Podchodziłem do tej płyty wielokrotnie. Kończyłem odsłuch i, wbrew sobie, zaczynałem album od początku. Pomimo silnej, powracającej chęci nie omijałem żadnego z do bólu przeciętnych utworów. Słuchałem głośno na słuchawkach, w samochodzie, na dobrym sprzęcie i na przeciętnym sprzęcie. W skupieniu i jako tło dla książki. Wszystko po to, aby nie potraktować nowego dzieła zespołu w sposób powierzchowny, niesprawiedliwy. Nie chciałem po prostu wydać pochopnej oceny. Teraz, po kilkunastu godzinach z płytą "Spirit" mogę w końcu o albumie zapomnieć. Nie zamierzam bowiem już do niego wracać. To co teraz napiszę, sprawia mi niekłamany ból, bo zawsze byłem fanem Depeche Mode: płyta "Spirit" jest wtórna, nudna, nagrana na kolanie i pozbawiona zapadających w pamięci pomysłów. Innymi słowy – najgorsza w dyskografii zespołu.
Przeciętność albumu przejawia się zresztą na wielu płaszczyznach. Nie chodzi tu wyłącznie o pseudo-nowoczesną i naiwno awangardową produkcję, chociaż z największą chęcią walnąłbym w pysk pyszałkowatego Jamesa Forda, który nie podjął nawet próby wydobycia czegoś z przeciętnych kompozycji Gore'a. Mógłbym nawet przeżyć klaustrofobiczne, syntetyczne i płaskie brzmienie albumu, bo mógł to być efekt zamierzony. Nie mogę jednak pozbyć się uczucia zażenowania, gdy czytam niektóre z tekstów Depeche Mode zawartych na najnowszej płycie. Najlepszym przykładem jest tu litania Gahana w utworze otwierającym album. Muzycy Depeche Mode, znani z celnych obserwacji otaczającej nas rzeczywistości i trafnych społecznych komentarzy (to jest ironia) zapewniają nas, że uzbrojeni w technologię podejmujemy złe decyzje, sami sobie kopiąc grób i zmierzając donikąd.
Jakby tego było mało, to tracimy jeszcze duszę i wracamy do mentalności jaskiniowca. Naprawdę? To znaczy, skąd wzięło się tak jednoznaczne stanowisko? Czym jest ono poparte? Co też się tak nie podoba Martinowi L. Gore'owi znanemu z tego, że napisał kiedyś znaczące wersy "Masz zaledwie piętnaście lat, i wyglądasz olśniewająco. Zaopiekuję się tobą, ktoś przecież musi zanim oni położą na tobie łapska"? Muzyczny poeta słynący z dwuznacznych, hedonistycznych, ocierających się o zawoalowaną erotykę tekstów zapragnął nagle stać się głosem sumienia umęczonych społecznie mas? Ale ja przecież nie po to sięgam po Depeche Mode. Gdyby kiedykolwiek przyszło mi do głowy szukanie politycznego ukojenia w dźwiękach muzyki, to bynajmniej nie Depeche Mode wylądowałoby w odtwarzaczu.
Martin L. Gore pyta ustami Gahana Where’s the revolution / Come on people / Your’re letting me down. Mnie z kolei zawodzi sam Gore, jeden z najinteligentniejszych i najbardziej uzdolnionych tekściarzy ostatniego ćwierćwiecza, który od dłuższego czasu nie może odnaleźć formy, do której zdołał już nas przyzwyczaić. Skąd się nagle wzięło przekonanie, że twórczość Depeche Mode powinna odejść od mrocznego mistycyzmu i głębokich, przepełnionych uczuciem i pożądaniem osobistych tekstów znanych, na przykład, z genialnej "Black Celebration" czy nie mniej udanej "Violator".
Kolejne moje pytanie do zespołu: gdzie się podziało beatlesowskie wyczucie melodii i klimatu tak wyraźne na wcześniejszych płytach, aż do "Sounds Of The Universe" włącznie? Kto uznał, że taki "Scum" ma w sobie cokolwiek godnego uwagi? Kto z kolei stwierdził, że "Eternal" nadaje się do umieszczenia na pełnoprawnym albumie studyjnym? Wzrasta we mnie irytacja więc zapytam jeszcze: co tu się w ogóle dzieje? Czemu utwór "The Worst Crime" nieudolnie cytuje fantastyczny, minimalistyczny motyw kompozycji "Breath" z równie udanego albumu "Exciter"? Dlaczego zespół znany ze swojego progresywnego podejścia do elektroniki zaczyna stosować recycling własnych pomysłów? I ponadto, z przyjemnością usłyszałbym wyjaśnienie, dlaczego zgodzono się na tak ewidentne ogołocenie z klimatu dwóch potencjalnych diamentów, czyli utworów "You Move" oraz "So Much Love".
Siedzę nad komputerem, po raz kolejny słucham płyty i umacniam się w przekonaniu, że następnej płyty Depeche Mode już pewnie nie kupię. I bynajmniej nie jest mi z tym dobrze. Gdzie się podział niepokojący zimny klimat albumu "Ultra" niemal organicznie zespolonego z pulsem miejskiego życia. Co się stało z elektryzującym, eklektycznym i przepełnionym beznadzieją hard-electro-bluesem znanym z "Songs Of Faith And Devotion". Gdzie są w końcu ocierające się o jawę narkotyczne wizje z "Excitera". Już "Delta Machine" wzbudzała niepokój, bo nie była to płyta udana, dopiero jednak "Spirit" spowodował, że na stałe obniżam swoje oczekiwania w stosunku do zespołu.
