Kryl, czyli robakami już nas karmiono
Felieton Grzegorza Ługawiaka.
Powiedzieć o tej książce, że należy do odrębnego literackiego świata, to nic nie powiedzieć. Dodać do tego, że miesza w sobie gatunki science-fiction, powieści noir czy romansu okraszone komentarzem dotyczącym kondycji społeczeństwa – wchodzimy w jeszcze ciemniejszy zaułek. To dzieło nawet nie leżało bowiem obok fantasy pisanego przez autora wywodzącego się z kultur na co dzień nam bliższych – europejskiej czy amerykańskiej.
Chiński świat odsłania się w nawiązaniach do historii kraju, na przykład do przeprowadzonej w latach 1958-1962 kampanii zwalczania czterech plag sfabularyzowanej w rozdziale o fortuniach. Przede wszystkim jednak supermocą tytułowych bestii nie są spektakularne możliwości bitewne, ale raczej łagodne serca i wrodzona prostolinijność, choć czasem faktycznie agresywne i obce zwyczaje. Pod względem fizycznym trudno też odróżnić je od gatunku ludzkiego. Niektóre są wyjątkowo niskie i wątłe, jak na przykład wrócidusze, inne na brzuchu mają niebiesko-zieloną prześwitującą plamkę – to nigdy nieuśmiechający się smętnicy. I tu należy się dygresja oraz ukłon w pas dla tłumaczki, Joanny Karmasz. To na jej barkach w całości spoczęło nadanie polskich imion tym umownym straszydłom, bo w języku oryginału tak zwięzłe sformułowania zwyczajnie nie występują. I tak glordenie, uroczniaki czy dalekowzroki kawałek po kawałeczku obnażają siły i słabości ludzkiej natury.
Społeczeństwo jest bestiami na zmianę zafascynowane i przerażone. Kiedy się boi, reaguje typowo - strachem i agresją. Odmienność istot, z którymi przyszło im dzielić ziemię, jest interesująca tak długo, dokąd stanowi jedynie ciekawostkę przyrodniczą niezagrażającą ludzkiemu status quo.
W tych nietypowych okolicznościach główna bohaterka, młoda pisarka, była studentka zoologii, przygląda się swojemu tajemniczemu pochodzeniu. W Yong’anie, czyli, o ironio, z chińskiego „mieście Wiecznego Spokoju”, bliżej jej raczej do tytułowych potworów niż ludzi. Samotność i zagubienie prowokują ją do poszukiwań tożsamości tam, gdzie niektórzy wolą się nie zapuszczać. Choć sama trafnie potrafi przeanalizować wiele zjawisk i zachowań, na swoje własne problemy i smutki nakłada twardą maskę, spod której na zewnątrz przedostaje się tylko udawana obojętność i poczucie humoru. To jak to w końcu jest? To potwory są ludzkie, czy ludzie są potworami?
Felieton Grzegorza Ługawiaka.
Roman Wawrzyniak zaprasza na "Wielkopolskie popołudnie"! Początek audycji o godzinie 16:35.
Blues jako forma muzyczna niesie wiele ograniczeń. Kto z muzyków wykonujących bluesa, za bardzo odchodzi od schematu i zrywa silne zależności harmonii opartej na triadzie, podlega karze wyrzucenia z społeczności bluesowej. Wtedy zwolennicy zachowania tradycji i trzymania się żelaznych zasad, skreślają takiego niesfornego muzyka i skazują na banicję.