NA ANTENIE: THREE LITTLE BIRDS/BOB MARLEY
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Kanclerz Niemiec ma problemy z komunikacją - uważa Aleksandra Fedorska

Publikacja: 28.02.2023 g.13:50  Aktualizacja: 28.02.2023 g.16:10 Łukasz Kaźmierczak
Poznań
Kanclerz Niemiec ma problemy z komunikacją - uważa Aleksandra Fedorska - niezależna dziennikarka, która współpracuje między innymi ze stacją Deutsche Welle.

Olaf Scholz ma problemy z partnerami, sojusznikami. Nie wychodzi mu na arenie międzynarodowej, Niemcy to widzą - mówiła dziennikarka w porannej audycji Radia Poznań.

Na czym polegają problemy komunikacyjne? Na problemach z sojusznikami, problem międzynarodowy, to wiadomo ta kwestia Ukrainy, nieszczęsne czołgi i tak dalej, problem w komunikacji z obywatelami, z mediami. Dlaczego tak trudno jest zrozumieć decyzje kanclerza, dlaczego on je tak źle komunikuje? Bo bardzo źle je komunikuje. I ten trzeci wymiar - w ramach koalicji. W ramach koalicji życie dla Scholza jest bardzo trudne, bo tam ma jednak bardzo silnych komunikacyjnie ministrów

- mówi Aleksandra Fedorska.

Ze swoich problemów z komunikacją Olaf Scholz tłumaczył się w niedzielę w państwowej telewizji ZDF. To był bardzo trudny dla niego program - mówił dziennikarka Aleksandra Fedorska.

Poniżej cała rozmowa:

Łukasz Kaźmierczak: Dziś zaglądamy za naszą zachodnią granicę. Tam była wczoraj rocznica słynnego przemówienia kanclerza Olafa Scholza, który zapowiadał przełom. Chciałbym także sprawdzić, co niemieckie media i co Niemcy mówią o rocznicy rosyjskiej agresji na Ukrainę, a w studiu osoba, która bardzo siedzi w niemieckiej rzeczywistości, niezależna dziennikarka Aleksandra Fedorska, która współpracuje między innymi ze stacją Deutsche Welle, z dziennikiem Handelsblatt, z rozgłośnią NDR i z naszym portalem Biznes Alert. To może zacznijmy od tego, co się działo w weekend w Niemczech, bo tam były potężne demonstracje antywojenne. 10 tysięcy osób zebrało się i protestowało przeciwko dostawom broni na Ukrainę i to taka liczba, która wskazuje na to, że Niemcy są przeciwko dostawom pomocy dla Ukrainy czy Niemcy są pacyfistami, którzy teraz próbują powiedzieć "nie" wojnie w ten sposób?

Aleksandra Fedorska: Generalnie społeczeństwo niemieckie jest, jeśli chodzi o dostawy broni, podzielone. Ta demonstracja, o której pan mówi, została zorganizowana przez takie dwie postacie bardzo medialne w Niemczech i one wydały taki "Manifest dla pokoju" - tak to się nazywa i pod tą publikacją podpisało się bardzo wiele innych znanych postaci, naukowców na przykład. Byłam bardzo zdziwiona, że politolodzy, także profesorowie, których sama znam, bo jestem politologiem, tym bardzo byłam zdziwiona. Pod tym się podpisało wiele osób. Ta organizacja wychodziła z założenia, że na tę demonstrację przyjdzie aż 50 tysięcy protestujących.

Przyszło pięć razy mniej.

Tak, pięć razy mniej, więc z ich perspektywy jest to rozczarowanie.

Ale z moje perspektywy jest to bardzo dużo osób, które popierają taką politykę znaną z dawnych czasów, jeszcze z czasów komunistycznych, kiedy Związek Radziecki miał wielu po drugiej stronie takich rezonujących społeczników, pacyfistów, działaczy lewicowych, bo tu jednym z współorganizatorów była skrajnie lewicowa partia. To trochę, jakby historia się powtarzała, oni wtedy też mówili "nie" wojnie.

Mówi pan o Sarze Wagenknecht - polityczce lewicy.

To jest jedna z organizatorek tej niedzielnej demonstracji.

Ta to są dwie panie. Ta polityk partii lewicowej z nastawieniem nie tylko lewicowym, tylko z takim jeszcze rysem komunistycznym, faktycznie, osoba bardzo medialna.

