"Obecne działania to tylko parawan. Używając górnolotnych haseł i ekologicznych argumentów, prowadzi się ekologiczną grę" - uważa prof. Wojciech Stankowski, geomorfolog i geolog.
To bardziej gra polityczno-ekonomiczna niż rzeczywiste patrzenie na klimat i rolę człowieka w tym wszystkim. Uważam, że Ziemia dysponuje sporymi zasobami. [Istnieje – przyp. red.] możliwość wykorzystywania energetycznego bez tej gry, żeby ugotować innych, a wyjść na swoje. Z mojego punku widzenia, gdyby się na poważnie wykorzystywało ciepło Ziemi, to mielibyśmy energię zarówno, a może przede wszystkim dla ciepłownictwa, ale także jest możliwość nawet w takich warunkach geologicznych, w jakich my żyjemy, pozyskiwania energii elektrycznej
- mówi prof. prof. Wojciech Stankowski.
Prof. Stankowski uważa, że możliwość pozyskiwania energii, bazująca na wykorzystaniu ciepła, pochodzącego z wnętrza naszej planety, w ostatnich latach bardzo się rozwinęła. Podkreśla wiele zalet takiego rozwiązania w porównaniu do dużych elektrowni. W ocenie eksperta zbudowanie wielu mniejszych generatorów opartych o szczelinowanie jest rozwiązaniem znacznie korzystniejszym.
Cała rozmowa poniżej:
Roman Wawrzyniak: Nim przejdziemy do tematów bieżących i ekologii, to zapytam, czy Pan zgadza się z tą światową modą, że tylko drastyczne rozwiązania w walce o poprawę klimatu mogą ustrzec świat przed katastrofą?
Prof. Wojciech Stankowski: Zacznijmy od tego, że jeżeli popatrzymy na historię zmian klimatu w perspektywie dłuższej niż tylko ostatni wiek, czy kilkaset lat, to te zmiany były i zawsze będą. Ostatnie takie wielkie ocieplenie typu interglacjału, miało miejsce, a właściwie skończyło się 190 tys. lat temu. Wówczas było cieplej, raz bardziej wilgotno, raz bardziej zimno, ale generalnie rzecz biorąc ówczesny klimat był znacznie cieplejszy, aniżeli współcześnie.
I świat się nie skończył.
Świat się nie skończył, a potem przyszło długotrwałe, bardzo poważne oziębienie. To oziębienie trwało, pogłębiając się, mniej więcej do 20 tys. lat wstecz, a od tamtego momentu nastąpił czas znowu ocieplania. My weszliśmy w okres takiego interglacjału mniej więcej 10 tys. lat temu. Wtedy człowiek jeszcze nie oddziaływał intensywnie na środowisko. Potem to się wszystko zmieniało. To nie znaczy, że to był tylko trend ocieplania, bo po drodze postępowały krótkotrwałe ochłodzenia, ale optimum klimatyczne, w którym niewątpliwie jesteśmy i to ocieplenie ma miejsce i trwa tak zdecydowanie od mniej więcej 1800-1850 roku. Na to nałożyły się sprawy działalności człowieka i tego, co się pojawiło w okresie węgla i pary. To potęguje naturalne procesy zmian.
Grozi nam katastrofa klimatyczna? Ocieplenie, które będzie zagrażało naszemu życiu w perspektywie długofalowej?
Uważam, że tego nie należy oczekiwać. Wydaje się, że to naturalne ocieplenie, które teraz ma miejsce, może ulec zmianie w połowie, albo pod koniec, bieżącego wieku za sprawą astronomicznych zmian. Zmieni się też energetyczne oddziaływanie Słońca i być może już wówczas zarysuje się wyraźne ochłodzenie. To jest przewidywanie, związane z analizą wynikającą z patrzenia na przemiany klimatu w perspektywie nie życia ludzkiego, czy setek lat, ale długotrwałych.
Co wtedy zrobią ci wszyscy, którzy próbują nas dzisiaj przekonać, że świat się kończy i musimy podejmować drastyczne...
Nie wiem, co...
Przecież to też są naukowcy. Oni nie mają tej wiedzy? Wiem, że wchodzimy w trochę inny temat tego, co się dzieje na uczelniach...
Wchodzimy w taką kuchnię uczelnianą. Przykro to powiedzieć, ale tak, jak w całym życiu, są pewne mody [na uczelniach – przyp. red.] i różne grupy, różnie do tych spraw podchodzą. Ja zawsze uczciwie i naukowo.
Być może to jest klucz. Na ile człowiek ma wpływ na zmianę klimatu?
W świetle mojej wiedzy, to na te naturalne zmiany nakładający się współcześnie wpływ człowieka to jest mniej więcej 15 proc. w stosunku do zmian naturalnych. To jest dużo i nie można tego lekceważyć. Trzeba robić wszystko, żeby zminimalizować nasze oddziaływanie negatywne.
To jest oczywiste, ale niektórzy twierdzą, że 90 proc., więc wracamy do tego, o czym Pan przed chwilą powiedział, o nieuczciwości naukowej, ale zostawmy to na moment. Premier naszego rządu oczekuje od Unii Europejskiej zawieszenia systemu ETS, czyli opłat za prawa do emisji CO2. Mówiąc krótko, każdy producent prądu, musi wkalkulować w cenę opłatę za emisję CO2 do atmosfery, z powodu czego każdy z nas płaci wyższe rachunki. To w całej Europie. Czy w tak skomplikowanej sytuacji na świecie z powodu wojny na Ukrainie, stać nas na opłaty ETS i niewstrzymywanie tego i na taką zabawę, którą uprawia UE?
