Wiceprzewodniczący mówił w Wielkopolskim Popołudniu Radia Poznań o powodach, dla których część radnych złamała wcześniejsze ustalenia w kwestii kandydatów do tego tytułu.
W skutek kampanii medialnej i politycznej, rozpętanej przez bardzo wpływowe, jak się okazało, lobby, głównie homoseksualne, które nie odnosząc się w ogóle do życiorysu prof. Kowalskiego, do jego zasług i dokonań, nie podnosząc żadnych wątpliwości w związku z jego działalnością artystyczną, czy naukową, zarzuciło mu, że w ciągu ubiegłych kilku lat miał kilka razy wypowiedzi, które oni uznali za tzw. "mowę nienawiści"
- mówi wiceprzewodniczący Rady Miasta.
Przemysław Alexandrowicz wydał oświadczenie w tej sprawie.
Cała rozmowa poniżej:
Roman Wawrzyniak: Zanim przejdziemy do treści Pańskiego wystąpienia, to chciałbym prosić o wyjaśnienie, jak wyglądają prace nad ustaleniem listy kandydatów zarówno do tytułu Honorowego Obywatela Poznania i Zasłużonego dla Miasta Poznania. Tak w skrócie, żebyśmy mieli pełen obraz tego, jak to wyglądało.
Przemysław Alexandrowicz: Procedura jest taka, że jakiś czas przed czerwcem, a w tym wypadku to był jeszcze kwiecień, są rozmowy. Spotyka się tak zwany „konwent”, czyli ciało doradcze Przewodniczącego Rady, Wiceprzewodniczący Rady, poszczególni szefowie klubów i jest luźna rozmowa z pomysłami na kandydatów. Po pewnym czasie, jak dochodzi do mniej-więcej uzgodnienia w tym gronie, jest jeszcze czas na zgodę lub jej brak w poszczególnych klubach. Klub jest zawsze reprezentowany, czasami przez dwie osoby, na przykład przewodniczącego Rady i przewodniczącego klubu, ale nie zawsze jest tak, że te osoby mają takie samo zdanie, jak pozostali w klubie.
Ale koniec końców, procedura jest taka, że udaje się wypracować jakiś kompromis?
Tak. Na koniec jest zgoda wszystkich. Każdy ma swojego bardziej, czy mniej lubianego kandydata, ale zgodnie, żeby o ile to możliwe, nie demonstrować różnic, ktoś zawsze może się wstrzymać, to nie jest problem, ale żeby nie było dyskusji na Radzie, która ma tak naprawdę nagrodzić kandydata, to go obraża, bo stwierdzamy, że jakaś osoba jest niegodna. Jeśli ktoś ma jakieś zarzuty, to powinien je zgłosić wcześniej, kiedy to jest w dyskrecji, w gronie kilku osób.
W przypadku, o którym rozmawiamy, to nie miało miejsca. Dopiero w czasie sesji Rady Miasta część radnych się wyłamała z tych wcześniejszych ustaleń i postanowiła nie przyznać prof. Jackowi Kowalskiemu, uznanemu uczonemu, pisarzowi, pieśniarzowi, poecie, historykowi sztuki, miłośnikowi i badaczowi kultury staropolskiej, popularyzatorowi i tłumaczowi literatury starofrancuskiej, co warto podkreślić, tytułu Zasłużony dla Miasta Poznania. Wiem Pan dlaczego?
To jest dość oczywiste. W skutek kampanii medialnej i politycznej, rozpętanej przez bardzo wpływowe, jak się okazało, lobby, głównie homoseksualne, które nie odnosząc się w ogóle do życiorysu prof. Kowalskiego, do jego zasług i dokonań, nie podnosząc żadnych wątpliwości w związku z jego działalnością artystyczną, czy naukową, zarzuciło mu, że w ciągu ubiegłych kilku lat miał kilka razy wypowiedzi, które oni uznali za tzw. „mowę nienawiści”. Przypomnijmy, że to termin nieobecny w polskim prawie i nie jest nigdzie zdefiniowany, a co więcej, za tę mowę nienawiści uznano, co zawarłem w swoim oświadczeniu, „kilka myśli, co nie nowe”, nawiązując do słów poety. Zarówno to, że kiedyś pan profesor w 2013 roku nazwał homoseksualizm dewiacją, to nie jest żadna myśl nowa, ponieważ we wszystkich encyklopediach i słownikach wyrazów obcych, przynajmniej do 1991 roku, a w niektórych wydanych i po tym roku, można się z tym określeniem spotkać. To, że wskazywał na lewicowe i marksistowskie korzenie ruchu homoseksualnego i jego ideologii, to też wielokrotnie padało w ostatnim dwudziestoleciu w debacie publicznej.
Każdy uczciwy człowiek to przyzna.
