NA ANTENIE: DZIEŃ DOBRY WIELKOPOLSKO
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Przeprosiny tak, reparacje nie

Publikacja: 10.06.2021 g.22:00  Aktualizacja: 10.06.2021 g.22:10
Poznań / Świat
Felieton Aleksandry Rybińskiej.
flaga niemiec budestag - Pixabay
Fot. Pixabay

Gdy minionego lata protesty Black Lives Matter rozlały się po USA i zachodniej Europie, obalając po drodze pomniki ery kolonialnej, wiele europejskich rządów wskoczyło na (tak modny przecież) pociąg antyrasizmu i antykolonializmu. Zmieniano nazwy ulic, szkół oraz uniwersytetów, noszące imiona białych, martwych mężczyzn. Dawne potęgi kolonialne zaczęły też prosić o przebaczenie. Prezydent Francji Emmanuel Macron kajał się podczas wizyty miesiąc temu w stolicy Rwandy, Kigali, mówiąc o cierpieniu, które Francja zadała narodowi rwandyjskiemu podczas ludobójstwa w 1994 r., któremu się niemal bezczynnie przyglądała. Zaledwie dzień później niemiecki minister spraw zagranicznych Heiko Maas przyznał, że Niemcy wyrządziły „niezmierzone cierpienie” ludom Herero i Nama, które zbuntowały się ponad 100 lat temu przeciwko niemieckim rządom kolonialnym w ówczesnej Afryce Południowo-Zachodniej, a obecnie Namibii. Było to ludobójstwo, rzekł Maas, i Berlin jest gotów przekazać Namibii 1,1 mld euro pomocy rozwojowej, rozłożonych na 30 lat, w geście pojednania. Wcześniej za swoje zbrodnie kolonialne przepraszały już Belgia i Holandia.

Jak miło, można by rzec, aż łza się w oku zakręciła od tych wzruszających wyznań win i próśb o przebaczenie. Gdyby nie fakt, że za przeprosinami nie idzie zadośćuczynienie. W każdym razie takie, jakiego oczekują skrzywdzeni. W umowie pojednawczej między rządami Namibii i Republiki Federalnej Niemiec nie ma mowy o reparacjach czy odszkodowaniach. Proponowane przez Berlin 1,1 mld euro ma zostać przeznaczone na inwestycje w rozwój infrastruktury, szkolnictwa, dostępu do wody i reformy rolnej w Namibii. Strumień pieniędzy ma wprawdzie głównie popłynąć do regionów zamieszkiwanych przez plemiona Herero i Nama, które należą do najuboższych w kraju. Ale o tym, jak te pieniądze zostaną wydane, zadecydują Berlin oraz namibijski rząd, w którym oba plemiona mają tylko niewielką reprezentację. Jest to, krótko mówiąc, „dobrowolny gest” ze strony Niemiec. Wymordowaliśmy dziesiątki tysięcy waszych obywateli, ale jesteście zbyt słabi - politycznie i gospodarczo – by wymusić na nas cokolwiek, więc rzucimy wam jakiś ochłap i po sprawie. Byle nie stworzyć prawnego precedensu, na który mogłyby powołać się inne kraje – jak Polska czy Grecja, które także oczekują od Berlina reparacji.

Nic dziwnego więc, że kilka dni po deklaracji Maasa przywódcy Herero i Nama odrzucili deal zawarty między Berlinem a Windhoekiem. Jak twierdzą jest on dla nich „obraźliwy”. Według nich Niemcy do 1908 r. wymordowały ok. 65 tys. z 80 tys. członków plemienia Herero i co najmniej połowę z 20 tys. Nama. Tysiące zmarło z głodu i wycieńczenia w obozach, gdzie kobiety zmuszano do gotowania głów odciętych od zwłok członków własnego ludu (czasem ich własnych krewnych) i zeskrobywania z nich mięsa kawałkami szkła, aby czaszki mogły zostać wysłane do muzeów, uniwersytetów i kolekcji antropologicznych w Niemczech, gdzie przebywają zresztą do dziś. „Dobrowolna pomoc rozwojowa” zaś zbytnio przypomina politykę kolonialną, za którą minister Maas tak entuzjastycznie przepraszał. Miliard euro na przestrzeni 30 lat – przekonują – to za mało by wyrównać rachunek krzywd. W Namibii potomkowie zamordowanych zostali w dużej mierze wysiedleni, a ich kultura i obyczaje zostały wykorzenione. Wielu mieszka dziś w Botswanie i RPA, z dala od terenów swoich przodków. Kilka stowarzyszeń grupy etnicznej Herero walczy o wstrzymanie umowy, która trafiła niedawno pod obrady parlamentu w Windhoek. Domagają się one od Niemiec aż 8 bilionów dolarów namibijskich, czyli prawie 477 miliardów euro reparacji. Według nich namibijski rząd nie powinien podpisywać wynegocjowanego porozumienia. Jak twierdzą, nie zostali włączeni do negocjacji dealu, nie są więc gotowi się pod nim podpisać. Pierwsza debata nad umową w parlamencie przebiegła w nadzwyczaj burzliwej atmosferze, ponieważ szereg polityków opozycji, reprezentujących plemiona pozbawione ziemi takie jak Nama i Herero, poszło w ich ślad i także odrzuciło deal z Berlinem, zarzucając rządowi praktykowanie apartheidu. Ten wprawdzie także nie jest do końca zadowolony z zawartej z Niemcami umowy, ale liczy na to, że będzie to „pierwszy krok”, a sumę pomocy rozwojowej będzie można z czasem zwiększyć. Na to w każdym razie ma nadzieję wiceprezydent Namibii Nangolo Mbumba. Ponadto, jak zwracają uwagę władze w Windhoek ten miliard euro to i tak o wiele więcej niż Niemcy proponowali na początku rozpoczętych w 2015 r. negocjacji – wtedy chcieli dać zaledwie 10 mln euro.

Biorąc pod uwagę fakt, że Herero i Nama rozpoczęli swoją walkę o odszkodowanie od Niemiec już w latach 90., ci opierali się przed wypłatą choćby grosza wyjątkowo długo. Łatwiej w końcu strącić pomnik Bismarcka czy cesarza Wilhelma z piedestału niż otworzyć portfel. A lista niemieckich zbrodni jest długa. Są nawet historycy, którzy twierdzą, że ludobójstwo w Namibii było pierwszym aryjskim zajęciem Lebensraum, którego skutkiem było „ostateczne rozwiązanie problemu Namibii”. Według nich istnieje ciągłość między kajzerem a Hitlerem, wyrażona w pruskim militaryzmie, a nazizm wywodził się z dawno zapomnianych kolonialnych korzeni zła. Polski rząd w każdym razie powinien wyciągnąć wnioski ze względnego sukcesu Namibii. Jak się okazuje upór popłaca, a mamy w naszej walce o reparacje potencjalnych sojuszników, nie tylko w Windhoek, ale także w Atenach.

https://radiopoznan.fm/n/Y9IDIm
KOMENTARZE 0