Opera nad operami. Dzieło – co rzadko spotykane – które łączy w jeden pochwalny chór kompozytorów, wykonawców, dramaturgów, znawców muzyki i – co nam najbliższe – publiczność. Konia z rzędem temu, kto opowie fabułę „Wesela Figara” bez zająknięcia. W galopadzie przebieranek, podmian, skoków z okna i cudownie odnalezionych dzieci, niekiedy trudno złapać oddech i … sens. Lecz gdy myśl librecisty nadto zbacza ze szlaku (z drugiej strony, kto szuka rozumu w miłosnych perypetiach?), na pomoc przychodzi Mozart i jego muzyka. „Wesele Figara” skrzy się muzyczną inwencją i wirtuozerią, a każda z postaci dostaje szansę na wokalny popis.
W „Weselu Figara” jak w soczewce odbija się czas, w którym dzieło powstało. Obyczajową zmianę oddaje postać bystrego sługi, które triumfuje nad panem (Figaro – Hrabia). Sprawnie nakreślone piórem librecisty bohaterki wyrastają poza schemat uroczej zakochanej gąski czy porzuconej kobiety w kwiecie wieku: zadziora Zuzanna, śmiała w czynach, choć melancholijna muzycznie Hrabina, Barbarina czerpiąca przykład z Zuzanny i Marcelina twardo broniąca swych racji. Każdy i każda w tej historii jest wyrazistą postacią.
Pozorną przystępność Mozartowskiej frazy rozwiał Arnold Schönberg, kiedy dowiedział się, że Gershwin komponuje kwartet, który ma być czymś prostym „niczym Mozart”. - Wiesz, Mozart był uważany za dalekiego od prostoty w swoich czasach – skwitował.
Więcej informacji na stronie: https://opera.poznan.pl/pl/