A w końcu, że nazwał któryś z marszów, czy parad równości „marszami deprawacyjnymi”. W swoim oświadczeniu też powiedziałem, że każdy, kto widział relacje z tych marszów, partnerów seksualnych przebranych za psy i prowadzonych na smyczy, zarówno kobiet, jak i mężczyzn i różne obnażające się osoby. Każdy powie, że trudno byłoby iść na taką paradę z małymi dziećmi.
Pozwoli Pan, że przytoczę dwa zdania z oświadczenia prof. Kowalskiego, który po tym wszystkim usłyszał to, co usłyszał. „W dniu dzisiejszym spotkał mnie szczególny, podwójny zaszczyt. Rada Miasta Poznania poddała pod głosowanie wniosek o przyznanie mi tytułu zasłużonego dla miasta Poznania. Nie marzyłem o takim honorze, tymczasem przypadł mi honor znacznie większy: zaszczyt bycia jawnym znakiem sprzeciwu wobec próby kneblowania wolności słowa. osób homoseksualnych."
Mało kto zwrócił uwagę, że twórczość Jacka Kowalskiego w latach '80 była twórczością drugiego obiegu. Rozchodziła się na kasetach magnetofonowych nielegalnie, niezgodnie z ustawą o cenzurze wydawanych i powielanych, a także na drukach rozmaitych, które też były powielane domowym sposobem.
Chyba też dostał jakąś naukową nagrodę miasta Poznania.
To już później. W momencie, kiedy dostał pierwszą nagrodę na Festiwalu Piosenki Studenckiej w '88 roku, był tak naprawdę pieśniarzem drugiego obiegu. Człowiek, który walczył o wolność słowa został skazany za tych, jak powiedziałem, „kilka myśli, co nie nowe”. Co więcej, został skazany bez procesu, bez wyroku sądu na eliminację z grona osób, które mogą zasłużyć na wyróżnienie miasta.
Dlatego o tym rozmawiamy, bo to jest skandal. Skandaliczne jeszcze bardziej jest moim zdaniem zachowanie radnych, którzy jeśli ulegają nagonce i podejmują pod jej wpływem swoje decyzje, to jest pytanie: kto nami rządzi? Pan w swoim oświadczeniu pisze tak: „Mamy do czynienia ze świetnie zorganizowanym, silnym i bardzo wpływowym lobby, z którym bardzo liczą się i któremu przekazują dotacje właściciele wielomiliardowych fortun oraz największe światowe korporacje.”
Różne Bille Gatesy i George Sorose i największe korporacje międzynarodowe finansują ruchy LGBT potężnymi, wielomilionowymi dotacjami. Oczywiście na moje oświadczenie odezwały się jakieś dwa, czy trzy głosy w radzie, że nie, że to chodzi o takiego miłego sąsiada i miłego znajomego z pracy, czy miłe dziecko znajomych. To jest sposób na budzenie pewnych emocji, ale tak naprawdę wiemy, bo widzieliśmy to w różnych krajach Zachodniej Europy już od lat '70, a u nas po roku '90, że jest to przebiegająca według tego samego scenariusza kampania polityczna rewolucyjna, nieznająca kompromisu, można powiedzieć w pewnej przenośni „niebiorąca jeńców”.
Znakomicie to Pan podkreśla, pisząc dalej w tym oświadczeniu, że „środowiska zaangażowane w obie te kampanie nie są przedstawicielami biednych, dyskryminowanych mniejszości. To butni, pewni siebie i dumni ze swojej historycznej ignorancji zdeterminowani rewolucjoniści”. To też w odniesieniu do tej sprawy z Krakowa i Wandy Półtawskiej.
Poprosiłem o odtworzenie na sesji Rady Miasta króciutkiego, nieco ponad półminutowego, filmiku z fragmentem manifestacji przeciw uhonorowaniu Wandy Półtawskiej, osoby o heroicznym życiorysie, stulatki, doktora nauk medycznych, emerytowanego pracownika Akademii Medycznej w Krakowie i Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, przedwojennej harcerki i instruktorki, a później konspiratorki, zaangażowanej w czasie okupacji w tajne nauczanie i działalność konspiracyjną, bo była łączniczką, aresztowanej przez gestapo w '41 roku i aż do '45 roku więzionej potem w obozach koncentracyjnych.
Przeprowadzano na niej nawet eksperymenty medyczne w obozach koncentracyjnych.
