Według niej rodzice interweniowali w sprawie skrzyżowania już dwa lata temu, po wypadku, w którym ucierpiały uczennice pobliskiej podstawówki. Do zmian przychylili się wtedy miejscy radni. Po zmianach zielone światło było na całej długości ulicy jednocześnie. - W międzyczasie ktoś tę decyzję cofnął - mówi Lidia Dudziak.
- Jest zielone światło dla pieszych, to miało być na całej długości i tak na początku było. Teraz się okazuje, że z tego się znowu wycofano, myśmy nawet o tym nie wiedzieli. Ktoś będzie się musiał wytłumaczyć z tej sytuacji. I myślę, że czas się zabrać za te niebezpieczne przejścia - dodaje Lidia Dudziak.
Dziś na tym skrzyżowaniu protestowali rodzice i uczniowie z sąsiedniej szkoły numer 77. - Trzeba było śmierci dziecka, by naprawić przejście dla pieszych - mówili naszemu reporterowi.
- Dwa lata temu, jak walczyliśmy o to skrzyżowanie, chcieliśmy zamontowania barierek. Powiedziano nam, że tego się nie da. Od śmierci Jasia, po 10 dniach, jest decyzja, że te azyle będą. Dało się teraz? Dlaczego musiał zginąć chłopiec? - pytali uczestnicy.
W manifestacji na skrzyżowaniu Hetmańskiej i Dmowskiego wzięli udział uczniowie z dwóch poznańskich podstawówek - 77 i 26, do której uczęszczał zmarły przed dwoma tygodniami Jaś. Dopiero po wypadku chłopca na skrzyżowaniu z powrotem wprowadzono pierwszeństwo pieszych przed tramwajami.