Powody dla których Brytyjczycy 8 czerwca musieli iść do urn są dość oczywiste. Theresa May została premierem niecały rok temu nie w wyniku społecznego poparcia, lecz w znacznej mierze za sprawą rozgrywek wewnątrz Partii Konserwatywnej. Jej pozycja była dotychczas zbyt słaba. Jeśli mała ona zamiar przez lata kierować Wielką Brytanią, dodatkowo uniknąć jej rozpadu (w wyniku secesji Szkocji), wyprowadzić swój kraj z Unii Europejskiej, potrzebowała silniejszego mandatu społeczny.
Premier May zdecydowała się na przyspieszone wybory w dobrym momencie, gdy trendy społeczne zaczęły się zmieniać na niekorzyść Konserwatystów, lecz jeszcze nie przeważyły. Jest jeszcze szansa, że Theresa May będzie miała przed sobą kolejne pięć lat, podczas których musi przeprowadzić procedurę wychodzenia z Unii i wynegocjować jak najlepsze warunki dla Zjednoczonego Królestwa. Jej konkurent, Jeremy Corbyn, miał dużo trudniejsze zadanie – musiał nie tylko przekonać wyborców do tego, że będzie w stanie kierować krajem jako premier, ale przełamać swój własny wizerunek – niepoprawnego idealisty.
Jeśli wstępne wyniki potwierdzą się w pierwszym rzędzie Konserwatyści będą musieli znaleźć koalicjanta. Jeśli im się to nie uda, Wielką Brytanię czekają kolejne wybory. W obecnym układzie, z 308 miejscami, dla Konserwatystów praktycznie jedyną, realną opcją jest koalicja z Demokratycznymi Unionistami z Irlandii Północnej (10 miejsc), którzy mają podobny program jak Konserwatyści oraz z Liberalnymi Demokratami (12 miejsc w Izbie Gmin), którzy mają jednak bardzo złe doświadczenia z poprzedniej koalicji, za rządów Davida Camerona, i jak na razie deklarują, że wykluczają koalicję.
Theresa May będzie musiała wiele poświęcić by zachęcić ich do wejścia do jej rządu. Nieuformowanie przez nią rządu oznaczać będzie, że będzie musiała pożegnać się prawdopodobnie z funkcji szefa partii i tym samym rządu. Inna sprawa że bez niej partia prawdopodobnie przesunie się jeszcze bardziej w prawo.
Tematyka w kampanii wyborczej nie do końca pokrywała się z tą, jaka dominowała w prasie światowej, gdy ta zajmowała się przez ostatnie miesiące Wielką Brytanią. Nie były to terroryzm i Brexit. Sprawy związane z bezpieczeństwem narodowym, szczególnie wybrzmiewające w przekazie Konserwatystów, oczywiście musiały pojawiać się w związku z ostatnimi zamachami terrorystycznymi, lecz wpisane były w szerszy kontekst stabilności kraju. Brexit, choć w jakiejś mierze ciążący nad całą obecną polityką, nie był także wątkiem wiodącym. Kampania kręciła się w znacznym mierze wokół spraw związanych z edukacją, systemem zdrowotnym i kwestiami socjalnymi. Spierano się bardziej o miejsca pracy i płacę minimalną.
Wybory w Wielkiej Brytanii w dużej mierze potwierdzają te same trendy jakie można było obserwować w przypadku w pozostałych krajów europejskich. Jest to może ten jedyny punkt, w którym Brytyjczycy pozostają dalej w Europie.
Z jednej strony dominują dziś w brytyjskiej polityce niezbyt silne osobowości. Przywódcy, którzy starli się w tych wyborach – Jeremy Corbyn oraz Theresa May, nie odznaczają się charyzmą, wyraźnym i przekonywującym programem. Oboje też kierują partiami po przejściach, które zostały osłabione przez ostatnie wydarzenia (swoich poprzednich liderów czy Brexit), które nie posiadają jasnych odpowiedzi na zasadnicze pytania.
Politycy obu partii nie mają też pełnego zaufania do swoich przywódców, dla Labourzystów ich lider był przez wiele miesięcy postrzegany jako obciążenie, jako ktoś kogo na pewno nie należy eksponować. Również Theresa May objęła partię wewnętrznie bardzo skłóconą. Tym co łączy również te wybory z innymi na kontynencie i z tymi za Atlantykiem to dostrzegalna mocna polaryzacja wyborców. Te silne podziały światopoglądowe kwestionujące niekiedy dawniejsze pewniki. To lewicowe poszukiwanie alternatywy i narodowo-konserwatywny egotyzm. Do istotnego starcia tych dwóch wizji doszło już podczas zeszłorocznego referendum.
Wśród młodych ludzi wyraźnie dominuje ta pierwsza opcja. Dziś młodzi Brytyjczycy nie tylko gotowi są w przeważającej mierze głosować na Labourzystów, są gotowi wspierać Partię Pracy zdominowaną przez jej lewicowe skrzydło. Dla niej są nadzieją na przyszłość.
Brexit dla wielu młodych ludzi w Wielkiej Brytanii postrzegany jest jako tragedia. W obecnym systemie ekonomiczno-społecznym nie dostrzegają dla siebie perspektyw, skazani są na los milenialsów. Partia wielkiego kapitału, jak postrzegają Torysów, izolująca Wielką Brytanię od świata, jest dla nich przeciwnikiem. Dalej pozostaje zagadką dlaczego Jeremy Corbyn cieszy się tak wielką estymą wśród młodych (i w świecie popkultury). Czyżby chodziło o jego rewolucyjną przeszłość?
Postawa młodych wyborców w Wielkiej Brytanii nie jest jednolita, często jest zwyczajnie sprzeczna. To często ludzie krytycznie nastawieni do kapitalizmu, lecz chcący korzystać z jego dobrodziejstw, krytycy globalizmu, poszukujący alternatyw, dla których jednak wspólnota narodowa zdaje się być zbyt ciasna. Jeśli kolejne roczniki, wchodzące w dorosłe życie, będą utrzymywać ten trend, to wybory za pięć lat wyniosą Labourzystów do władzy. A Theresa May zdaje się nie posiada dziś zbyt dalekich perspektyw, w chwili ogłoszenie wstępnych wyników nie ma ona nawet pewności czy dalej będzie premierem.
Łazarz Grajczyński