NA ANTENIE: Motosygnały
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Ks. Radek Rakowski: samotność jest nie do zniesienia w naszym życiu. Nasze domy muszą być bardziej gościnne

Publikacja: 23.12.2022 g.10:50  Aktualizacja: 23.12.2022 g.13:47 Łukasz Kaźmierczak
Poznań
W przeddzień wigilii mówił o tym w porannej rozmowie Radia Poznań ksiądz Radek Rakowski z parafii na poznańskiej Łacinie.

My żyjemy często bardzo tradycyjnie i po raz kolejny stawiamy opłatek na stole, po raz kolejny stawiamy dodatkowy talerze na stole, ale czy następuje przemiana naszego serca, że my przy tym stole rzeczywiście chcielibyśmy przyjąć kogoś nowego, czy chcielibyśmy coś zmienić? Stawianie dodatkowego talerza przy stole, to jest niejako zgoda na zmianę i przemianę mojego życia

- mówi ksiądz. 

Ksiądz Rakowski od tego roku jest proboszczem w najmniejszym kościele w Poznaniu. Kaplica działa w miejscu, gdzie powinien być sklep, na parterze bloku. Przed księdzem w tym roku pierwsza pasterka w parafii. Zostanie odprawiona o godzinie 21.00.

Poniżej cała rozmowa:

Łukasz Kaźmierczak: Na dzień przed wigilią to tematyka świąteczna wypełnia nasze głowy. W naszym studiu ksiądz Radek Rakowski - proboszcz na poznańskiej Łacinie, jeden z najpopularniejszych poznańskich duszpasterzy. Ksiądz kręci głową, ale takie są fakty.

ks. Radek Rakowski: Marzyłbym, że najświętszy - to by było najlepsze określenie.

To przy następnym spotkaniu. Uzpułnianiam - parafia pod wezwaniem imienia Jezus, to warto powiedzieć, najmłodsza poznańska parafia. To fakt.

To jest fakt, parafia w centrum Poznania, nowe osiedle, niezwykła parafia.

Niezwykła dlatego, że najmniejsza kaplica, a największa parafia, jeśli chodzi o zasięg terytorialny. Taki paradoks.

Parafia sto metrów, ale rzeczywiście ta bliskość siebie tworzy chór. Tak, jak rzeczywiście w chórze ludzie są blisko siebie i wtedy ten chór ma brzmienie. Tak samo tutaj ludzie nie są rozstrzeleni po kościele, tylko jeden obok drugiego siedzi. Trzeba wyciągnąć rękę na znak pokoju, trzeba razem śpiewać i trzeba mówić jednym głosem i ciągle się dostrajać, bo słyszysz i czujesz tego, który jest obok ciebie, dlatego wspólnota.

O parafii za chwilę porozmawiamy, na razie przede wszystkim kwestia świąt Bożego Narodzenia. Ja odświeżyłem sobie moją rozmowę sprzed roku, ona była dla mnie bardzo ważna, rozmawiałem z dyrektorem Szczepanem Coftą - ówczesny dyrektorem ówczesnego szpitala tymczasowego w Poznaniu. Wtedy w wigilię leżało tam 230 osób, tylu pacjentów i tam padło takie zdanie, które wydaje mi się bardzo ważne do przeniesienia uniwersalnie. Dr Cofta mówił, że staramy się w szpitalu tymczasowym wśród huku wentylatorów i takiego nieprzyjaznego światła, zachować minimum gościnności, dlatego, że gościnność to jest Boże Narodzenie i to jest niezbędne w tym dniu. Ja sobie tak pomyślałem, że trudno mi będzie coś bardziej smutnego i trudnego usłyszeć po tym, co wtedy padło. Minął rok i tak naprawdę to wyzwanie gościnności stało się jeszcze trudniejsze, jeszcze bardziej szerokie do wykorzystania i jak wyglądał ten rok, bo mam wrażenie, że to Boże Narodzenia nam się przeciągnęło potem na cały następny rok.

