Według Janiny Matczyńskiej, sekretarz ToZ w Gnieźnie, rasowy pies do polowań był zamknięty w kojcu za domem leśniczego i był krańcowo wyczerpany. Jej zdaniem - jeszcze dwa, trzy dni i by padł. Nie mógł ustać na nogach i był przeraźliwie wychudzony.
Leśniczy powiedział nam że jeszcze trzy tygodnie temu pies był w dobrej kondycji, ale nagle zaczął chudnąć .Leśniczy dał mu tabletki na odrobaczenie, ale nie poskutkowały. Przyznaje, że popełnił błąd, bo nie pojechał z psem do weterynarza. Na zarzuty towarzystwa, że chciał zagłodzić psa, odpowiada że są to oszczerstwa i kłamstwa.
Jednak według lekarza weterynarii, który badał psa, zwierzę nie było chore, tylko skrajnie wychudzone, wyniszczone i odwodnione. Teraz u nowej opiekunki pies wraca do formy.