Ale 10 tysięcy osób - mają siłę przyciągania mimo wszystko, mimo tego, że mówi pani, że społeczeństwo jest podzielone.

Tak, jest podzielone jak najbardziej. Ja uważam, że przy takim podziale i przy takim krytycznym nastawieniu Niemiec do wszelkich eskalacji czy każdego ruchu związanego z dostawą broni, bo im to jednak bardzo trudno przychodzi, widzimy w polityce Scholza - on próbuje jakoś lawirować, próbuje pogodzić coś, to mu niezbyt dobrze wychodzi, ale jest to jak najbardziej trudne w niemieckim społeczeństwie i w tym przypadku uważam, że taka demonstracja, gdzie będzie tylko 10 tysięcy osób, jest jednak dla tych, którzy to organizują rozczarowująca.

Pojawiły się też głosy, że ci, którzy nie wspierają Ukrainy, nie są po właściwej stronie historii. To są także głosy, które się w Berlinie pojawiły. To teraz o wywiadzie, który jest dosyć głośny, ciekawy, kanclerz Olaf Scholz udzielił takiego trochę rocznicowego wywiadu telewizji publicznej ZDF i tam odpowiadał na zarzuty i mówił, że Niemcy nie muszą słuchać niczyich zarzutów, nie muszą być stawiane pod pręgierzem, chodzi tu oczywiście o tę pomoc dla Ukrainy.

Tak faktycznie, po inwazji Rosji na Ukrainę - choć w niemieckich mediach i w ogólne niemieccy publicyści, ale mam wrażenie, że też niemieccy obywatele nie stosują tego terminu "inwazja", mówią o agresji, wojnie agresywnej, słowo inwazja nie pada i kanclerz tego słowa nie wypowiedział. Moment po inwazji, czyli już ponad rok temu, to były tygodnie, gdzie wielu Niemców przeprosiło za to, co się stało, za Nord Steam 2, za błędy w swojej polityce. Myślę, że to był ten ukłon, który wykonano, ale już w czerwcu, lipcu, a może już w maju zauważyłam też w mojej pracy jako publicystka, że to jest ta granica. Przeproszono i oczekiwano, że od tego momentu już nie będzie o tym mowy.

Nie będzie już krytyki.

Tak i dlatego ta krytyka już nie jest mile widziana.

Jeżeli pani napisze coś krytycznego, to już jest troszeczkę trudniej?

Zależy, jeżeli to jest krytyka rzeczowa, to można na ten temat rozmawiać.

A dostawy uzbrojenia?

Coraz trudniej się o tym pisze, bo nie tylko politycy, którzy popełnili te błędy, ale także moi czytelnicy woleliby przejść do takiego porządku codziennego.

Natomiast ten wywiad jest bardzo ciekawy, pani wspominała przed programem, że prowadząca stawiała trudne pytania kanclerzowi.

Tak, bo to był bardzo trudny dla niego program. On się pojawił w tym programie po raz trzeci, to znaczy, że w swojej karierze dosyć często rozmawiał z prowadzącą ten program.

Bo to ważna dziennikarka jest.

Tak, bo to są media państwowe, telewizja, drugi program ogólnokrajowy i on został zaproszony do tego programu, by się wytłumaczyć ze swojego problemu z komunikacją, bo to mu się zarzuca. Ma problemy z partnerami, czyli sojusznikami. Tam mu nie wychodzi międzynarodowo, Niemcy to widzą.

Pewnie też w koalicji z Zielonymi.

Właśnie. Ten program był podzielony na trzy części. Na czym polegają problemy komunikacyjne? Na problemach z sojusznikami, problem międzynarodowy, to wiadomo ta kwestia Ukrainy, nieszczęsne czołgi i tak dalej, problem w komunikacji z obywatelami, z mediami. Dlaczego tak trudno jest zrozumieć decyzje kanclerza, dlaczego on je tak źle komunikuje?

Bo źle je komunikuje.

Bo bardzo źle je komunikuje. I ten trzeci wymiar, to, co pan powiedział, w ramach koalicji. W ramach koalicji życie dla Scholza jest bardzo trudne, bo tam ma jednak bardzo silnych komunikacyjnie ministrów. To jest w szczególności polityk Zielonych Robert Habeck minister gospodarki i klimatu, on ma z energetyką bardzo dużo do czynienia. Jest przystojnym mężczyzną, szalenie medialnym, bardzo interesująco się go słucha, ma piękny głos.