To jest genialne, co mówi pan Cofta. Cała rodzina Coftów pewnie jest trochę związana z Taize.

To czuć.

Ja jestem od dziecka też związany z Taize, bo moi rodzice mnie tam wozili jako dziecko i tam rzeczywiście brat Roger z Taize ciągle mówił: róbmy wszystko, żeby ziemia była bardziej gościnna i oczywiście właśnie to, co tutaj mówimy, każda parafia, wiara, właśnie nasze domy muszą być bardziej gościnne. My żyjemy często bardzo tradycyjnie i po raz kolejny stawiamy opłatek na stole, po raz kolejny stawiamy dodatkowy talerze na stole, ale czy następuje przemiana naszego serca, że my przy tym stole rzeczywiście chcielibyśmy przyjąć kogoś nowego, chcielibyśmy coś zmienić? Stawianie dodatkowego talerza przy stole, to jest niejako zgoda na zmianę i przemianę mojego życia, że przyjdzie ktoś niespodziewany i zepsuje te święta, że one nie będą takie, jak zawsze.

Takie według sznurka i zwyczaju.

Takie, jakie były od pokoleń.

Był taki poseł, który chodził po domach innych i próbował, by go przyjmowali i okazało się, że nie było to takie oczywiste.

Anegdota o plebani właśnie, że ktoś dzwoni na plebanię w czasie wigilii i proboszcz krzyczy do gospodyni, która otwiera drzwi: powiedz im, że my jemy wigilię, niech sobie idą, bo ciągle dzwonią.

Ale ja nieprzypadkowo mówię o tej gościnności, dlatego, że przez wiele lat trochę martwy był ten zwyczaj, tego talerza, najchętniej niech on nie będzie ruszany, ale po tym, co się wydarzyło 24 lutego, ten talerz stał się atrybutem ważnym, dlatego, że - może teraz już rzadziej, ale jednak uchodźcy z Ukrainy zamieszkali w naszych w domach, przy naszych stołach jadali, więc o tym mówię, że to Boże Narodzenie nam się przeciągnęło na ten rok.

Problem mi się wydaje, że jest nawet łatwiejszy do rozwiązania, bo nie wszyscy będą mieli rzeczywiście gości z Ukrainy przy wigilijnym stole, ale proszę zobaczyć, jak ważne by było, jeśli babcia czy matka stawia ten talerz na wigilijnym stole, żeby się zgodziła, że jej dzieci myślą inaczej niż ona.

Takie wtedy symboliczne.

I że one mogą woleć łososia, a nie karpia i żeby nie robić wojny z tego powodu, że oni przyniosą jakąś wegańską sałatkę i będą zupełnie inaczej myśleli o tej wigilii, że oni powiedzą, że zupełnie ich nie interesują prezenty albo inne rzeczy i teraz tej kobiecie czy mężczyźnie się zawali świat, ale rzeczywiście po co my stawiamy ten talerz? Ewangelia jest ciągle żywa, Kościół to nie jest skansen i jeśli my robimy liturgię domową, to nie tylko po to, by się wzruszać tym, co kiedyś było, tylko pomyśleć sobie, jak my będziemy budować to nasze życie po tej wigilii, jak my po tym kolejnym Bożym Narodzeniu będziemy żyć razem.

Czyli łosoś jest akceptowalny w nowym polskim menu wigilijnym.

Zastanówmy się, co jest najważniejsze, co jest tą prawdą? Prawdą jest ta miłość i pojednanie, a nie ten karp czy choinka.

Jest to niestety trudne, dlatego, że dominikanin Roman Bielecki powiedział kiedyś, że tak naprawdę Boże Narodzenie zawsze nas będzie kosztować, bo trzeba się czasami naprawdę nieźle namęczyć i dobrze przygotować, żeby podzielić się wigilijnym opłatkiem, ale nie banalnie, tylko szczerze. Trudna ta nauka.

