NA ANTENIE: UNDRESSED (2025)/SOMBR
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Zadyma na stadionie - co dalej?

Publikacja: 04.05.2011 g.18:00  Aktualizacja: 05.05.2011 g.13:07
Poznań
Poznań będzie domagać się od policji zapisu monitoringu z zajść, do jakich doszło we wtorek po finałowym meczu Pucharu Polski w Bydgoszczy. Wiceprezes klubu Arkadiusz Kasprzak zapowiedział, że winni zostaną ukarani. Legislacyjne zmiany, dotyczące bezpieczeństwa na stadionach piłkarskich, zaproponował także premier Donald Tusk.
Pseudokibice podczas meczu finałowego Pucharu Polski Lech-Legia - Przemek Modliński
/ Fot. Przemek Modliński

Kary finansowe oraz zakaz uczestniczenia zorganizowanych grup kibiców w meczach wyjazdowych Pucharu Polski - takie sankcje za  zamieszki w Bydgoszczy grożą Lechowi Poznań ze strony Polskiego Związku Piłki Nożnej. "Oba kluby będą musiały też pokryć koszty napraw" - mówi delegat PZPN Mirosław Starczewski. To on jest odpowiedzialny za przygotowanie głównego raportu dla PZPN. Zwraca uwagę, że to nie kibice Lecha sprowokowali całe zajście. "Przez cały czas zachowywali się wzorowo, nawet w czasie kiedy sympatycy Legii odpalili race" - mówi Starczewski. Nerwy puściły dopiero wtedy, kiedy kibice stołecznej drużyny wtargnęli na boisko. Wydział Dyscypliny PZPN zbierze się w czwartek i prawdopodobnie wtedy poznamy jego decyzje.

Jeszcze przed zakończeniem serii rzutów karnych, wygranej przez warszawski zespół 5:4, kibice Legii przedostali się w okolice boiska. Po ostatniej z jedenastek wbiegli na murawę i razem z piłkarzami cieszyli się ze zdobycia Pucharu Polski. Kilkanaście minut później pojawiły się wyzwiska kierowane w stronę fanów Lecha, którzy wkrótce także znaleźli się na bieżni okalającej boisko. Rozpoczęła się przepychanka z ochroną i policją oraz demolowanie bydgoskiego stadionu.

Wiceprezes Lecha Poznań Arkadiusz Kasprzak uważa, że zachowanie sympatyków "Kolejorza" było pokłosiem prowokacji ze strony warszawskich kibiców.  "Przez 120 minut spotkania oraz całą serię rzutów karnych, nasi kibice zachowywali się bardzo dobrze. Nikt nic nie rzucał na boisko. Było widać ogromną różnicę w stosunku do tego, co robili kibice Legii, którzy zachowywali się wyjątkowo wulgarnie i prowokacyjnie. Po meczu wkroczyli oni na murawę, co jest niedopuszczalne i dalej zachowywali się prowokacyjnie. Dopiero wtedy kilkunastu kibiców Lecha wbiegło na murawę i zaczęło demolować stadion. Dlatego też wystąpimy do PZPN o udostępnienie zapisu monitoringu. Chcemy zidentyfikować tych, którzy brali udział w zadymie i wyciągnąć wobec nich konsekwencje" - powiedział wiceprezes poznańskiego klubu. 

Inaczej sytuację postrzegają przedstawiciele Legii Warszawa.  "Widzimy, że odbywa się zbiorowe przerzucanie odpowiedzialności, a w roli "czarnego luda" próbuje się ustawić Legię i jej kibiców. Fani naszego klubu wbiegli po zakończeniu meczu na murawę, by przez kilkanaście minut cieszyć się wspólnie z piłkarzami z wywalczonego trofeum, po czym wrócili na swoje miejsca, aby mogła odbyć się ceremonia wręczenia medali i pucharu" - ocenił rzecznik prasowy stołecznego klubu Michał Kocięba. "W tym czasie osoby zasiadające w sektorach Lecha prowadziły bitwę z policją i służbami ochrony, demolując stadion. Absolutnie potępiamy obraźliwe przyśpiewki pod adresem Lecha intonowane w czasie meczu przez naszych kibiców i przepraszamy za nie naszych wtorkowych rywali, nie mniej jednak zachowanie fanów Lecha trudno nazwać idealnym. Nasz klub i kibice również byli wielokrotnie w niewybredny sposób obrażani" - dodał.

Kasprzak zaznaczył z kolei, że wizerunek kibiców Lecha mocno ucierpiał po tym spotkaniu. "Dlatego, dla odbudowy tego wizerunku, musimy wyeliminować czarne owce. Wiemy, że większość naszych kibiców czuje się nieswojo po tych wydarzeniach" - przyznał. Zdaniem Kasprzaka, stadion był źle przygotowany do meczu. Wiceprezes Lecha nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć, czy klub pokryje straty poniesione przez organizatorów. Przedstawiciele Zawiszy Bydgoszcz, który zarządza stadionem, wycenili je na ok. 40 tysięcy złotych. "Na razie na ten temat nic nie wiemy" - poinformował. 

Zasłanianie twarzy podczas meczów piłkarskich i wnoszenie ostrych narzędzi na stadion powinno być traktowane jako przestępstwo - uważa premier Donald Tusk. Szef rządu powiedział na konferencji prasowej, że jeden z wniosków rządowego zespołu do spraw walki z chuligaństwem na stadionach dotyczy wprowadzenia kar za samo zasłanianie twarzy przez kibiców podczas meczów piłkarskich, a także wnoszenia niebezpiecznych przedmiotów.

