Problemy zaczęły się w Stanach Zjednoczonych. Potem była Grecja, Hiszpania, Portugalia i kolejne kraje. Upadają banki, błyskawicznie rosną długi państw, pogłębia się kryzys. Skutki nietrafionych decyzji banków i błędy polityków uderzają w zwykłych ludzi, w zakłady pracy, w prawa socjalne. Jednak wielkie banki i korporacje mają się dobrze, a ich szefowie zarabiają miliony i gromadzą kapitał na bezpieczną emeryturę. Gdy wielcy tego świata rozmawiają o tym jak ratować giełdy, zwykli obywatele są pozostawieni sami sobie. Wygląda na to, że coś zaczęło "iskrzyć". W ostatnich dniach w miastach 80 krajów świata przeszły manifestacje z hasłami wymierzonymi w bankierów, finansistów i nieudolnych polityków. Marsz "oburzonych", bo tak się nazwali - jeszcze się nie zatrzymał. W Hiszpanii, ci którym, banki zabrały domy okupują pustostany, w Stanach Zjednoczonych protestujący cały czas koczują na ulicach, są też cały czas przed siedzibą Europejskiego Banku Centralnego we Frankfurcie. Czy tak rodzi się społeczeństwo obywatelskie?
W Polsce też odbyły się manifestacje, chociaż nie na taką skalę jak na Zachodzie. Co się działo w sobotę pod Starym Browarem?
Zdaniem ekonomistów kończy się dobry czas dla gospodarki Europy. Firmy i korporacje działające w zadłużonych państwach nie będą w stanie konkurować z Azją. Zdaniem prof. Marka Ratajczaka z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu - jeśli politycy będą ciągle szukać tematów zastępczych, zamiast zająć się tym na prawdę ważnymi tematami, to Europa za kilkadziesiąt lat będzie dobrym miejscem na urlop, ale nie do robienia biznesu.
Czy to początek rewolucji, która zmieni oblicze kapitalizmu? Czy tez może zgrabna manipulacja, wykorzystująca społeczne nastroje? Wystąpienia "oburzonych" to dramatyczny apel do polityków, by przypomnieli sobie historię, czyli cofnęli się do lat 20-tych, 30-tych i sprawdzili co spowodowało wówczas "Wielki Kryzys". Tak jak wtedy, tak i teraz, to banki przyczyniły się do rozchwiania światowych finansów - mówi poznański socjolog, dr Krzysztof Bondyra.
Zastanówmy się, czy za plecami, tych, którzy dziś masowo protestują, ktoś stoi. Ktoś, kto może manipulować tłumem i zbijać swój kapitał polityczny. Takim przykładem może być "kawiorowa lewica" - mówi socjolog Krzysztof Bondyra.
Czy tak nie jest też w Polsce - wydaje się nam, ze jesteśmy bogaci, mamy pieniądze z Unii Europejskiej, są realizowane inwestycje infrastrukturalne, ale samorządy coraz bardziej są zadłużone, młodzi nie mogą znaleźć pracy, a emeryci, nie chcą z niej odchodzić, bo emerytury nie pozwalają na godne życie. Protesty społeczne, o których mówimy na razie nie mają końca. Trudno powiedzieć jak się zakończą. Ale co mogą zrobić dziś zwykli ludzie idący do pracy, stojący w korkach... Poznańscy anarchiści nawołują nie do wznoszenia barykad, ale tworzenia społeczeństwa obywatelskiego. Mówi o tym Tomasz Matysiak z poznańskiego skłotu Rozbrat.
Nasi przodkowie nie raz byli świadkami wystąpień obywateli na ulicach. Tak było chociażby we Francji pod koniec XVIII wieku i w 1968 roku. Jednak według politologa i historyka dr Pawła Stachowiaka - te wydarzenia trudno w jakikolwiek sposób porównać do tego co dzieje się dziś.
Niestety przyszło nam żyć w ciekawych czasach. 30 lat temu pod społeczną presją zaczął się sypać system komunistyczny. Dziś - zdaniem prof. Marka Ratajczaka z Uniwersytetu Ekonomicznego - historia pisze swój kolejny rozdział na naszych oczach.
A co o akcjach "Oburzonych" sądzą Nasi Słuchacze? Czy coś jest "na rzeczy", czy protesty to raczej akcja znudzonych sytuacją intelektualistów z bogatych państw zachodnich? Zapraszamy do dyskusji.
Więcej o poznańskim proteście w rozmowie z cyklu "Jest taka sprawa"