Skończyła w ubiegłym roku sto lat. Jest jedną z ostatnich żyjących ofiar eksperymentów pseudomedycznych w Ravensbruck. Te środowiska, które nominalnie walczą z faszyzmem, nie miały żadnych skrupułów, żeby atakować Wandę Półtawską. W tym półminutowym filmie dowiadujemy się, że to haniebna decyzja Rady Miasta Krakowa, że przyznała takie wyróżnienie i że Pani Wana Półtawska to religijna fundamentalistka, katolicka oszołomka, antykobieca i antyaborcyjna szkodniczka i wreszcie „przyjaciółka bestii z Wadowic, nieświętego patrona pedofilów Jana Pawła II”. To znaczy, jak powiedziałem w tym oświadczeniu, że wszystko wolno. To środowisko bezczelne, butne, dumne ze swojej historycznej ignorancji, uznało, że może sobie pozwolić na wszystko.
Konkluzja Pana oświadczenia do radnych jest naprawdę przejmująca i budząca mój głęboki niepokój. „Głęboko ubolewam, że większość radnych Miasta Poznania, mimo wcześniejszych uzgodnień skapitulowała przed dyktatem wpływowego lobby i w ten sposób zgodziła się z wyrokiem kapturowego, rewolucyjnego sądu. Ulegając takim naciskom doczekamy się wkrótce kolejnych, dalej idących i bardziej prowokacyjnych.”. To brzmi złowieszczo i dramatycznie, bo wszystko wskazuje na to, że tak właśnie będzie.
Obawiam się, że takie właśnie naciski, jeszcze dalej idące i jeszcze bardziej prowokacyjne naciski, też się pojawią.
Za chwilę rozpocznie się w Poznaniu tydzień promowania homoseksualizmu, zakończony tak zwanym „Marszem Równości”, albo „Antyrówności”. W tym kontekście chciałem zapytać o jedną sprawę. Oprócz tego, że będą promować homoseksualizm we własnym gronie, to będą robić to też w publicznych instytucjach miasta, instytucjach kultury – w Teatrze Ósmego Dnia, Kinie Pałacowym i Kinie Muza. Jaką Pan, jako wiceprzewodniczący Rady Miasta, ma opinię? Czy miasto powinno włączać się w promowanie tęczowej rewolucji, pokazując filmy promujące homoseksualizm?
Oczywiście, że nie powinno i nie jest to żadne zaskoczenie. Mieliśmy z tym do czynienia już w poprzedniej kadencji 2014-2018. Obecna zaczęła się jesienią 2018 roku. Już w poprzedniej kadencji instytucje miejskie angażowały się w ten, wtedy tydzień, a teraz już chyba miesiąc, „dumy gejowskiej”. My o tym mówiliśmy. Wspominałem o tym na komisji kultury Rady Miasta, ale dominująca w radzie miasta większość i środowisko pana prezydenta ma tu zupełnie inne zdanie.
Na koniec chciałbym poprosić o komentarz do sprawy, która miała dziś swój finał w sądzie. Wicedyrektor Galerii Miejskiej „Arsenał” w Poznaniu została skazana na procesie odwoławczym i mówiła dzisiaj na procesie, że obrzucenie jajkami lokalu LGBT jest agresją, a kościoła nie. Nie pytam nawet o te bulwersujące słowa, ale czy władze miasta powinny akceptować wśród swoich pracowników osobę skazaną wyrokiem sądu? Pomijając żenującą treść tego wyroku, ale to już jest inny temat.
Dla mnie nawet mniej istotny jest wyrok. Sądy mamy takie, jakie mamy i ich wyroki też czasami budzą nasze zdumienie. Pozostaje pytanie, czy wicedyrektorem miejskiej placówki kultury może być osoba, która obrzucając jajkami kościół, czyli miejsce, które od przełomu barbarzyństwa i początków średniowiecza obejmował „Pokój Boży” i „Rozejm Boży” - „Pax Dei” i „Treuga Dei”. W tym miejscu nie prowadzono sporów, ani walk. Tam mógł się nawet przestępca schronić, bo uważano, że jest to miejsce święte i dla społeczności niezmiernie ważne, więc teraz jest pytanie, czy osoba, która świadomie antagonizuje wobec siebie znaczącą część społeczności naszego miasta... ja nawet nie mówię, że większość, bo ktoś może powiedzieć, że w Poznaniu do kościoła regularnie chodzi i praktykuje 30 proc., czy 40 proc. mieszkańców. To nie jest nieliczna, kilkutysięczna grupka. To są jednak dziesiątki, a nawet ponad setka tysięcy mieszkańców, nawet licząc tylko te 30 proc., czy 40 proc. regularnie praktykujących... Czy atakowanie miejsca dla tej części naszego społeczeństwa ważnego, szczególnego, świątyni... Czy to jest ta kwalifikacja, którą powinien się wykazać wicedyrektor miejskiej instytucji kultury. To raczej predestynuje do funkcji wicedyrektora miejskiej instytucji antykultury, czy kontrkultury.
Tylko pytanie, dlaczego ma być opłacana z pieniędzy, z podatków tych samych mieszkańców...
Jasne.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.