Wpłynęła na to przede wszystkim epidemia koronawirusa, izolacja społeczna i związana z tym praca w domu, a w efekcie mniej stresujące i wolniejsze życie zawodowe.
Z drugiej strony była grupa chorych, która z obawy przed zakażeniem koronawirusem, mimo objawów zwlekała z pójściem do lekarza - mówi Marta Żbikowska z wielkopolskiego NFZ.
To, co najbardziej niepokoi, to wzrost liczby zawałów rozległych, takich, które wymagają dłuższego pobytu w szpitalu, które już nie dają pacjentowi szansy na powrót do dawnej sprawności. Może to oznaczać, że ze strachu przed zakażeniem koronawirusem, pacjenci zbyt późno zwracają się o pomoc, zbyt późno dzwonią na pogotowie lub proszą kogoś z rodziny o zawiezienie do szpitala na SOR.
W ubiegłym roku lekarze zdiagnozowali w Wielkopolsce 4930 pacjentów z zawałem. To o 875 mniej niż w 2019 roku. Najwięcej chorych było w lutym, czyli przed wybuchem pierwszej fali pandemii oraz w czerwcu. W marcu i kwietniu takich zachorowań było zdecydowanie mniej, podobnie, jak w październiku i listopadzie, kiedy nastąpiła druga fala pandemii.
Lekarze apelują, by w przypadku objawów zawału serca, natychmiast wzywać pomoc. Powinien nas zaniepokoić ból w klatce piersiowej umiejscowiony za mostkiem, który często promieniuje do lewej ręki. Mogą mu towarzyszyć: osłabienie, zawroty głowy, omdlenia, nudności, wymioty, kołatanie serca lub nagła duszność.