Pierwszy odcinek Pestki prawie gotowy. Tramwaje będą cichsze i zawrócą na jednym torze

Odniósł się do sprawy Evy Kaili, która miała być korumpowana przez przedstawicieli Kataru.
Te wszystkie podejrzenia, które mieliśmy (rozumiem przez to opinię publiczną) w sprawie przyznania Katarowi prawa do organizacji mistrzostw świata, potwierdzają się, przynajmniej są bliskie potwierdzenia. Tam pojawiło się tyle różnych znaków zapytania - jak to możliwie, żeby państwo, które nigdy nie organizowało, które nie było i nie jest potęgą footballową, nagle otrzymało praktycznie najważniejszą sportową imprezę na świecie
- mówi Paweł Lisicki.
"To było tak szokujące i niezwykłe, nikt nie potrafił na to merytorycznie odpowiedzieć, więc podejrzenia nasuwały się same. Wygląda na to, że aresztowanie było zasadne" - mówi Paweł Lisicki.
Cała rozmowa poniżej:
Roman Wawrzyniak: Dzisiaj w Poznaniu, w księgarni wydawnictwa Dębogóra spotka się pan ze swoimi czytelnikami, poruszając tematy wokół pana ostatniej książki "Wygnanie Melchizedeka". Chciałbym poprosić o komentarz do politycznych wydarzeń ostatnich dni. Zacznijmy od korupcji w Parlamencie Europejskim. Wiceprzewodnicząca PE jest podejrzana o lobbowanie na rzecz Kataru. To ta sama pani - Eva Kaili - z partii socjalistów i demokratów, która wcześniej występowała przeciwko Polsce w sprawie rzekomego nieprzestrzegania praworządności. Tymczasem w niedzielę została postawiona w stan oskarżenia, aresztowana decyzją belgijskiego sądu, zarzuty wobec niej i trzech innych osób - o korupcję, udział w grupie przestępczej, czy pranie pieniędzy. Śledztwo prowadzone jest też w sprawie podejrzeń o korupcję w ogóle w PE.
Paweł Lisicki: Można zwrócić uwagę na kilka spraw. Te wszystkie podejrzenia, które mieliśmy (rozumiem przez to opinię publiczną) w sprawie przyznania Katarowi prawa do organizacji mistrzostw świata, potwierdzają się, przynajmniej są bliskie potwierdzenia. Tam pojawiło się tyle różnych znaków zapytania - jak to możliwie, żeby państwo, które nigdy nie organizowało, które nie było i nie jest potęgą footballową, nagle otrzymało praktycznie najważniejszą sportową imprezę na świecie. To było tak szokujące i niezwykłe, nikt nie potrafił na to merytorycznie odpowiedzieć, więc podejrzenia nasuwały się same. Wygląda na to, że aresztowanie było zasadne.
Ale te podejrzenia dotyczyły bardziej świata sportu, a tu nagle okazało się, że nie tylko. Również Parlament Europejski jest w to zamieszany.
Okazuje się, że te światy są ze sobą powiązane. Nie wiemy, czy dotyczyło to tylko Kataru, być może te zarzuty się rozszerzą. Ja słyszałem tylko, że zarówno u pani wiceprzewodniczącej, jak i jej współpracowników, zaleziono całe masy walizek z pieniędzmi.
Tak, to prawda.
Z pochowanymi setkami tysięcy euro. Być może to jest wszystko z tego samego źródła katarskiego.
Albo uzbierane z diet poselskich.
W te diety poselskie nie bardzo wierzę. Wielu z tych polityków, którzy zajmowali się tropieniem rzekomych nieprawidłowości w Polsce, opowieściami o tym, jak w Polsce łamana jest praworządność, jak się nie przestrzega prawa, jaki mamy straszliwy system autorytarny, było totalnymi hipokrytami. Byłem zszokowany, kiedy byłem w Parlamencie Europejskim, kiedy głos zabierały panie, i nie tylko, pozbawione wiedzy o tym, co dzieje się w Polsce. Jedna nawet polityk z partii Zielonych opowiadała o tym, jak to największym teraz wyzwaniem dla Polski są śluby zawierane przez nieletnich. Problem związany z krajami islamskimi, gdzie taki problem jest. Miałem wrażenie, że znalazłem się w jakimś kabarecie, każdy się przekrzykiwał, opowiadał o tym, jak to w Polsce łamie się praworządność, a stopień ignorancji, braku wiedzy, złej woli, był wręcz porażający.
Jak się teraz okazuje, również hipokryzji, w przypadku wiceprzewodniczącej PE.
Brała pieniądze z innych źródeł, a jednocześnie oskarżała Polskę, o korupcję m.in. polityczną.
