Roman Wawrzyniak: Najpierw w lipcu podwyżka „gigant” za przejazd komunikacją publiczną w Poznaniu, teraz ograniczenie jej do rozkładu praktycznie sobotniego. Tak można to w skrócie określić. Jak panom podoba się ta polityka miasta?
Paweł Sowa: Mi się to nie podoba oczywiście. Dlatego też w imieniu klubu Wspólny Poznań wystosowałem interpelację jeszcze w niedzielę wieczorem, ale to, co się działo wczoraj, mnie tylko upewniło w tym, że podjęliśmy słuszną decyzję, żeby zawalczyć o zmianę tej decyzji. Mamy obiektywnie trudną sytuację pandemiczną. To jest fakt. Z tym się borykamy od roku. Musimy robić wszystko, żeby jak najmniej ona odbijała się czkawką naszym pasażerom, szczególnie, że faktycznie obiektywnie znowu patrząc, płacą oni więcej za gorszą obsługę. Jeżeli jest redukcja częstotliwości, to nie jest to coś, przez co ja wsiadam w autobus, a nie we własny samochód. Kiedy jest odpowiednia częstotliwość, mogę się przesiąść i dojechać do pracy, nie przejmuję się, że jak wypadnie jeden kurs, to już nie zdążę.
Już nie mówiąc o bezpieczeństwie w pandemii.
PW: Tak, chociaż tu nie będę się wypowiadać, ponieważ nie jestem specjalistą w zakresie bezpieczeństwa w epidemii. Logicznie patrząc to trudno zachować dystans.
To miałem na myśli. Trudno zachować bezpieczeństwo, chociażby ze względu na dystans, kiedy tramwaj jest pełen. Co na to radny Rosenkiewicz?
Krzysztof Rosenkiewicz: Myślę, że miasto popełniło błąd komunikacyjny, związany z komunikacją zbiorową, czyli przyznało rację tym, którzy mówili, że ludzie będą mniej chętnie jeździć komunikacją miejską, że będzie mniej pasażerów. I w taki sposób zostaliśmy w jakiś sposób wprowadzeni w błędne koło. Potem ludzie, którzy nie mogą zdążyć, bo na przykład nie mają kursu, nie mają przesiadki, mogą zrezygnować z komunikacji i zaufanie do niej może być utracone. A można zrobić to inaczej. Nie chcę podpowiadać władzom miasta, gdyby chciały to konsultować, to mogłyby to zrobić na komisji, która była w piątek, czyli tego dnia, kiedy te zmiany ogłoszono, w taki sposób, żeby rzeczywiście zobaczyć w sposób obiektywny, jakie linie mogą kursować bardzo rzadko, jak te, które dowożą do marketów czy centrów handlowych, czy gdzieś w okolice szkół czy uczelni. Nie obniżać standard kursowania dla całego miasta, bo idzie wtedy zły komunikat, że jak tylko coś się dzieje w Poznaniu i robimy jakieś cięcia, to najczęściej robimy to w komunikacji miejskiej. Druga rzecz jest taka, że bazą przychodową komunikacji są osoby jeżdżące regularnie, które cały czas płacą tyle samo za bilety okresowe i sieciowe, dostając oczywiście słabszą usługę. Oszczędność na wpływach jest nieduża w stosunku do pogorszenia oferty.
Z jednej strony mówi pan o pewnym zniechęcaniu do komunikacji miejskiej, ale ja chciałbym zapytać w imieniu poznaniaka, który kupił „sieciówkę”, inwestuje swoje pieniądze, podpisuje umowę z Zarządem Transportu Miejskiego, że będzie korzystał z oferty w chwili zawarcia umowy. To znaczy, że wie, że jest tyle a tyle tramwajów i autobusów, więc chce z nich korzystać. Pytanie czy w tej sytuacji nie zostaje zrobiony, mówiąc wprost „w konia”? To jak kupić bilet do teatru na cały sezon, a chodzić na co trzeci spektakl, bo pozostałe zostały wyłączone.
