NA ANTENIE: Noc u Berniego
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Polska wciąż ma argumenty prawne, by domagać się od Niemiec reparacji - uważa mecenas B. Komarnicka-Nowak

Publikacja: 09.01.2023 g.09:58  Aktualizacja: 09.01.2023 g.13:22 Łukasz Kaźmierczak
Poznań
Gość porannej rozmowy Radia Poznań podkreślała, że Niemcy, odrzucając polskie roszczenia zadośćuczynienia za niemieckie zbrodnie z czasów drugiej wojny światowej, powołują się na zrzeczenie się reparacji z 1953 roku.
szynkowski sakson reparacje straty wojenne raport - Wojtek Wardejn - Radio Poznań
Fot. Wojtek Wardejn (Radio Poznań)

"Ten dokument można podważyć, bo podpisany został pod przymusem politycznym i ekonomicznym" - mówiła Beata Komarnicka-Nowak i zaznacza, że najważniejszym czynnikiem, mogącym podważyć skuteczność zrzeczenia się reparacji jest dokument, znaleziony przez prof. Bogdana Musiała w Rosyjskim Państwowym Archiwum Historii Najnowszej.

Uchwałę Rady Ministrów Związku Radzieckiego z 18 sierpnia 1953 roku. Ona jest moim zdaniem kluczowa, bo do tej pory jej nie było i żaden raport o niej nie wspominał, że Rada Ministrów ZSRR poleca Ministerstwu Spraw Zagranicznych, by powiadomił rząd PRL, że Związek Sowiecki od 1 stycznie 1954 roku rezygnuje z pobierania reparacji od Niemiec i od polskiej strony oczekuje się tego samego. Tutaj nie ma mowy o żadnym wolnym zrzeczeniu się. Jest polecenie, żadnych negocjacji

- mówi mecenas. 

Prawniczka podkreśla, że niemieccy politycy już w latach '70 zdawali sobie sprawę, że kwestia reparacji za drugą wojnę światową dla Polski powróci, co ma odzwierciedlenie w niemieckich archiwach.

Polscy prawnicy w latach '70 również twierdzili, że do tej sprawy należy wrócić, ponieważ są podstawy do podważenia dokumentu, podpisanego pod przymusem przez polski rząd w 1953 roku.

Cała rozmowa poniżej:

Łukasz Kaźmierczak: Specjalizuje się pani w tematyce m.in. frankowiczów, ale dzisiaj będziemy rozmawiać o innym temacie. Przygląda się też Pani z uwagą także kwestii prawnej reparacji wojennych – chodzi o nasze roszczenia w stosunku Niemiec. Jest Pani autorką artykułów, które trochę omawiają tę kwestię. Dziś mamy świeżą garść informacji. Parę dni temu rząd niemiecki przekazał odpowiedź na polską notę dyplomatyczną. Napisaliśmy 1500 stron, a dostaliśmy jednostronicową odpowiedź, która właściwie zawiera się w jednym zdaniu - „Rząd RFN sprawę reparacji i odszkodowań za straty wojenne uważa za zamkniętą i nie zamierza podejmować nawet negocjacji w tej sprawie.” Mamy jasność, jeśli chodzi o stronę niemiecką. Czy ze strony prawnej, jest jeszcze coś do ugrania w tej kwestii?

Beata Komarnicka-Nowak: Tak, z pewnością. Ta odpowiedź niemiecka nie jest żadną niespodzianką. Myślę, że wszyscy się takiej spodziewaliśmy. Ważne jest to, co jest w tej odpowiedzi. Najprawdopodobniej podstawą do tej odmowy był naukowy raport służb Bundestagu, który został przygotowany już w 2017 roku, który zawiera fundamentalne zdanie, które sprowadza się do tego, że Polska zrzekła się w sposób wiążący reparacji w 1953 roku. Tak naprawdę, to jest najważniejsze zdanie, ponieważ w całym raporcie niczego innego nie ma. Niemcy powtarzają uparcie, że w 1953 roku zrzekliśmy się tych reparacji, dlatego należy wrócić do tej kwestii. Ona jest mało znana. Nasz raport, te 1500 stron, to jest raport, w którym są oszacowane straty wojenne, zaś raport prawny, ta wkładka prawna, dotycząca tego, dlaczego się nie zrzekliśmy tych reparacji, wymaga rozszerzenia w tym zakresie. Tym właśnie w 2004 roku zajmował się prof. Jan Sandorski, który jako pierwszy postawił tezę, że Polska nie zrzekła się...

Ja tylko przypomnę, że prof. Sandorski, poznański prawnik i poznańska sława prawnicza. Pani jest trochę jego uczennicą. Powoływała się też pani na niego i jego opinie w swoim artykule dla Rzeczpospolitej.