Uczę w szkole na Jeżycach, w Zespole Szkół Zawodowych nr 1 i oczywiście uczniowie wszyscy gromadnie mówią, że nienawidzą składać życzeń, nie wiedzą w ogóle, co powiedzieć. Oczywiście można by tak powiedzieć, że COVID zniszczył te relacje i rzeczywiście nam dziś trochę ciężej się ze sobą rozmawia, wyciąga rękę, bo się nauczyliśmy tego dystansu, ale uczmy się tego z powrotem, dlatego, że człowiek jest jednak stadny i nie lubimy żyć w samotności, nie chcemy być sami i ciągle trzeba tę rękę wyciągać, ciągle. My dbamy bardzo mocno na Łacinie, by znak pokoju to było wyciągnięcie ręki do drugiego człowieka, a nie machanie głową w filar, podłogę czy sufit. Musisz popatrzeć sobie głęboko w oczy, musisz się uśmiechnąć. Niektórzy parafianie są na mnie źli, że co ksiądz wymyśla.

Wyprowadza ksiądz ludzi ze strefy komfortu.

I bardzo jest to krępujące.

To ja poproszę o radę, co mam powiedzieć ludziom, co im życzyć?

Nawet już sam ten uśmiech i radość z tego powodu, że ta osoba jest obok mnie, już jest pierwszym krokiem, a jak się bardziej będziemy poznawać i na początku rozmawiać o rowerze, pracy, o pogodzie, a później zaczynają wchodzić jakieś głębsze tematy.

To ja miękko na grunt parafialny przechodzę. Pierwsza pasterka przed wami. Sprawdziłem godzinę - 21.00 - taka została ustalona, ale czy wy się tam wszyscy pomieścicie, bo to jednak jest - przypomnę - kaplica w miejscu, które nominalnie powinno być sklepem.

Bardzo nam zależy na tym, żeby ludzie usłyszeli nasz komunikat, że Kościół jest zbudowany z żywych kamieni, że nawet, jak się tam wszyscy nie zmieścimy, to i tak możemy być tym Kościołem. Nawet możemy być zjednoczeni bez tego budynku. Wracamy niejako do pierwotnej myśli Pana Jezusa, że nie chodzi nam o komfort - przed chwilą mówiliśmy o Ukrainie, wiele kościołów jest zburzonych, wiele kościołów przestało istnieć, czyli te wszystkie ważne miejsca, które ludzie sobie kiedyś stworzyli, nie ma ich dziś. To znaczy, że co? Mają się rozpierzchnąć i powiedzieć, że nie mamy naszego kraju, nie mamy kościoła, to przestajemy żyć? Tak samo tutaj - jest nowa osiedle, ludzie przyjechali z różnych zakątków kraju, zaczęli wspólnie mieszkać i trzeba pokazać im, że jest coś znacznie ważniejszego niż to, że my teraz wybudujemy budynek, który może będzie pusty. Musimy najpierw stworzyć wspólnotę, która będzie chciała być razem i może na początku będzie na takich niewygodnych taboretach siedziała, ale ja też siedzę na takim niewygodnym taborecie, ale ważniejsza jest ta prawda.

Czy ksiądz nie czuje się trochę, jak żołnierz wysłany na front wschodni, żołnierz do zadań specjalnych? Bo tak naprawdę parafia jest specyficzna, większość to młodzi ludzie, sporo pewnie wynajmujących, pewnie sporo studentów. To nie jest target, który dziś jest najbardziej przychylny Kościołowi, może ewangelii nawet.

Jestem podekscytowany, stosunkowo jestem młody, mam 37 lat i jestem księdzem, czyli żyję moim powołaniem, czyli to jest najpiękniejszy okres mojego życia, czyli można powiedzieć, że gdyby ta parafia jutro zbankrutowała, to i tak to są najpiękniejsze chwile. Dlaczego? Dlatego, że czuję się jak apostoł, jak posłany przez Jezusa, a ci ludzie, którzy tam mieszkają, są bliscy mojemu sercu, dlatego, że ja całe życie jestem związany z Poznaniem i jestem w ich wieku, czyli moje myślenie, mój styl życia jest podobny.

