Dziś mieszkańcy Lubonia uczcili pamięć ofiar katastrofy. "Nie spodziewaliśmy się takiego wybuchu" - mówi była pracownica zakładu i poszkodowana w eksplozji, Teresa Korcz, która miała wtedy 25 lat.
Akurat z koleżanką się do kolacji szykowałyśmy. Bo nie było w tym czasie pracy. Ta koleżanka zginęła. Ona wyszła. Może gdyby nie wyszła to by przeżyła. A że wyszła, to zginęła, a ja zostałam w szatni przywalona gruzem, jakimś żelastwem, i to pewnie przez to żyje. Nie wiem
- mówi Teresa Korcz.
Wśród ofiar był także Marek Gabler. Jego syn cały czas przychodzi pod tablicę upamiętniającą wybuch. "Spałem już i pamiętam przebudzenie. Zrobiła się panika w domu" - wspomina Grzegorz Gabler.
Na wprost tej ulicy mieszkam i wyleciały u nas szyby frontowe od zakładu. Była panika w domu, też się obudziłem, nie powiedziano mi co i jak, gdzie tata, ja widziałem, że to zakłady, miałem niespełna 12 lat, nie byłem już takim małym dzieckiem. Ale dopiero na samym końcu dowiedziałem się o śmierci ojca. Dopiero jak ojca znaleźli jako ostatniego w piątek późnym popołudniem
- mówi Marek Gabler.
"Takiej tragedii w Luboniu nigdy wcześniej nie było" - mówi burmistrz Lubonia, Małgorzata Machalska.
Zapłaciliśmy bardzo wysoką ceną za to, aby dotrzymać tempa produkcji, osiągnąć normę, nie zważając na względy bezpieczeństwa, w jakich ta produkcja się odbywała. Cena życia naszych mieszkańców to bardzo wysoka cena
- mówi Małgorzata Machalska.
Przyczyną tragedii były zaniedbania w przy produkcji dekstryny ze skrobi, którzy może być wybuchowa. Linia produkcyjna była czyszczona w sposób niedbały. Awarie w zakładzie sprawiły, że pracownicy zakładu nie dostali w styczniu premii i dlatego w lutym tempo pracy było znacznie podniesione.
Podczas uroczystości delegacje złożyły kwiaty pod tablicą pamiątkową z nazwiskami wszystkich ofiar. Tablica stoi w miejscu gdzie kiedyś znajdował się Oddział Produkcji Dekstryn. Obiekt będzie musiał jednak zostać przeniesiony. Właścicielem terenu po zakładach jest deweloper, który zamierza wybudować tam osiedle.