Łukasz Kaźmierczak: Amerykanie pytają zwyczajowo w takich sytuacjach „How are you?” - Jak się masz? No i zwyczajowo odpowiada się „Dobrze, znakomicie”, a my tak po polsku, na poważnie. Jak wygląda życie po życiu wojewody?
Łukasz Mikołajczyk: Życie było przed urzędem i życie jest po urzędzie. Mój świat się nie skończył, a skończył się tylko pewien etap zawodowy. Przypomnę, że wcześniej dzięki wielkiemu zaufaniu społecznemu byłem senatorem i niewiele zabrakło, abym powtórzył elekcję. Życie się nie skończyło. Dziś jestem dyrektorem administracyjnym na Akademii Kaliskiej. Tę funkcję powierzył mi wspaniały rektor prof. Andrzej Wojtyła. Robię to, co lubię i kocham. Pracuję w obszarze edukacji i nauki.
Czyli zupełnie nic z polityką?
Jeśli chodzi o politykę, to oczywiście sprawy społeczne, polityka i działania rządu Zjednoczonej Prawicy są obiektem moich zainteresowań, ale z nieco innej strony, niż wtedy kiedy pełniłem funkcję polityczną.
Nie obraził się Pan na Prawo i Sprawiedliwość?
Absolutnie. Muszę podkreślić, że nadal kibicuję Premierowi Mateuszowi Morawieckiemu i rządowi Zjednoczonej Prawicy.
Jest Pan nadal członkiem PiS?
Tak.
Kiedy mówię: „były wojewoda”, to nie czuje Pan trochę ukłucia i żalu, że można to było inaczej rozwiązać? Choćby ten gwałtowny sposób, w jaki Pan został odwołany.
Przypomnę, że wojewodę powołuje premier na wniosek ministra spraw wewnętrznych i administracji. Jeśli jest powołanie, to trzeba liczyć się z tym, że można też zostać odwołanym. Każdy etap naszej drogi zawodowej kiedyś się kończy. A ten koniec jest początkiem czegoś nowego.
Bardzo ładnie to brzmi, ale rozmawialiśmy jakiś czas temu i podsumowywaliśmy rok pańskiego urzędowania. To był właściwie środek zarządzania pandemią u nas w regionie. A kilka dni później, nagle Pańska głowa, można powiedzieć, leci. Tego się Pan chyba mimo wszystko nie spodziewał.
Oczywiście, że się nie spodziewałem, kiedy rozmawialiśmy, podsumowując rok. Pracowałem, jeżeli chodzi o urząd, bardzo intensywnie. Jestem dumny z każdego dnia mojej pracy, bo każdego dnia wkładałem w tę pracę zdecydowanie więcej niż 100%. Można by powiedzieć, że 120, 200, 300%. Myślę, że każdy, kto wtedy ze mną współpracował, także dziennikarze, byli tego świadkami.
Tak, prawda. Był Pan u nas na 300%. Ja to też w różnych rozmowach często podkreślam. Tym bardziej wydaje się to takie ukłucie wewnętrzne. Czy miał Pan trochę żalu o to? Nie spodziewał się Pan tego przecież. Nie róbmy z tego ostrożności procesowej. To była dla Pana niespodzianka.
Tak, to było zaskoczenie. Podsumowywaliśmy rok i absolutnie w najczarniejszych scenariuszach nie miałem tego, że po tym roku zostanę odwołany. Jakiś żal, czy to, że jest przykro, to jest chyba naturalne. Czas „wojewodowania” to zdecydowanie najtrudniejszy czas w moim życiu, ale też czas, który bardzo wiele mnie nauczył. Zdobyłem przez ten rok ogromne doświadczenie. Kiedy obejmowałem funkcję, Covid-19 był czymś odległym, a nagle stał się wyznacznikiem naszej rzeczywistości.
Pamięta Pan, jak nazwałem Pana „covidowy wojewoda”. To był taki czas.
Tak, pamiętam.
