W poranek, gdy przestałam widzieć na niebie chmury w kształcie słoni polewających się wodą, stałam się kobietą, na której barki miał spaść ciężar trosk tego świata.
Lecz tamtego ranka, na początku września 1939 roku, szłam lekkim krokiem nad rzekę, a szarawe słonie towarzyszyły mi przez całą drogę. Nabierały z niewidzialnego źródła wodę w trąby i spryskiwały jeden drugiego z gromkim śmiechem. Cemach też się śmiał. Szedł ścieżką obok mnie, trzymał nade mną swój czarny parasol i pilnował, żeby ani kropla deszczu nie spadła mi na głowę. A ja chciałam zmoknąć.
Przy brzegu rzeki, niedaleko mostu, stoi zacumowana łódź rybaka Akiwy, czy jak nazywają go jego wspólnicy-goje: Kiwe. Jest przywiązana grubą liną do zardzewiałego słupa. Woda z chlupotem uderza o burtę.
Fragment książki „Skórka od chleba”, Hila Timor Aszur.
Dziś polecam Państwu lekturę polskiego wydania książki izraelskiej reżyserki filmów dokumentalnych, pisarki i dziennikarki. Hila Timor Aszur w powieści „Skórka od chleba” gromadzi i przetwarza rodzinne wspomnienia.
Hila jest wnuczką Hani. Dorastała słuchając babcinych opowieści: o rodzinnym domu w Białej Podlaskiej, o siostrach, braciach, sąsiadach (żydach i gojach), o obchodach Jon Kipur u progu wojny, potrawach przygotowywanych na szabat i głodzie, który przyniosła niemiecka okupacja. O miłości, stracie, Zagładzie i tym, co po niej.
To opowieści nigdy nieskończone, nigdy niewypowiedziane do końca, nigdy niedomknięte, spoczywające od lat na rodzinnych barkach. Wiele jest takich książek jak ta: osobistych świadectw wojennych krzywd i prób rozliczeń z postpamiecią. Tę wyróżnia wyjątkowa narracja, w której świat staje się wyjątkowo intensywny w swoich namacalnych szczegółach, a jednocześnie przesiąknięty duchowością. Wyjątkowa lektura, oprócz grozy, niosąca też ukojenie.
Książka „Skórka od chleba”, której autorką jest Hila Timor Aszur ukazała się nakładem wydawnictwa Pascal w tłumaczeniu Anny Klingofer-Szostakowskiej.