Ale jest to inny parafianin, mimo wszystko.

Inna, wspaniała, dlatego, że jest inna. Ja uwielbiam właśnie taki sposób myślenia, że ci ludzie zwracają uwagę na grafikę, że ci ludzie zwracają uwagę, żeby było pięknie, że oni są bardziej wrażliwi, że oni szukają tego, co jest prawdziwe, kochają swoje psy może bardziej.

A nie jest trudniej, dlatego, że ksiądz tak lekko PR-owo podchodzi do tej parafii?

Tak świat jest dziś zbudowany. Kto dziś nie buduje PR-u?

Jest menadżerka parafii, macie wizualnie prowadzoną stronę.

Przed chwilą mówiliśmy o tym, jak ludzie mają zacząć tę rozmowę. My dajemy ludziom powody do rozmowy o Kościele, które nie są na początku bardzo głębokie, bo trudno zacząć od tego, kim jest dla mnie Chrystus, od samego początku, ale łatwiej jest ludziom powiedzieć: my mamy parafię w sklepie, a my mamy taką muzykę, my mamy kolorowe opłatki w naszej parafii i ludzie zaczynają o tym opowiadać i zaczynają się zastanawiać, dlaczego taki sposób.

Ale zmywarki ksiądz nie ma w ołtarzu? Takie legendy chodziły.

Tak, niektórzy księża opowiadali, że mam zmywarkę w ołtarzu. Jest pięć metrów dalej od ołtarza i w czasie mszy świętej ludzie ją muszą otworzyć, żeby nie piszczała.

Bo zdarza się, że się włączy.

Tak między jedną a drugą mszą świętą muszą się umyć naczynia.

To może kościelny od zmywarki powinien być, ale tak zupełnie poważnie - cały czas tam przewija się słowo "spotkanie", spotkajmy się, miejsce spotkania człowieka z Bogiem, miejsce spotkania w ogóle tak szerzej. To jest najkrótsza definicja tego, jak miałaby wyglądać i funkcjonować parafia nowego typu. Tak to nazwę.

My zrobiliśmy głębokie warsztaty, zanim parafia powstała, od czterech miesięcy zanim parafia powstała pracowaliśmy z mieszkańcami, z ludźmi. Zastanawialiśmy, czym ona ma dziś być.

Czyli to taka odpowiedź na potrzeby?

Tak, to jest wielka odpowiedź na potrzeby, że ludzie szukali miejsca spotkania Boga, ale druga rzecz, że synod, który papież Franciszek ogłosił, wykazał nam na całym świecie, że ludzie chcą relacji z księżmi i ludzie chcą relacje między sobą budować. My oczywiście możemy powiedzieć: dobrze, dobrze, to za sto lat to wprowadzimy. Ma być teraz. Jezus mówi bądźcie, jak dzieci w pojmowaniu ewangelii, a co dzieci mówią? Teraz chcę tato tę zabawkę, teraz chcę tę zabawkę. Nie, nie zaczekaj, podziel się - gdzie tam dziecko zrozumie, że za chwilę, teraz zjeść to i na tym polega, że bądźcie jak dzieci.

Nowy wierny jest niecierpliwy i chce już teraz?

Tak, dziś świat jest już bardzo szybki i my musimy odpowiadać na potrzeby dziś, te indywidualne.

A krytyczny wierny? Siłą rzeczy nie unikniemy tematu, choćby apostazji, tego, jak w tej chwili stało się, niestety, modne. Tak to trzeba określić.

Dwie apostazje mieliśmy w naszej parafii i to były akurat dwie moje znajome ze świata, w którym żyję i tak przychodziły i patrzyły mi w oczy, a ja mówię, ale co się dzieje? Wiesz mi tak trudno było, ale cię znam i przyszłam tu złożyć tę apostazję, a ja mówię: zobacz to miejsce.