Wniosek o odwołanie złożył Minister Spraw Wewnętrznych Mariusz Kamiński. Pan miał od tamtej pory kontakt z panem ministrem? Spotkaliście się i wyjaśnialiście tę sprawę?
W realu się z panem ministrem nie spotkałem. Rozmawiałem oczywiście z ministrami, także rozmowa była, ale się z Panem Ministrem Kamińskim nie spotkaliśmy.
Ma Pan jakieś pretensje do siebie, że można było trochę inaczej działać? Już nie mówię do innych, ale do siebie.
Decyzja, która spowodowała moje odwołanie, była bardzo trudna i skomplikowana.
Stobnica. To słowo musi paść w naszej rozmowie.
Tak, to była decyzja dotycząca Stobnicy. Tutaj trzeba podkreślić, że Wydział Infrastruktury i Rolnictwa Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego, który rekomendował tę decyzję wraz z mecenasami z urzędu, ta decyzja była bazowana na bardzo wielu analizach, które przeprowadzili. Decyzja była bardzo skomplikowana. Świadczy o tym chociażby fakt, że cały czas trwają prace nad tą decyzją. Prokurator się od niej odwołał i trafiła ona do Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego. To świadczy o skomplikowaniu tej decyzji. Trzeba podkreślić, że stan wiedzy na listopad i ówczesne analizy, co też było podkreślane przez merytoryczny wydział, pozwalały na podjęcie takiej decyzji.
Dziś podjąłby Pan taką samą decyzję?
Nie wiem, jaką miałbym dziś wiedzę na ten temat w kontekście pewnych przesłanek. Także wydział merytoryczny, bo powiedzmy sobie szczerze, że mamy wydziały merytoryczne, które pracują w kontekście wydawania decyzji, czy różnego rodzaju obszarów, którymi się zajmują. Ta decyzja na tamten czas była rekomendowana.
Czy Pan się konsultował z ministerialnymi urzędnikami i prawnikami - z Warszawą po prostu - zanim podjął Pan tę decyzję?
Ta decyzja nie była konsultowana z Ministrem Kamińskim, co Pan minister podkreślił.
Pamiętam, „utrata zaufania” - te wielkie słowa, które padły.
Przyjąłem tę decyzję z pokorą. To nie jest też tak, że taką decyzję wydaje się bez konsultacji, które przeprowadzał merytoryczny wydział, z Prokuraturą Generalną czy innymi służbami.
Gdyby ta sytuacja mogła się powtórzyć, to pewnie dzwoniłby Pan i kontaktował się z ministerstwem.
Z pewnością tak. Gdyby był ten kontakt, to rozmawialibyśmy też z pracownikami merytorycznymi.
Gdyby był ten kontakt, to pewnie rozmawialibyśmy dzisiaj z wojewodą o sytuacji pandemicznej w regionie. Właściwie chyba nie da się rozebrać Stobnicy. Wydaje się, że to jest coś, co byłoby bardzo trudne do przeprowadzenia. Tak jeszcze kończąc ten temat, bo to wszystko jest cały czas zawieszone.
Cały czas jest w zawieszeniu. Oczywiście czas pokaże, jak to się zakończy. Czy była to decyzja dobra, czy błędna. Poczekajmy, czas da nam na to odpowiedź. Nie będę tego absolutnie wyrokował. Trzeba poczekać, bo myślę, że tego czasu jeszcze trochę minie.
Niektórzy spekulowali, że jednym z powodów Pańskiego, może nie bronienia bardzo dużego w Warszawie, było to, że miał Pan za dobre kontakty z samorządowcami. Wszystkimi samorządowcami z wszystkich opcji. Czy Jacek Jaśkowiak faktycznie dzwonił do Pana z propozycją pracy tuż po tym, jak przestał Pan być wojewodą?