Tych artykułów jest kilka, ale najważniejsze są jego opracowania. W 2004 roku pozwolono mu, ale też naukowcom, historykom i prawnikom obejrzeć archiwa. Odkryły one przed nami rzeczy wcześniej nieznane. Okazało się, że Polska zrzekła się reparacji pod przymusem ekonomicznym i politycznym. Trzeba chociaż krótko naświetlić, że w '53 roku jesteśmy w takiej sytuacji, że w marcu umiera Stalin i w Moskwie rozpoczyna się walka o władzę. To dzieje się w okolicznościach takich, że właściwie nikt nie wie, co się będzie działo. Z kolei prof. Bogdan Musiał odkrywa jeszcze nie tylko w polskim archiwum, ale w Rosyjskim Państwowym Archiwum Historii Najnowszej, uchwałę Rady Ministrów Związku Radzieckiego z 18 sierpnia 1953 roku. Ona jest moim zdaniem kluczowa, bo do tej pory jej nie było i żaden raport o niej nie wspominał, że Rada Ministrów ZSRR poleca Ministerstwu Spraw Zagranicznych, by powiadomił rząd PRL, że Związek Sowiecki od 1 stycznia 1954 roku rezygnuje z pobierania reparacji od Niemiec i od polskiej strony oczekuje się tego samego. Tutaj nie ma mowy o żadnym wolnym zrzeczeniu się. Jest polecenie, żadnych negocjacji. To uruchamia lawinę wydarzeń, ponieważ 19 sierpnia w Polsce postawione to zostało na posiedzeniu Rady Ministrów przez Bieruta i 23 sierpnia dochodzi do tego oświadczenia, gdzie, cytując to: „Rząd polski wita z pełnym uznaniem decyzję rządu ZSRR”. Mamy tutaj do czynienia z kompletnym niewolnym oświadczeniem woli.

A w sensie prawa międzynarodowego akta prawa, podejmowane pod przymusem, są ze swojej istoty nieważne. Można tak to wyinterpretować.

Dokładnie tak. Właściwie nie istnieją normy prawa międzynarodowego, które regulują kwestię ważności aktów jednostronnych. Tutaj należy odwołać się do konwencji o prawie traktatu z '69 roku, która reguluje te kwestie, które są związane z ważnością umów międzynarodowych. Z analizy przepisów tej konwencji o prawie traktatu wynika, że to oświadczenie było nieważne. Prof. Sandorski pisze o nieważności bezwzględnej przez przymus ekonomiczny i polityczny. Wiemy na czym polegał przymus polityczny, kiedy Polska jest…

Nie jest suwerennym bytem.

Ulega ta suwerenność ograniczeniu w takich momentach. Przymus ekonomiczny polegał na tym, że byliśmy zobowiązani wobec ZSRR do dostarczania węgla po nierynkowych cenach. Dostarczaliśmy go właściwie po cenie, która stanowiła 10 proc. ceny, która obowiązywała wtedy na rynkach. Dlatego nie mieliśmy wyjścia...

Chciałbym to dołączyć do bieżących rzeczy i do dyskusji, która się toczy. Są tacy, którzy uważają, także strona niemiecka, ale nie tylko, że powinniśmy zwracać się do Rosji, a nie do Niemiec, ponieważ na mocy traktatów Jałta i Poczdam, mieliśmy część reparacji, które Niemcy płaciły Rosjanom, odzyskać właśnie via Rosja. Być może to jest właściwy adresat? Jak to wygląda od strony prawnej?

Jeżeli będziemy analizować z uporem, wracam do oświadczenia z '53 roku, i do tego, że ono jest nieważne bezwzględnie, to musimy powiedzieć jasno... W archiwach odkryto również to, że w RFN, bo wiemy, że w latach '50 mamy do czynienia z dwoma państwami NRD i RFN. NRD oznajmiło, że ono nie czuje się w żaden sposób odpowiedzialne za Niemcy, które wywołały wojnę. W RFN w latach '70 wszyscy doskonale sobie zdawali sprawę, że Polska będzie wracać do sprawy reparacji – są na to notatki MSZ, z rozmów z ówczesnymi politykami, również frakcji SPD w Bundestagu, doskonale podkreślają to, że sprawa reparacji od Niemiec, od RFN, powróci. Wszyscy sobie z tego zdawali sprawę. Nie możemy więc mówić, że mamy roszczenie tylko wobec Rosji. Rzeczywiście na mocy układów poczdamskich te reparacje mieliśmy uzyskiwać via Rosja, ale przecież zobowiązanym są Niemcy. Tego, jak powtarzam, dziś odkrywając archiwa, politycy niemieccy w latach '70 zdawali sobie z tego doskonale sprawę, że ta kwestia wróci. Ważne jest to, że również rząd w Warszawie w latach '70, rządy Cyrankiewicza i Gomułki, zdawali sobie z tego sprawę, ale nie wiedzieli, jak tę sprawę ruszyć. Nie mieliśmy żadnego traktatu z RFN. Również w archiwach zostały odkryte dokumenty, w których ówcześni prawnicy, pracujący dla komisji, która ustalała jakie te roszczenia mają być i jakie straty zostały poniesione, w latach '70 ta komisja jednym zdaniem, bo nie mogła więcej, napisała, że do oświadczenia z '53 roku należy wrócić, ponieważ są przesłanki, żeby to podważyć. Moim skromnym zdaniem, ale też prof. Magdalena Bainczyk pisze o tym w komentarzu do raportu służb naukowych Bundestagu, że Niemcy są zobowiązane do tego, żeby nasze roszczenia...