KR: Mieliśmy kiedyś taką skargę, kiedy skarżący przeszedł na emeryturę w trakcie korzystania z biletu okresowego. Oczekiwał wypłacenia różnicy w stosunku do biletu ulgowego, ale też jej nie dostał. Mimo że były tu jakieś przesłanki obiektywne. Także nie spodziewam się, żeby było w tym przypadku inaczej.
Ale w przypadku rezygnacji z usługi przez osobę, która zawiera tę umowę, to jeszcze można dyskutować, bo taki ktoś wiedział, że zawiera ją na rok i zaryzykował. Natomiast w tej sytuacji ludzie są jednak stawiani trochę pod ścianą.
KR: Obawiam się jednak zrobienia tego „na miękko”. Oferta jest taka, że nawet gdyby ktoś jeździł tylko raz dziennie, powiedzmy do pracy i z powrotem, to i tak wychodzi do przodu w stosunku do biletów jednorazowych, tak więc taka jest logika biletów sieciowych.
Ale ja mówię o formalnym aspekcie. Czy radny Paweł Sowa się zgadza?
PS: Ja myślę, że ludzie mogą poczuć się oszukani i bardziej znowu w kontekście zniechęcenia i takiego budowania niestabilności, jakiegoś poczucia zagrożenia wręcz, bo coś, co ma być dla mnie ważne w codziennym funkcjonowaniu, przestaje nagle być przewidywalne.
Podobno budujemy najlepszą komunikację publiczną w kraju.
PS: Tak… te hasła, które należałoby wspierać, są sabotowane przez samo miasto. Problem polega też na tym, że nie konsultuje się tego z radnymi. Akurat Krzysztof i ja jesteśmy w komisji transportu. Spodziewam się, że tego typu problemy będą sygnalizowane na tej komisji. Dzisiaj, czy wczoraj jeszcze, dowiadujemy się od prezydenta, że są problemy kadrowe związane z sytuacją pandemiczną wśród pracowników MPK. To można zrozumieć. Ale też trzeba wtedy szukać rozwiązań. Pytanie, czy kadra zarządzająca MPK przygotowała się na takie negatywne scenariusze. Pandemia wybuchła rok temu. Wtedy faktycznie trudno było krytykować działania rządzących na wszystkich szczeblach, bo można było przyjąć zasadę, że zetknęli się z tym pierwszy raz w życiu. Ale po 12 miesiącach jednak należy już przetestować pierwsze rzeczy i od osób zarządzających komunikacją na najwyższych szczeblach jednak wymaga się, żeby przewidywali i szukali możliwych rozwiązań. I po to też my jesteśmy, żeby im pomóc. Ale jeśli się nie przychodzi do nas, tylko za naszymi plecami ogłasza, to jak mamy szukać rozwiązań?
Kończąc wątek „siecówki”, jestem bardzo ciekaw, co by się stało, gdyby jakiś mieszkaniec postanowił pójść z tą sprawą do sądu. Czy jednak nie dostałby jakiegoś odszkodowania. Ale może to zostawmy. Czy panowie rozumieją tę decyzję, znają jej powody?
PS: Ja powiem krótko: nie. Też nie znam powodów. Poprosiłem dzisiaj pod koniec sesji o zebranie komisji transportu poświęcone tej tematyce. Jeżeli na stronie miasta w piątek jest podawana przyczyna, że chodzi tu o obostrzenia centralne w kraju, żeby ta mobilność ludzi się zmniejszyła, to tej mobilności się nie zmniejszy częstotliwością kursów. To można tylko wprowadzić stan wyjątkowy i zapewnić ludziom byt, żeby siedzieli w domach, ale to są decyzje rządowe. I teraz jeżeli nie ma takich decyzji, to trudno, żeby wszyscy przeszli teraz na pracę zdalną, bo nie wszyscy mają taką możliwość. Problem polega na tym, że jeżeli zniechęcimy tych ludzi do korzystania z komunikacji miejskiej, poprzez mniejszą częstotliwość, a już są zdenerwowani po podwyżkach, to oni się przesiądą do samochodów, na rower, ewentualnie pójdą pieszo. Większość pewnie wybierze samochód. Co jest istotą komunikacji publicznej? To nie jest jakaś fanaberia dla biednych. To jest sposób, żeby duże masy osób przemieszczały się po mieście. Jeżeli tego nie będzie, to oni wszyscy musieliby przesiadać się w alternatywne środki transportu, czyli na przykład samochód. Wyobraźmy sobie przeciętny tramwaj w godzinach szczytu. Jeżeli 150 osób z tramwaju wsiądzie w 100-150 samochodów, to proszę sobie wyobrazić, jak będzie wyglądać ulica z dodatkową liczbą pojazdów. Staniemy w całkowitych korkach. Po to jest właśnie komunikacja publiczna i dlatego też jest dotowana. Właśnie po to, żeby też zmniejszyć natężenie ruchu indywidualnego.