Przyszły, bo u księdza łatwiej?

O wiele trudniej, opowiadam o tej parafii, ona mówi: przestać mówić, bo jeszcze zostanę.

Ale to ciężkie jest dla kapłana mimo wszystko.

Ciężkie dla tych ludzi, jak się patrzy na nich, jakim to jest okupione cierpieniem, że to jest jakby zrywali z jakąś rodziną swoją, której już nie mogą znieść, która jest dla nich bardzo trudna i niejako dla własnego dobra opuszczają tę rodzinę.

No tak, ich pojmowanego własnego dobra. Ksiądz się może z tym nie zgodzić.

Mogę się nie zgodzić, ale mogę wysłuchać i zrozumieć.

To jeszcze zapytam o odwiedziny szefa, bo zdaje się, że w grudniu arcybiskup Gądecki wizytował, był, odwiedzał parafię, jak zwał tak zwał. Jakie wrażenia?

Ileś razy z naszym arcybiskupem się spotkałem na takich godzinnych rozmowach, żeby wyrazić mu swoją jedność z nim. To jest dla mnie bardzo ważne. Ja jestem w Kościele katolickim i wiem, że ja tak jestem w imieniu arcybiskupa, dlatego ja zawsze chcę, by on mnie dobrze rozumiał, co ja tam robię, że ja mogę robić trochę inaczej niż pozostali księża, ale że on musi mnie zrozumieć.

Pochwalił czy zganił?

Nie podziela entuzjazmu we wszystkich rzeczach, które tam robię, ale przyjechał i był bardzo kochany, dobry, bardzo się starał wysłuchać każdego człowieka. Pobłogosławić dzieci, dorosłych, pobyć razem z nami i za to jestem mu bardzo wdzięczny, po pierwsze za to, że chciał mnie tam posłać, że zaryzykował, że młodego dać w centrum Poznania na taką dużą parafię i że te wszystkie moje dziwactwa toleruje denerwując się na donosy, które przychodzą.

A przychodzą?

Przychodzą, ale na szczęście jeszcze urząd mnie toleruje, właśnie mnie ostrzega i mówi: słuchaj zrobić tak, żeby te donosy do nas nie przychodziły.

To może jeszcze na koniec jakieś takie zdanie, które podsumuje ten czas, który nadchodzi. To pewnie w formie życzeń, bo pewnie najłatwiej nam będzie teraz.

Samotność jest nie do zniesienia w naszym życiu. My często myślimy sobie, że jak się zdystansujemy, to będzie nam lżej, bo po raz kolejny się nieszczęśliwe zakochamy, po raz kolejny wyciągniemy rękę i zostaniemy skrzywdzeni, warto próbować. Jeśli Chrystus mówi nam: wybaczaj 77 to jest prawda, to nie jest jakaś bajka powiedziana tak, żeby ładnie brzmiała w ewangelii i kiedy spróbujesz z taką wolnością żyć i wyjść w kierunku drugiego człowieka, wejść w to życie duchowe, to zobaczysz, że Pan Bóg napełni cię taką radością, że Chrystus przyjdzie do twojego życia. Nie będziesz sam i zobaczysz, że będziesz widział więcej dobra wokół siebie niż zła. Świat jest naprawdę piękny i życie może być naprawdę cudowne, kiedy my otworzymy oczy i powiemy: Panie daj nam twoje oczy, żebym widział to, co dobre, a nie skupiał się na tym, co mnie denerwuje, a z wiekiem coraz bardziej się denerwujemy na ludzi i tym bardziej potrzebujemy życia duchowego, żeby wybaczać i po raz kolejny zaczynać od nowa.

Niech takie będą te święta i dobrych spotkań państwu życzymy.

https://radiopoznan.fm/n/Dag2Yx
KOMENTARZE 0