by w grupach odwiedzać miejsca zakwaterowania cudzoziemców. Były okrzyki i hasła wymierzone w obcokrajowców, ale do aktów przemocy w naszym regionie do doszło. Sprawą zainteresował się rzecznik praw obywatelskich.
Marcin Wiącek wystosował oficjalne pismo do komendanta głównego policji, w którym czytamy:
Retoryka towarzysząca przemarszom, wyrażająca niechęć i wrogość wobec cudzoziemców, może potęgować uprzedzenia i doprowadzić do aktów przemocy wobec konkretnych grup i osób.
"Prezentowanie w sferze publicznej postaw motywowanych uprzedzeniami, w szczególności opartymi na kryterium narodowości czy pochodzenia etnicznego, jest niedopuszczalne i powinno spotkać się z reakcją organów ścigania" - dodaje rzecznik i prosi policję o informacje na temat skali "patroli obywatelskich".
"Nie zamierzamy się wycofywać" - mówi Maciej Jóźwiak ze średzkiego Ruchu Narodowego, który w pełni popiera patrole obywatelskie i sam w nich uczestniczy.
My już jesteśmy w jakiś sposób represjonowani. To, że rzecznik sobieteraz jeszcze do tego dołożył swoje trzy grosze, to jak gdyby jest skandaliczne, ale dla nas nic to nie zmienia, my będziemy działać dalej
- mówi Jóźwiak.
Maciej Jóźwiak dodaje, że ma sprawę w sądzie za jeden z patroli obywatelskich. Od kilku tygodni w Wielkopolsce patroli obywatelskich nie było.