Premier Donald Tusk podkreślił, że jednym przepisem nie da się wyeliminować przemocy na stadionach, dlatego potrzebne są kompleksowe rozwiązania. Nad tym pracuje zespół, w skład którego wchodzą między innymi Prokurator Generalny oraz przedstawiciele ministerstw sprawiedliwości i spraw wewnętrznych. Szef rządu zapowiedział także, że stadiony piłkarskie będą zamykanie dla publiczności, jeżeli nie będzie stuprocentowej gwarancji bezpieczeństwa podczas meczu. "Wydałem polecenia, aby administracja państwowa egzekwowała zalecenia policji przed meczami" - powiedział premier. Chodzi o ocenę zagrożeń przez policję przed meczem wynikającą z przewidywanych zachowań kibiców.

Decyzja zapadła po meczu w Bydgoszczy, podczas którego doszło do zadymy. Premier ocenił w świetle tych wydarzeń, że mimo istniejących obecnie wielu zakazów stadionowych bezpieczeństwo kibiców nie jest zagwarantowane. Donald Tusk podkreślił, że aby nie dochodziło do chuligańskich wybryków, na stadionach musi być pełna współpraca z policją nie tylko administracji, ale również PZPN, organizatorów imprez i organizacji kibiców. "W niektórych otoczeniach środowiska chuligańskie zdominowały organizatorów. Tam, gdzie nie będziemy mieli pewności, nie będziemy wpuszczali na stadiony widzów" - powiedział premier.

"To nie jest pierwszy tego typu przypadek, chociaż są one dość rzadkie w ostatnim czasie" - ocenił zajście premier. Jak dodał, problem wykroczeń na imprezach masowych jest ciągle aktualny. Premier podkreślił, że grupa ekspertów nie tylko zajmuje się tą kwestią ze względu na wczorajsze zamieszki w Bydgoszczy oraz przygotowania do Euro 2012, ale również dlatego, by polskie stadiony przestały "wyżywania się chuliganów i popełnianiem przestępstw i wykroczeń".

Policja chce, aby po wydarzeniach w Bydgoszczy wszcząć dwa postępowania: jedno wobec pseudokibiców, a drugie wobec organizatora imprezy, który nieodpowiednio przygotował zabezpieczenie meczu. Rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski podkreśla, że w policyjnym raporcie zostaną zawarte opisy kolejnych zdarzeń przed rozpoczęciem meczu, w trakcie jego trwania i po zakończeniu spotkania. Policja przedstawi w nim także swoje wątpliwości dotyczące systemu rozprowadzania biletów, działania służb ochrony. "Działania służb ochrony, czyli odpowiedzialnych za bezpieczeństwo na stadionie, nie było właściwe" - stwierdził rzecznik.

Sokołowski przypomina, że bydgoska policja wydała negatywną opinię na temat bezpieczeństwa na tym stadionie, a komendant wojewódzki policji wystosował wniosek do wojewody o wydanie zakazu odbycia tego meczu. "Od początku uważaliśmy, że ten stadion nie jest właściwym do odbywania się takiej imprezy" - zaznaczył Sokołowski i przypomniał, że wiadomo było o negatywnym nastawieniu kibiców obu drużyn.

Rzecznik tłumaczy, że za bezpieczeństwo na stadionie odpowiada organizator imprezy. Według Sokołowskiego policja interweniowała w odpowiednim czasie, a dzięki sprowadzeniu armatki wodnej udało się oddzielić obie grupy pseudokibiców. Sokołowski tłumaczy, że na stadionie nie zatrzymano żadnego podejrzanego, bo policja nie chciała eskalować agresji tłumu. Teraz funkcjonariusze będą badać nagrania z kamer i ustalać tożsamość osób, które złamały prawo. Sokołowski przyznał, że podczas interwencji policji funkcjonariusze dwukrotnie użyli broni gładkolufowej. Po raz pierwszy oddano salwę w powietrze, a potem drugi raz strzelano z kul gumowych w kierunku agresywnych osób. Rzecznik zaznaczył, że w takiej sytuacji, jak zamieszki na stadionie policja ma do tego prawo. Między innymi dzięki użyciu broni gładkolufowej udało się opanować sytuację.

Jak podaje "Gazeta Pomorska", chuligani już przed meczem rzucali petardami w kierunku między innymi ochroniarzy, fotoreporterów oraz w autokar z piłkarzami Lecha. Nie przestali także po pierwszym gwizdku sędziego. Jeszcze przed ostatnim rzutem karnym wielu fanów ze stolicy wbiegło na murawę. Później to samo uczynili "kibice" z Poznania. Na szczęście nie doszło do bezpośredniego starcia dwóch zwaśnionych grup. Jednak "kibice" Lecha zaczęli niszczyć zajmowaną przez siebie trybunę. Wyłamali płoty, wyrywali siedziska, rozbijali głośniki. Policja zmuszona była do oddania strzałów ostrzegawczych. Sytuację udało się opanować dopiero po kilkunastu minutach. Między innymi dzięki użyciu przez policję armatki wodnej.

(Radio Merkury+IAR+PAP)

Pseudokibice podczas meczu finałowego Pucharu Polski Lech-Legia / Przemek Modliński Pseudokibice podczas meczu finałowego Pucharu Polski Lech-Legia / Przemek Modliński Pseudokibice podczas meczu finałowego Pucharu Polski Lech-Legia / Przemek Modliński Pseudokibice podczas meczu finałowego Pucharu Polski Lech-Legia / Przemek Modliński Pseudokibice podczas meczu finałowego Pucharu Polski Lech-Legia / Przemek Modliński

https://radiopoznan.fm/n/