Olaf Scholz nie jest mistrzem hipnotyzowania mową, to prawda, ale nazywa się go mistrzem racjonalizowania po fakcie. To przeczytałem właśnie w dzienniku Handelsblatt, z którym pani współpracuje. To bardzo ciekawe określenie swoją drogą.

Tak właśnie po fakcie, to jest to, co mu się zarzuca, że nie tłumaczy, dlaczego coś zdecydował.

Albo nie zdecydował, a potem udaje, że zdecydował.

Tak.

Ważna sprawa, bo to musi paść w naszej rozmowie, mówiła pani, że prowadząca wywiad z kanclerzem, dużo razy odnosiła się do Polski w tej rozmowie.

Tak, to było dla mnie dużym zaskoczeniem, bo była mowa o tych sojusznikach międzynarodowych. Oczywiście parę razy padły USA, mówiono oczywiście o Ukrainie, o prezydencie tego kraju, ale potem chodziło o sojuszników i partnerów w Europie i tam prawie była mowa tylko o Polsce. Dwa razy został przytoczony premier, było takie nagranie Andrzeja Dudy i jedna wypowiedź litewskiego ministra spraw zagranicznych, więc tym głównym tematem relacji na poziomie europejskim, były dyskusje z Polską.

To jest jakiś znak czasu, zmiany?

Szalonej. Macron to nazwisko padło raz i ta oś polsko-niemiecka przybrała szalenie na znaczeniu. Nie mogę sobie wyobrazić, żeby to było możliwe jeszcze dwa, trzy lata temu.

No tak, zapewne też to, co się dzieje, jeśli chodzi o te wszystkie sekwencje wydarzeń międzynarodowych wokół Leopardów, tego wszystkie, do czego Niemcy koniec końców zostały w jakiś sposób zmuszone, przekonane. Natomiast kanclerz Niemiec cały czas ma taką twardą retorykę. On mówi, że inne państwa krzyczą głośniej, ale dostarczają mniej sprzętu, często Niemcy są jedynymi, którzy coś dostarczają. On idzie w zaparte, bym powiedział. To już nie jest tak, że się tak tłumaczy niezbornie, mówi na czarne - białe.

Tak, na tym polega teraz ta jego metoda. Może to jest jedyna metoda, jedyne to, co może powiedzieć po tym wszystkim, co mu się nie udało. Całą godzinę, tyle trwał ten program w telewizji, chodziło o to, by on się wytłumaczył ze swoich błędów.

Czyli nie z sukcesów.

Z błędów i jest teraz takie pytanie, czy jest polityk, który usiądzie i powie: wszystko zrobiłem źle, od dziś wszystko będzie inaczej czy pójdzie w zaparte. On wybiera tę drugą metodę, ale ona nie jest przekonująca. To jest w gruncie rzeczy to, co media mu zarzucają, że on nie potrafi przekonać, on nie potrafi przekonać mediów, nie potrafi przekonać obywateli do swoich racji. On się nie tłumaczy, on jest zły w komunikacji.

Ale z drugiej strony mówi: złamaliśmy kilkudziesięcioletnie tabu i dostarczyliśmy po wielu, wielu latach broń na teren, gdzie się toczy wojna.

W przypadku Niemiec - tak - to jest na ten rynek wewnętrzny, ale też duża część obywateli niemieckich patrzy jednak na inne kraje, co one potrafiły zrobić i w porównaniu od tego - tu oczywiście od razu pada Polska, to Niemcy zostają w tyle.

Die Welt ostatnio przytoczył takie dane, które niemiecki Instytut Gospodarki Światowej w Kilonii podał, że Niemcy w przeliczeniu na niemieckie PKB, są dopiero na 13 miejscu, jeśli chodzi o pomoc dla Ukrainy, za Danią. To jest też problematyczne.

Jak najbardziej.

Mógłbym jeszcze długo wymieniać te niuanse polityki niemieckiej. Dobrą prasę ma Olaf Scholz, jakby pani tak miała jednym zdaniem tak powiedzieć?

W ostatnich tygodniach i miesiącach ciut lepszą. Wydaje mi się, że swój największy kryzys miał w pierwszych trzech miesiącach po inwazji Rosji na Ukrainę. To był jego najgorszy moment. Teraz ma ciut lepszy standing niż wtedy, możliwe, że jego metodą na krytykę jest to, co czytelnicy czy słuchacze chcą usłyszeć.

https://radiopoznan.fm/n/o1Git5
KOMENTARZE 0