Córka pana Radosława w tym roku pisała egzamin ósmoklasisty. Zdaniem ojca, dziewczyna z egzaminu z języka polskiego powinna dostać 11 punktów więcej, a po wniesieniu zastrzeżeń - Okręgowa Komisja Egzaminacyjna przyznała jej dodatkowo jeden punkt. Mężczyzna poprosił też o pomoc nauczycielkę i blogerkę znaną jako "baba od polskiego".
Ona sprawdziła pracę, nie wiedząc, że praca została już zweryfikowana przez OKE i faktycznie wskazała, że za cztery zadania punkty powinny być podwyższone
- mówi ojciec nastolatki.
Mężczyzna uważa, że ocenianie prac z języka polskiego to loteria, a wszystko zależy od tego, do którego egzaminatora trafi arkusz.
Nie zgadza się z tym zastępca dyrektora Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Poznaniu Marek Jakubowski.
Jest to oczywiście ocena bardzo subiektywna, natomiast proszę pamiętać, że po to jest proces odwoławczy, jeżeli zdający stwierdza, że coś jest nie tak, to wtedy to zadanie idzie do ponownej oceny
- zauważa Marek Jakubowski.
Mężczyzna uważa, że procedura odwoławcza także powinna się zmienić. Postuluje też, by arkusz sprawdzało dwóch egzaminatorów, by ograniczyć pomyłki.
Ojciec uczennicy chce, by sprawą zajął się Wojewódzki Sąd Administracyjny. "Decyzja dyrektora OKE w Poznaniu nie spełnia wszystkich kryteriów, które są wymagane od decyzji administracyjnej" - uważa pan Radosław.
Sąd nie będzie sprawdzał, czy jego córce przyznano właściwą liczbę punktów, a oceni jedynie, czy pod kątem formalnym decyzja OKE była zgodna z prawem.
Mężczyzna nie zamierza jednak odpuszczać. "Za trzy lata tę samą procedurę będzie przechodził mój syn, za kilka lat moje wnuki, w związku z tym jest dla kogo walczyć" - dodaje mężczyzna.