Wczoraj Parlament Europejski przegłosował odwołanie z funkcji Ewy Kaili. Teraz inny temat. W Gazecie Wyborczej ukazał się ostatnio tekst, w którym nie po raz pierwszy szczuto na podręcznik "Historia i teraźniejszość" profesora Roszkowskiego. Takie wulgarne, ostre wypowiedzi, opis palenia książek w towarzystwie rodziców w kominku domowym. Jak to w Wyborczej bywa, w tym samym tekście, ataki na Jana Pawła II. Jak pan ocenia takie publikacje? Jaki jest cel tej gazety?
Cel jest myślę całkowicie jasny, wyrażony zarówno w treści, jak i w tekstach i wielu innych działaniach. Chodzi o to, żeby wytworzyć u ludzi przekonanie i stereotyp, który sprawi, że pewne osoby, jak profesor Roszkowski z jego podręcznikiem, będą całkowicie wykluczone z debaty publicznej. Gdyby środowisko Gazety Wyborczej było przy władzy.
To spaliłaby te książki w kominku.
Taki podręcznik by nie powstał, a jakby powstał, to nie miałby szans bycia podręcznikiem. Ale w tej chwili środowiska reprezentowane przez Gazetę Wyborczą są w opozycji i nie mogą zakazać, nie mogą wprowadzać cenzury i nie mogą doprowadzić do tego, żeby taki pogląd, jaki jest reprezentowany w tym podręczniku, żeby on do polskiej opinii publicznej nie docierał. Co można zrobić? Można stworzyć modę na pogardę, próbują pokazać, że ten podręcznik jest rzekomo formą zniewolenia i teraz, w jaki sposób pobudzić młodych ludzi do działania? Powiedzieć im, że są zniewoleni, że muszą się zjednoczyć i walczyć z tym straszliwym podręcznikiem. Jakby go przeczytali, to by stracili niezależność, swoją młodzieńczą radość. Bardzo prymitywne, ale skuteczne metody, które mają doprowadzić do owczego pędu wśród potencjalnych odbiorców podręcznika i sprawienia, że taki młody człowiek nawet nie spróbuje przeczytać, zdobyć się na jakąś opinię, on ma z góry to potępić. Chodzi o wytworzenie bariery pogardy, która sprawia, że ten człowiek nawet po ten podręcznik nie sięgnie, tylko go wrzuci do kominka, albo podrze, albo jeśli znajdzie kogoś, kto ten podręcznik przeczyta, to nie będzie z nim dyskutował, tylko będzie go obrażał. To działalność propagandowo-piarowska, która ma zniszczyć ten głos w debacie publicznej bez argumentów, tylko na zasadzie siły i przemocy.
Na szczęście jest też mądra i dojrzała młodzież, która nie zwraca uwagi na tego typu krytykę, tego typu szczucie, tylko sama potrafi sobie wyrobić opinię i sięga po książkę, o czym świadczą liczby sprzedanych egzemplarzy. Dzisiaj spotkanie z czytelnikami w Poznaniu, o czym będzie pan mówił i jak rozumieć odzyskanie zagubionego sacrum?
Chciałem zwrócić uwagę, jak ze świadomości Polaków zniknęło rozumienie tego, czym jest kapłaństwo i jaki jest ścisły związek między kapłaństwem a ofiarą i właśnie sakralnością. W tych rozmowach na temat Kościoła i jego kryzysu skupiamy się na tym, czego w mediach jest bardzo dużo, np. porzucenie kapłaństwa, kiedy ksiądz okazał się człowiekiem niewiarygodnym. Zresztą media lewicowe się tym potworne napawają, nakręcają, próbują z tego zrobić stereotyp niechętny Kościołowi, a moim zdaniem te wszystkie problemy - oczywiście, jeśli dochodzi do naruszenia prawa, to takie osoby należy ukarać, ale to nie jest istota rzeczy. Tym, co jest najważniejsze, jeśli mowa o religii i o kryzysie, jest właśnie coś, co ja nazwałem zgubionym sacrum, sytuację, w której współczesny człowiek w Kościele nie spotyka, czy trudno mu jest doświadczyć Boga, jako osoby świętej, trudno mu przekroczyć siebie i odkryć wieczność. Jak zrobić, by odzyskać tę zdolność doświadczenia wieczności i świętości - w dużej mierze jest poświęcona ta książka.
Będą też odniesienia do tego, w jakim miejscu dziś znajduje się Kościół?
Tak, Kościół cierpi, polski Kościół ma te same bolączki, co Kościół na świecie. Do nas pewne problemy docierają z opóźnieniem, wynikającym z tego, że Polska dopiero w 1989 roku odzyskała niepodległość i musiała się zderzyć z tymi problemami, które już pojawiły się na zachodzie. Ale one nas nie oszczędzają, trzeba im stawić czoło.
Dziś to spotkanie o 17:30 przy ulicy Kościuszki 86 w Poznaniu. Zapraszamy.