Ponosimy wszystkie działalności, a bank co jakiś czas dokłada nowe opłaty i obciążenia - mówią agenci. Aby prowadzić placówkę agencyjną PKO BP - trzeba wynająć i wyposażyć lokal, podpisać umowę na wyłączność i o zakazie konkurencji po zakończeniu działalności, bank zaś co jakiś czas jednostronnie i bez konsultacji aneksuje umowę o współpracy. Przedsiębiorcy mówią, że na ich niekorzyść.
Rzecz w tym, że większość z około 300 punktów zlokalizowana jest w małych miejscowościach, a ich klienci to ludzie starsi i niekorzystający z bankowości elektronicznej. W sporze z bankiem - oprócz agentów - stracić mową właśnie oni
- przekonuje Grzegorz Kozub - reprezentujący środowisko agentów.
Osoba, która prowadzi działalność, jeżeli robi biznesplan - tak jak każdy przedsiębiorca, i ponosi wydatki z tym związane - chciałaby wiedzieć, że przy wykonaniu danej sprzedaży zarobi taką czy taką kwotę. Jeżeli bank przedstawia aneks do umowy i wynagrodzenie przyszłe agenta, oparte o wiele różnych zmiennych, na które on nie ma żadnego wpływu, to, niestety, jego wynagrodzenie przyszłe i przyszłe dochody jest nieprzewidywalne, więc ciężko oszacować, czy ten biznes jest opłacalny, czy nie. Agenci protestują, próbują nawiązać dialog z bankiem, ale nic to nie daje, nikt się z nimi nie liczy
- mówi Kozub.
Spośród blisko 300 agentów dwie setki zapowiedziały, że aneksu do umowy na przyszły rok nie podpiszą, co jest jednoznaczne z zamknięciem tylu placówek. Byłaby to kolejna fala ich likwidacji, bowiem w ciągu ostatniej dekady ubyło ich około siedmiuset.
Dodajmy, że właśnie na dziś bank zaprosił na spotkanie przedstawicieli agentów, deklarując otwartość na rozmowy w sprawie warunków dalszej współpracy.