Roman Wawrzyniak: Mocne słowa, panie profesorze.
Prof. Stanisław Mikołajczak: Pojawił się taki czas, że takie słowa są potrzebne. Mocne słowa wsparcia dla rządu, który walczy o to, żeby doraźnie otrzymać wsparcie finansowe, a po drugie, co jest znacznie ważniejsze, żeby podtrzymać polską suwerenność. Taki jest główny element walki politycznej.
Dzisiaj senatorowie PO zebrali się na wspólnej konferencji i powiedzieli, że budżet jest korzystny, dlatego veto jest sprzeczne z naszym interesem narodowym - tak mówił senator Marcin Bosacki. Jak pan ocenia takie słowa?
Zachowanie polityków PO jest niezrozumiałe. Ta partia w swoich początkach miała rodowód solidarnościowy. Wiemy, że w ostatnich wyborach do europarlamentu połączyła się z najbardziej twardą częścią komunistów z SLD, z Leszkiem Millerem na czele. To stawia tę partię w zupełnie innym świetle. Całkowicie się zagubili. Ten etos, o który sami kiedyś walczyli - obserwowanie zachowań Platformy jest dużą przykrością dla człowieka, który z Solidarnością jest bardzo związany i pamięta bardzo piękną drogę w młodości np. Grzegorza Schetyny.
I innych...
Wielu innych. Takie stanowisko jest absolutnie niezrozumiałe. Poza tym, jak ludziom solidarności mogą przyjść do głowy, żeby w demokratycznym kraju po wyborach zastosować element totalnej opozycji. Poza tym jest to jedyna w świecie sytuacja, kiedy demokratyczna opozycja jest totalitarna.
Panie profesorze, z drugiej strony - nic im to nie przynosi. Kolejne wybory przegrywają z kretesem.
Bo nie mają programu.
Chociaż senatorom z PO chcą też dorównać radni z tej partii. Straszą mieszkańców, że jeżeli premier Morawiecki nie ulegnie niemieckiej prezydencji, to w Poznaniu nie będzie kolejnych etapów trasy tramwajowej na Naramowice, czy na osiedle Kopernika, itd.
A zapominają, że to w czasach rządów Prawa i Sprawiedliwości Poznań dostał środki finansowe, których nie dostawał za czasów PO.
Kilka minut temu mówiłem na antenie o kolejnej transzy - 800 milionów złotych na działania lokalne dla Wielkopolski. Profesorowie z całego kraju zrzeszeni w AKO przypominają, że żadne pieniądze nie są warte utraty zdobywanej przez pokolenia Polaków niepodległości. To okupione krwią. Czy ten apel zostanie gdzieś usłyszany?
Mieliśmy dwóch adresatów. Jednym był rząd, żeby pokazać rządowi, że ma silne wsparcie w części środowisk akademickich, bardziej patriotycznych. A drugim adresatem było polskie społeczeństwo, któremu chcieliśmy pokazać, że rząd myśli o dobru Polski i że od pieniędzy ważniejsza jest suwerenność.
Też piszecie państwo wręcz o łamaniu praworządności, ale nie to przez rządy Polski i Węgier, tylko przez domagających się rozszerzenia uprawnień organów UE.
To wielki paradoks tej sytuacji, że w imię tej praworządności, która podobno jest łamana w Polsce, Komisja Europejska łamie praworządność, przypisując sobie uprawnienia, których nie ma statutowo, łamie praworządność, łamie traktaty UE. Jest wyraźnie powiedziane, że co nie jest ewidentnie wymienione w traktatach to pozostaje w gestii państw narodowych. Praworządność, czyli cała sytuacja sądownicza, jest przypisana prawodawstwu krajowemu. Nigdy w świecie nie było łączenia ustaw budżetowych z jakimikolwiek innymi rozstrzygnięciami. Budżet to była najważniejsza ustawa - w państwach i Unii.
Jak pan profesor ocenia słowa europoseł z Wielkopolski, Sylwii Spurek, która apeluje: "Pani kanclerko Merkel, proszę powiedzieć nie szantażowi ze strony Polski i Węgier. Blokada unijnego budżetu działa na niekorzyść obywateli i obywatelek wszystkich krajów członkowskich. Europejskie wartości nie podlegają negocjacjom". W tym kontekście europejskimi wartościami ma być np. prawo do mordowania dzieci nienarodzonych, akceptacja małżeństw homoseksualnych i adopcji przez nich dzieci. Mieliśmy niedawno rezolucję potępiającą Polskę.
Nie chce mi się komentować wypowiedzi tej pani, bo ta pani to jest jeden wielki wstyd dla Wielkopolski. Problemem nie jest sama pani Spurek i jej poglądy, problemem są ludzie, którzy wybierają taką osobę. To problem części naszego społeczeństwa. To, co robi pani Spurek przekracza granice czegokolwiek w myśleniu o ojczyźnie, państwie, narodzie.
To jest też kwestia połączenia tych sił w wyborach. Wysoce prawdopodobnym jest, że pani poseł (już nie będą kolejny raz wymieniał tego nazwiska) zawdzięcza europejski mandat temu, że weszła do Koalicji. Nie wiem, czy poznaniacy i Wielkopolanie mieli świadomość, kto dostanie mandat.
Żeby odsunąć PiS od władzy, PO potrafi się połączyć z każdą partią - wcześniej z KOD, teraz ze Strajkiem Kobiet.
KOD-em bis.
Organizacją, która tak zwulgaryzowała życie publiczne, że parę miesięcy temu było niewyobrażalne, a oni dla tego nadrzędnego interesu, jakim jest odsunięcie Prawa i Sprawiedliwości od władzy, łączą się z tak skrajnie nastawionymi i antypaństwowymi organizacjami.
Chciałem poprosić pana o komentarz w sprawie wicedyrektor Galerii Arsenał, która jest utrzymywana z pieniędzy podatników w Poznaniu, która to nakręciła sama film i pokazała, jak rzuca jajkami w kościół garnizonowy w Poznaniu i tłumaczy, że być może nie było to najrozsądniejsze, ale jesteśmy na wojnie i okazuje się, że władze miasta umywają ręce. Czy nie przykładają też ręki do niebezpiecznych sytuacji, bo może się znaleźć drugi taki niezrównoważony człowiek, jak pani dyrektor i coś może się wydarzyć poważniejszego.
To szerszy problem, że taka osoba zostaje na tak ważnym stanowisku. Nie wiedziałem, że osobą rzucającą jajami w kościół jest osoba na takim stanowisku. Uzyskała aprobatę jakichś władz, które ją postawiły na tym stanowisku. Nawet jeśli to osoba niewierząca to powinna szanować kulturę, przyzwyczajenia, stosunek do religii, ukształtowany w Polsce od tysiąca lat i traktować kościół jak symbol naszej wiary, której nie wolno atakować - tak, jak nie wolno atakować islamu czy judaizmu. To jest działanie destabilizujące sytuację polityczną, to niebywałe.
Z głupoty...
To nie jest głupota, to jest celowe działanie.
Z tej agresji może trudno wyleczyć panią dyrektor.
Ale trzeba ją zwolnić.
Niezrozumiały jest stosunek władz miasta, właściwie brak tego stanowisko.
Taką osobę trzeba natychmiast zwolnić z funkcji publicznej, bo pokazała, że niczego nie rozumie z tego, co kształtuje polski naród, społeczeństwo i struktury władzy.
Pomijając, czy jako urzędnik nie złamała prawa.