Biogazownia to jest właściwie taka duża betonowa krowa. Karmimy ją kiszonką kukurydzy, tak jak bydło. Tej kiszonki kukurydzy przy naszej instalacji o mocy pół megawata używamy mniej-więcej 20 ton na dobę oraz dokarmiamy ją gnojowicą świńską i gnojowicą bydlęcą, którą właśnie trzymamy w tym zbiorniku wstępnym. To jest wszystko szczelne, więc nie ma możliwości, że ta gnojowica będzie nam tutaj jakoś mocno oddziaływać. Proszę zobaczyć: robimy grilla dwa metry od tego zbiornika!
– mówił nam Nawrocki, zaznaczając, że i grill, i namiot dla gości celowo ustawiono w miejscu, w którym – teoretycznie – najbardziej powinno śmierdzieć, gdyby instalacja była nieszczelna.
"Ten opór społeczny był ogromny" – opowiada wójt Brodnicy Marek Pakowski.
Mam nadzieję jednak, że z perspektywy czasu to, co się tutaj zadziało, rozmyło wszelkie wątpliwości, i nie jest tak, jak – przez niewiedzę, bo taka jest moja ocena – ludzie myśleli, że będzie. Jest zgoła inaczej
- mówi wójt. (Biogazownia w Iłówcu dziś została oficjalnie otwarta, ale działa już pół roku i dlatego wójt pozwala sobie na takie podsumowanie.)
Naprawdę te biogazownie nie śmierdzą. Jest to jeden z najbardziej naturalnych sposobów produkcji energii, gazu, który w tej chwili jest tak niesamowicie ważny, a to, co pokazał nam ten konflikt wojenny, który mamy za granicą, gaz za chwilę będzie dobrem bezcennym
- przekonywał Dariusz Stasik, prezes spółki, mającej większościowe udziały w firmie inwestorskiej.
Budowa kosztowała ponad 13 mln zł, z czego niemal 9 mln zł to była dotacja unijna. W powiecie śremskim działają obecnie dwie biogazownie, w całym kraju – około 250. Dla porównania w Niemczech jest ich 10 tysięcy.