To znaczy, że mamy twarde argumenty prawne, żeby występować... Nie chodzi o to, że mamy racje moralne, bo to jest jedna kwestia, ale wiadomo, że przed sądem liczą się twarde, prawne argumenty. Mamy takie możliwości?

Tak, jestem pewna, że mamy argumenty prawne. Co do sądu i drogi sądowej, to jest odrębna sprawa, bo tu też są pewne problemy, ale chciałam jeszcze tylko rzucić snop światła w stronę tego, że jesteśmy w dość trudnej sytuacji, o której jeden z najwybitniejszych polskich prawników, filozof, wybitny socjolog Leon Petrażycki mówił, że sprawiedliwość międzynarodowa oraz moc prawa międzynarodowego w sytuacji państw słabych i małych względem potężnych mocarstw, zwłaszcza, kiedy te mocarstwa są skłonne pogwałcić prawa przeciwnika słabego, to pomimo istnienia prawa, istnieje stan kompletnej bezsilności. To też trzeba sobie powiedzieć, że jesteśmy na razie w stanie kompletnej bezsilności.

Ambasador Dariusz Pawłoś nazwał to bardzo lapidarnie, powołując się na „Misia” Stanisława Barei: „Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam zrobisz?” - to są słowa ambasadora wobec postawy rządu niemieckiego w kwestii reparacji. To bardzo wymowne i obrazowe.

Wolałabym odwoływać się do kategorii sprawiedliwości międzynarodowej. W tym ujęciu, jeśli będziemy patrzeć na to w taki sposób, że państwa są traktowane, jako podmioty prawno-etyczne, osoby moralne, które mają uprawnienia i zobowiązania, wynikające z zasady równości, to trzeba mieć ciągle nadzieję, że uda się przezwyciężyć ten problem. Ta kwestia musi być podnoszona, pytanie tylko kiedy i jak, bo jeśli chodzi o trybunał, to na razie go nie ma. Niemcy musiałyby się zgodzić, żebyśmy poddali ten spór Trybunałowi Sprawiedliwości, ale kropla drąży skałę...

Pani mówi: „jak”. To może nie reparacje, a odszkodowania i tą kategorią powinniśmy się posługiwać i zasypywać niemieckie sądy pozwami przez polskie kancelarie, poprzez konkretne osoby, instytucje... Ograbiono przecież Muzeum Narodowe i inne placówki, których mogłoby być bardzo dużo.

Tak, tylko trzeba sobie powiedzieć, że polscy obywatele tego próbowali i efekty są mizerne. Można odwołać się do doświadczeń Włochów, którzy, pomimo tego, że ich Sad Najwyższy słusznie wobec prawa międzynarodowego, uznały, że te kwestie nie podlegają przedawnieniu, to niestety Włosi wygrywali w swoich sprawach przed włoskimi sądami, zaś Niemcy nie wykonywały tych orzeczeń. To jest też problem. Dlatego kwestia umiędzynarodowienia tego sporu w zakresie żądania reparacji, czy odszkodowań, bo reparacje to odszkodowania między państwami, a mówimy tu też o odszkodowaniach wobec obywateli. Uważam, że tego nie da się rozłączyć. Należy to wspólnie przedstawiać z Grecją i oczekiwać, że kiedyś się uda. Uparcie wierzę w to, że gdyby przedstawić jeszcze raz kwestię zrzeczenia się. Niemiecki raport mówi tylko o tym, że zrzekliśmy się w '53, a jeśli nie, to uważają, że mamy do czynienia z przedawnieniem...

Kwestie zbrodni wojennych się nie przedawniają i tego się trzymajmy. Dziękuję.

Dziękuję.

https://radiopoznan.fm/n/daZ6Pz
KOMENTARZE 0