Nie jestem ekonomistą, ale z punktu widzenia wiedzy przyrodniczej i geologicznej, czy paleoklimatycznej, to uważam, że nas na to nie stać. To jest niestety według mnie pewien parawan dla realizacji zadań, czy pomysłów polityczno-gospodarczych, a zasłania się ekologią. Ekologia jest tylko wykorzystywana. Przynajmniej takie jest moje zdanie.
To bardzo ciekawe, co Pan mówi, bo potwierdzałoby to, o czym mówi premier Morawiecki, który zaznaczył, że połowa kosztów produkcji jednej megawatogodziny pochodzi z kosztów, związanych z polityką klimatyczną UE i tym wszystkim, o czym rozmawiamy. Jak to Pan powiedział, parawanem.
Tak. Tym się po prostu zasłania i przytacza górnolotne, ekologiczne argumenty, podczas gdy to jest po prostu bezwzględna gra ekonomiczna.
To prawda, bezwzględna. Należałoby tutaj postawić pytanie, dlaczego takie potęgi gospodarcze jak Chiny, Indie, USA, a nawet Rosja, będąca w stanie wojny, takich rozwiązań jak ETS nie stosuje? To oznacza, że ich produkcja jest tańsza od tej europejskiej, której się tak Niemcy trzymają.
To jest to, o czym przed chwilą mówiłem, że to bardziej gra polityczno-ekonomiczna niż rzeczywiste patrzenie na klimat i rolę człowieka w tym wszystkim. Uważam, że Ziemia dysponuje sporymi zasobami. [Istnieje – przyp. red.] możliwość wykorzystywania energetycznego bez tej gry, żeby ugotować innych, a wyjść na swoje. Z mojego punku widzenia, gdyby się na poważnie wykorzystywało ciepło Ziemi, to mielibyśmy energię zarówno, a może przede wszystkim dla ciepłownictwa, ale także jest możliwość nawet w takich warunkach geologicznych, w jakich my żyjemy, pozyskiwania energii elektrycznej. Jeżeliby poważnie zająć się zagadnieniem wykorzystania wiedzy z normalnymi pozyskiwania ciepła zwykłymi wierceniami, plus tego, co już zdołano osiągnąć na drodze pozyskiwania gazu łupkowego szczelinowaniem. Wreszcie, gdyby do tego dodać sprawy binarne, to znaczy, żeby wymienniki ciepła z wnętrza Ziemi nie były przekazywane wodzie, ale roztworom, które mają niższy stopień wrzenia, to można by nawet w takich warunkach jak w Polsce, uzyskiwać energię elektryczną. Z tego są niewiarygodne plusy.
I źródło jest, jak rozumiem, pewniejsze niż Słońce, czy wiatraki, które zależne są od czego, czy wieje wiatr i świeci słońce.
Źródło jest stałe i niewyczerpalne. To się odbywa na pewnych głębokościach i to oczywiście kosztuje. Natomiast proszę sobie wyobrazić, jeżeli by przejść z tych wielkich siłowni, skąd energie trzeba przesyłać na dalekie odległości, które powodują gigantyczne straty energii elektrycznej po drodze, na dodatek to jest bardzo łatwe do rozmaitego rodzaju katastrof o charakterze naturalnym, technicznym, czy klimatycznym, czy też niestety terrorystycznym, albo nawet wojny, to uzyskujemy właściwie natychmiast utratę energii na wielkich obszarach. Jeżeli byłaby duża sieć elektrowni na zasadzie ciepła Ziemi, to przesyły byłyby niepotrzebne, a nawet zniszczenia instalacji skutkowałyby kłopotami na pewnym, określonym obszarze, a nie w skali gigantycznej i regionalnej.
Dzisiaj słyszymy zwolenników, ekologów, którzy krzyczą, że musimy odejść od węgla, a dzisiaj jest on bardzo pożądany, jak niektórzy mówią, to czarne złoto. Czy Polskę stać na to, żeby się z tego węgla wycofywać? Myślę o perspektywie długoterminowej, a nie dziś.
Ten problem, likwidacji kopalń, rozpoczął się już jakiś czas temu, a nie teraz, dlatego, że były inne spojrzenia europejskich czynników decyzyjnych...
Chodzi o Niemcy.
Niemcy grają tutaj główną, decydującą rolę. Wydaje mi się, że można by wykorzystywać energię z węgla. Przecież osiągnięto już bardzo dużo w kwestii zmniejszenia emisji pyłów na przykład. Przywołam tu prawdziwą sprawę. Gdy uruchomiono elektrownię w Koninie, to w gabinecie dyrekcji wisiało zdjęcie z czterema kominami elektrowni Konin – ona się wtedy Konin nazywała, a dzisiaj jest w Gosławicach – tworzącymi taką gigantyczną chmurę, kierującą się w stronę fotografującego. Proszę zgadnąć jaki był tam podpis.
Nie jestem w stanie.
„Oddech socjalizmu”. Dzisiaj wiemy, że już takich rzeczy nie ma, bo osiągnęliśmy sporo pod względem technicznym, likwidacji tych zanieczyszczeń. Oczywiście jakieś gazy też są, ale jest jeszcze druga sprawa, którą zarzucono – gazyfikacji węgla. Jest jeszcze mnóstwo możliwości i rozwiązań.
Jest jeszcze mnóstwo ścieżek, których zanadto nie penetrujemy, a węgiel by się przydał.
A to jest znowu źródło stałe, pewne, które nie zależy od tego, czy wieje wiatr, albo świeci słońce.