A kolejną konsekwencją może być to, co się także obserwuje, a więc trend wyprowadzania się poza miasto. I ewentualnie może jakiegoś dojazdu pociągiem lub samochodem. Wczoraj mieliśmy na antenie głos słuchaczki, która pracuje przy obsłudze chorych na COVID-19. Jak mówiła, bardziej obawia się zatłoczonej miejskiej komunikacji, niż zakażonych, przy których pracuje.
KR: Myślę, że tutaj jest pewne takie psychologiczne napuszczanie na okoliczności, które nie są sednem problemu. Problem może wystąpić wszędzie, gdzie nie przestrzega się pewnych zasad, może to być komunikacja, może być sklep, kościół, czy nawet środowisko sąsiedzkie, jeżeli ludzie lekceważą objawy i nie noszą maseczek.
Wejścia do sklepu można sobie odmówić, natomiast do tramwaju, kiedy człowiek śpieszy się do pracy, tutaj bym już polemizował.
KR: No właśnie. Dla mnie czołowym zarzutem, który należy podnosić, jest to, że nie skonsultowano tego w gremium rady miejskiej, gdzie są 34 osoby, które mają różne doświadczenia i tutaj można było myśleć o na przykład uruchomieniu dłuższych pojazdów na danych trasach, czy większym dublowaniu. W zależności od tego, jaki jest realny stan kadrowy MPK, ale tej rozmowy nie było. I coraz częściej odnoszę wrażenie, że rada przydaje się, kiedy trzeba coś zatwierdzić i kiedy jest dobrze. A kiedy trzeba reagować na kryzys, to rada dowie się z mediów.
Ja też nie jestem od szukania rozwiązań, ale może byłyby nim, przynajmniej dla części pasażerów, tańsze lub darmowe rowery miejskie. Może przy tej pogodzie to też odciążyłoby jakoś komunikację?
KR: Jest to rozwiązanie.
PS: To też jakiś pomysł. Inne miasta modyfikowały oferty przewozowe. Zawieszano w Warszawie czy Szczecinie część linii szkolnych, dowożących właśnie uczniów. Skoro oni nie chodzą do szkoły, to ta redukcja nie była bolesna. Ale nikt nie zrobił czegoś takiego, co się wydarzyło wczoraj w Poznaniu.
Czy to jest decyzja nieodwołalna? Czy radni Platformy Obywatelskiej pójdą po rozum do głowy?
KR: Raczej dalej nie będą mieli nic do powiedzenia. To jest decyzja zarządu, czyli ZTM oraz prezydentów, którzy są nad tym. Pewnie nacisk społeczny spowoduje jakieś zmiany. Już słyszymy, że częstotliwość na niektórych liniach została przywrócona. Należy jeszcze raz na tę siatkę spojrzeć i powiedzieć, gdzie można ten zasób ludzki alokować w taki sposób, żeby ta grupa ludzi, która na pewno potrzebuje transportu i chce nim jeździć, nie była zrażona po prostu.
PS: Myślę, że mamy kryzys i go trzeba rozwiązać. Zresztą o to dziś apelowałem. Pewne zmiany faktycznie nastąpiły jeszcze wczoraj nawet. Wzmacniano pewne kursy. Ale problem cały czas jest dzisiaj. Dostałem wiadomość od mieszkańca, że ledwo co wsiadł tramwaju na Rynku Łazarskim.