Szkółka stojąca niegdyś przy konińskiej synagodze została zburzona, a kamienicy Essowej - grozi katastrofa budowlana. W Koninie powszechne jest przekonanie, że w tych dwóch przypadkach jest to celowe działanie właścicieli. Z willą Reymonda jest inaczej - eklektyczny budynek, należący niegdyś do szwajcarskiego przemysłowca trafił w prywatne ręce w roku 2004.
Nabywcy za niemałe pieniądze uratowali go przed zniszczeniem, jednak koszty pełnej renowacji - przerosły ich możliwości. Zabytek jest na sprzedaż. A jego walory zachwalał jeden ze współwłaścicieli - Tadeusz Gajdecki. - Po renowacji byłby to jeden z piękniejszych budynków w Koninie, nie ma tu drugiego takiego ładnego. Mam dokumentację z elewacją, jak to miałoby wyglądać - no, to jest czekoladka... - mówi Gajdecki.
Miasto powinno się tym zainteresować - przekonuje Monika Marciniak, historyk sztuki z konińskiego muzeum. - Jeżeli mówimy o jedynym takim zabytku w Koninie, to myślę, że warto zabezpieczyć te fundusze w budżecie miasta. Właściciel tego pałacu jest bardzo otwarty, czeka, aż ktoś się do niego odezwie i są różne możliwości jak można to sfinansować. Wystarczy trochę dobrej woli - dodaje Marciniak.
W remont obiektu włożono ponad 600 tys. zł, w związku z czym - to najlepiej zachowany zabytek, lecz nadal - czeka na lepsze czasy. Wczoraj po raz pierwszy od wielu lat - został udostępniony do zwiedzania koninianom a owo wydarzenie ma być pretekstem do dyskusji o przyszłości obiektu.