Wyroby z wikliny robią duże wrażenie na zwiedzających.
- Na pewno te wielkie wiszące kosze, na których można siadać, taki super hamak. Praktyczne i chyba wygodne. Co nie Staszek? Staszek kiwa, że tak. Do oglądania to oczywiście, bo mały jest fanem lokomotyw, więc wszystko co ma koła bardzo mu się podoba.
- Przede wszystkim jesteśmy zachwyceni tym ile pracy trzeba włożyć ręcznej, żeby wyprodukować czasami tak niewielką formę, a się okazuje, że trzeba godziny w to włożyć. Mnogość kształtów i czym jestem zaskoczony mnogość kolorów. Do tej pory mi się wydawało, że jest to jeden odcień beżu, a tu się okazuje, że jest i bardzo ciemny i bardzo jasny.
- Sama wyplatam, więc trochę podglądam co można zrobić. Wszystkie prace są piękne.
Na miejscu można też podziwiać pracę wikliniarzy. Eugeniusz Skrzypczak z Muzeum Wikliniarstwa w Nowym Tomyślu na zrobienie kosza potrzebuje trzech godzin.
Teraz zacinam wiklinę, żeby jak będę wplatał w koszyk, żeby od środka koszyk był bardziej gładki. Kiedyś były nożyki takie typowo koszykarskie, ale w tej chwili już jest o nie trudno, a mój stary już się dawno wykończył i używam teraz takiego wielofunkcyjnego. Szczerze mówiąc wolę robić większy kosz niż mniejszy. Im większy tym więcej czasu, ale to nie jest strasznie wielka różnica
- mówi Eugeniusz Skrzypczak.
Festiwal potrwa do jutra. Towarzyszy mu także Międzynarodowy Konkurs Plecionkarzy. Uczestniczy w nim 160 osób z 50 krajów z różnych kontynentów. Zwycięzców poznamy w niedzielę.