Na tory nie wyjechało 2700 pociągów. Najgorsza sytuacja była na Śląsku, gdzie nie kursowało w sumie kilkaset składów. Jak podkreślają związkowcy, protest był dobrze zorganizowany, a sami pasażerowie zaś do strajku podeszli ze zrozumieniem.
Na czwartek (godz.11.00) zaplanowano rozmowy związków z zarządem Przewozów Regionalnych. Przewodniczący Konfederacji Kolejowych Związków Zawodowych Leszek Miętek zapowiedział, że od tych rozmów zależy, czy będą kolejne strajki. - Daliśmy tydzień czasu na negocjacje i ufam, że uda się dojść do porozumienia. Jeśli jednak tak się nie stanie to 24 sierpnia rozpocznie się kolejny strajk, który potrwa 48 godzin - dodał Miętek. W rozmowach ma wziąć udział minister infrastruktury. Cezary Grabarczyk uważa, że wniosek o jego odwołanie jest elementem kampanii wyborczej opozycji. Złożenie wniosku o wotum nieufności zapowiada Prawo i Sprawiedliwość. Ma go poprzeć także Sojusz Lewicy Demokratycznej. Jeśli strony nie dojdą do porozumienia, za tydzień czeka nas kolejny protest tyle że 48-godzinny.
Związkowcy Przewozów Regionalnych domagają się podwyżek w wysokości 280 złotych i zmian w funkcjonowaniu spółki. Początkujący maszynista w Przewozach Regionalnych zarabia około 1,5 tys. zł brutto, a pod koniec kariery zawodowej nieco ponad 2,5 tysiąca "na rękę". Pozostali pracownicy w spółce zarabiają jeszcze mniej. Kasjerka może liczyć na wynagrodzenie w wysokości 1500 - 1600 złotych brutto, tyle też zarabia ustawiacz manewrowy. Z kolei rzemieślnik pracujący w warsztacie dostaje 1300 złotych brutto. Szef Konfederacji KZZ Leszek Miętek podkreśla, że żądania wyższego wynagrodzenia wynikają z naprawdę niskich zarobków kolejarzy, a nie ich chęci bogacenia się. Związkowiec podkreśla, że niskie wynagrodzenia zniechęcają młode osoby od pracy na kolei, co na przykład w razie choroby maszynisty sprawia, że odwoływane są pociągi.
Przewozy Regionalne uruchamiają dziennie ok. 2,7 tysiąca połączeń, z których korzysta średnio około 300 tysięcy pasażerów. Podczas strajku na terenie Wielkopolski nie uruchomiono ani jednego pociągu Przewozów Regionalnych. Odwołano 257 połączeń. Straty na terenie Wielkopolski to około 600 tysięcy złotych. Pracownicy, którzy strajkowali, nie dostaną wynagrodzenia. Pieniądze za niewykorzystane bilety wypłacane są w kasach od razu. Trwa zbieranie danych dotyczących liczby złożonych reklamacji.
Pasażerowie mogą także składać wnioski o odszkodowania. - W tym wypadku należy wyliczyć i udokumentować straty poniesione ze względu na brak możliwości dojazdu - powiedział Radiu Merkury dyrektor wielkopolskiego oddziału Przewozów Regionalnych Mateusz Żmuda. Po zimowym zamieszaniu na kolei, największym odszkodowaniem wypłaconym z kasy wielkopolskiego oddziału Przewozów Regionalnych był zwrot pieniędzy za bilety lotnicze. Z uwagi na chaos komunikacyjny, pasażer nie zdążył dojechać na samolot, którym miał wylecieć na wakacje. Przewoźnik musiał oddać mu prawie 1500 złotych.
Do kas Przewozów Regionalnych na Dworcu Głównym w Poznaniu wpłynęło w środę kilkanaście reklamacji za niewykorzystane bilety. Fala zwrotów może nastąpić dopiero za kilka tygodni. Podróżni mogą bowiem oddawać bilety do 30 dni od ich zakupu. Ze względu na strajk kolejarzy, Przewozy Regionalne będą zwracać pasażerom 100% poniesionych kosztów.
W Wielkopolsce strajkowała prawie połowa zatrudnionych w Przewozach Regionalnych. Wśród niestrajkujących byli głównie pracownicy administracji. W tej grupie był też jeden kolejarz. O sytuacji w spółce Przewozy Regionalne będą rozmawiać radni Sejmiku Wielkopolskiego. Nadzwyczajna sesja na wniosek SLD i PiS ma być zwołana w ciągu siedmiu dni.
(IAR+Radio Merkury)