Przez wiele, wiele lat, gdy myślałem o Depeche Mode, przed oczami pojawiał się widok rozkładającego ręce, czekającego na symbolicznie ukrzyżowanie Dave'a Gahana wykonującego w trakcie trasy koncertowej "Devotional Tour" utwór "Condemnation". Z wizją tą o pierwszeństwo walczyła scena z Lynchowskiego w zamyśle teledysku do "Only When I Lose Myself" gdy obraz zatrzymuje się aby ukazać kobietę stojącą niemal pod dachującym cadillaciem, na chwilę przed nieuniknionym zderzeniem.
Obecnie po obejrzeniu video do "Where's The Revolution" nie mogę otrząsnąć się z widoku trzech starszych panów z przymocowanymi sztucznymi brodami udającymi, że są lokomotywą parową. Postawię moją kolekcję albumów Depeche Mode na to, że ten pociąg może już nie dojechać do kolejnej stacji. Ocena i tak zawyżona ze względu na stare dobre lata i te wszystkie magiczne chwile spędzone z Depeche Mode. 4/10
Jakub Kozłowski
Ani trochę nie przekonali mnie panowie z DM do swoich politycznych poglądów. To jedyne, co mi się nie podoba na Spirit. Muzyka się broni. Producent J. Ford stanął na wysokości zadania i brzmienie jest ciekawe, konkretne. Utwory trwaą ile trwać powinnyI. I nie ma zbędnych udziwnień.
8/10
Taki ,,Cover Me" usłyszany na koncercie...
Tym co kładzie płyty DM z lat 2000 jest to, że jest to, że pośròd świetnych kompozycji są jakieś zwykle 2-3-4 utwory, które po prostu burzą odbiór. Kiedyś zespoły były ograniczane pojemnością winyla dlatego nie było tam miejsca na muzyczne pustosłowie. Na Delta Machine świetny ,,Secret To The End" sąsiaduje z takim np. ,,My Little Universe" po usłyszeniu, którego chce mi się zakończyć odsłuch. Otóż na ,,Spirit" jedynym takim pewniakiem do pominiecia jest ,,Eternal" i męczący, przeprodukowany ,,Where Is The Revolution". Ze e znacznie lepszej ,,Playing The Angel" pozbyłbym się co najmniej 3 byłby to kolejny naprawde znakomity album. Także z tym pastwieniem nad ,,Spirit" bym trochę przyhamował. Co do zawartości tekstowej, zważywszy na afiliacje obecnych włodarzy PR - to może się nie podobać. Ale przypominam, że ,,Everything Counts" także było mało zrozumiane - coś jakby Zenek M. zaczął śpiewać o nierównościach społecznych na świecie a teraz ta sama piosenka jest klasykiem DM
Od razu mi się to przypomniało po przeczytaniu powyższej recenzji. Nie dostaniesz Pan kolejnego Violatora Panie recenzencie.
Czy już wszyscy, którzy mają klawiaturę i monitor w domu mają mówić co kto ma grać, zamiast po prostu słuchać? Znawcy, wybrańcy, zbawiciele...Nowy album Depeche Mode nie jest zły, wprowadza kolejna ścieżkę w brzmieniu. Owszem, nie jest to poziom SOFAD, Violatora, Black celebration....
Panu recenzentopwi polecam wy....ć ostatnie płyty Metallci, Iron Maiden, AC/DC i nyych tych Wielkich, bo przecież nie są one warte słuchania!! Nie wracać do nich!! Zakopać, zglebić, odmawiać publicznie słuchania i wszem oznajmić że jestem obrażony, bo jak oni mogli nie nagrać albumu dla mnie!!
Beznadziejna recenzja.
Zresztą - i tak SOFAD jest najmniej depeszowską płytą w historii a jakoś rynek (i fani) ją uwielbił!
Spirit jest najgenialniejszą płytą od wielu, wielu lat!.
ps."Breath" - nie ma takiego utworu na albumie Exciter.
mdli... scrum to jeden z lepszych utworow na plycie.
Mnie pierwsze przesluchanie zachwycilo jak nigdy, bo szykowalam sie na kilka odsluchow zanim zatrybią koła uwielbienia. Po co wracać do starych płyt i porownywac- inne czasy, inni oni, inni my. Nie szkoda czasu na takie dyrdymały....
Pozdrawiam autora i trzymam kciuki za kolejne odsluchy✌
Osobiście, poza kilkoma wyjątkami, na Spirit nie odnajduję nic co by mnie poruszyło. A "kilka" to zbyt malo, aby do tej płyty podchodzić z entuzjazmem.
Wolałbym nie czytać powyższych opinii na temat mojego ukochanego DM, ale w tym przypadku trudno się nie zgodzić.
Niestety, ale z bólem serca muszę przyznać, ze zgadzam się w 100% z recenzentem. Słuchałem DM już w podstawówce, w RMR Tomka B. NIgdy nie zapomnę tych wrażeń. To, co współczesne DM prezentuje odpowiada duchowi czasu. Uniform.
Uniform? Naprawdę? to porównaj SPIRIT do czegokolwiek innego na rynku muzycznym.
stąd że na szczęście to MG jest autorem tekstów a nie Pan Jakub Kozłowski