Prezydent Jacek Jaśkowiak zadzwonił do mnie z podziękowaniami za współpracę, kiedy byłem wojewodą. Zapewnił, że gdyby była potrzeba, to deklaruje wsparcie i ma pewne propozycje. Dzwonili też inni samorządowcy. Dzwoniły osoby, z którymi miałem przyjemność współpracować. Faktycznie tych telefonów i oznak wsparcia i sympatii po 15 grudnia było bardzo wiele. Bardzo za to dziękuję, bo to też pokazuje dobrą, wielkopolską współpracę na rzecz Wielkopolan i rozwoju Wielkopolski oraz walki z pandemią.
Wielkopolską, czyli ponad podziałami?
Ponad podziałami. Koronawirus nie ma barw politycznych i tutaj współpraca musiała być ponad podziałami, bo gdyby jej nie było, to pewnie nie byłoby wielu działań.
Pan miał propozycje lokalne czy centralne?
Nie chciałbym mówić o propozycjach. Jedną z propozycji było objęcie funkcji dyrektora administracyjnego Akademii Kaliskiej. Tam też mam zajęcia ze studentami. Prowadzę też zajęcia na Wyższej Szkole Kadr Menadżerskich w Koninie u rektora dr. Marka Waszkowiaka, za co bardzo dziękuję, bo ta nauka i edukacja daje mi wiele satysfakcji.
A nie jest za spokojnie?
Nie można porównywać tej pracy i pracy wojewody w okresie pandemii. Spokój jest tutaj duży, ale muszę podkreślić, że z tego spokoju i tego, że pracuję blisko miejsca zamieszkania, są zadowolone moja żona i córki, które mocno cierpiały, kiedy mieszkałem w Poznaniu.
Ten czas obecny, w którym funkcjonuje nowy Wojewoda Wielkopolski, Michał Zieliński, jest niby ta sama pandemia, ale trochę inna pandemia. Chociażby stopień obłożenia w szpitalach. W weekend się dowiedzieliśmy, że cały szpital tymczasowy jest zajęty do ostatniego łóżka.
Tak, dziś sytuacja jest bardzo trudna. Trzeba to podkreślić. Czasy „wojewodowania” są zdecydowanie różne. My - myślę o sobie, moich zastępcach i pracownikach Urzędu Wojewódzkiego - uczyliśmy się funkcjonowania w tej pandemii. Wszystkich nas to zaskoczyło. Musieliśmy przecierać szlaki jeśli chodzi o te kwestie. Trzeba się wtedy było tego uczyć w jakimś stopniu. Dziś obserwujemy powtórkę z końcówki 2020 roku, jednak w zdecydowanie większym natężeniu. Odmiana brytyjska jest niestety bardziej intensywna. Obserwujemy więcej zakażeń w młodszych grupach wiekowych. Sytuacja jest bardzo trudna. Trzeba podkreślić, że rząd i państwo polskie rzucili wszystkie siły, by ratować zdrowie i życie obywateli. Ponieśliśmy ogromne koszty nie tylko budżetowe, ale też społeczne.
Pewnie z nowym wojewodą Michałem Zielińskim się znacie, mieliście kontakt z czasów, kiedy Pan był wojewodą. Jakie miałby Pan rady na ten trudny czas? Jest na bardzo narowistym koniu i zaczyna od bardzo trudnego zadania.
Znam pana wojewodę Michała Zielińskiego. Zaczyna od bardzo trudnego zadania, ale to człowiek, który sprawdził się na stanowisku dyrektora w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. To człowiek spokojny, opanowany. Trzymam kciuki za jego pracę. Szczególnie w tym trudnym czasie. Doświadczyłem tego i wiem, że trzeba dzisiaj nowemu wojewodzie dużo siły, by dobrze współdziałać z samorządami i całym aparatem administracji, by docelowo wygrać walkę z pandemią i oczywiście dbać o to, by system zdrowia i łóżka były zapewnione.
Czyli łóżka, łóżka i jeszcze raz łóżka.
Zdecydowanie tak. Chcę podkreślić, że teraz widać dużą zasadność tworzenia szpitali tymczasowych.