NA ANTENIE: Krolewski wieczor/
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

"Ludzkość nie wymyśliła lepszej instytucji niż rodzina" - mówi profesor Michał Michalski

Publikacja: 20.09.2021 g.12:01  Aktualizacja: 20.09.2021 g.14:00
Kraj
Ekonomista i kulturoznawca był gościem porannej rozmowy Radia Poznań. Jego zdaniem tradycyjna rodzina jest dla społeczeństwa bardziej opłacalna.
500 plus dzieci spacer rodzina - Wojtek Wardejn - Radio Poznań
Fot. Wojtek Wardejn (Radio Poznań)

„Ludzie od strony czysto biologicznej rodzą się tylko w rodzinach” – przypomina naukowiec.

Potrzebny jest związek kobiety i mężczyzny, żeby narodzili się nowi obywatele. Jesteśmy gatunkiem, który potrzebuje dużo czasu, żeby przygotować się do życia, i znowu jest sytuacja taka, że to w rodzinie każdego dnia kolejni obywatele są przygotowywani, wychowywani i mówiąc językiem ekonomicznym, każdego dnia w rodzinie jest tworzony kapitał ludzki i społeczny

 - mówi.

Jak podkreślił Michał Michalski, ekonomiści nie mają współcześnie wątpliwości, że taki kapitał jest dla gospodarki bezcenny. Członek ministerialnej Rady Rodziny zwrócił jednocześnie uwagę, że populacja powinna być uzupełniania jednocześnie przez przyrost naturalny oraz migracje, ale przy odpowiednim rozłożeniu akcentów.

Migranci mogą nie planować pozostania w kraju. Na dodatek przystosowanie ich, zwłaszcza w przypadku osób spoza Europy, jest dla państwa kosztowne. Mowa chociażby o nauce języka czy uzupełnieniu edukacji w innym zakresie.

 

Poniżej pełny zapis rozmowy:

Piotr Barełkowski: Dogasają echa kongresowych dialogów z kongresu Polska Wielki Projekt. To są kluczowe dla nas rozważania o przyszłości naszego kraju. W kręgu tych rozważań jest rodzina. A jeśli rodzina i problematyką z nią związana, to właśnie profesor Michał Michalski. Zapytam trochę nie swoimi słowami: po co wspierać tradycyjne i normalne rodziny? Przecież możemy rozwijać się w oparciu o pary homoseksualne albo imigrantów. Po co nam te normalne rodziny?

Michał Michalski: To bardzo ważne i aktualne pytanie. Pewnie się pojawia współcześnie nierzadko. A więc gdyby najkrócej odpowiedzieć na to pytanie: ludzkość do tej pory nie wymyśliła lepszej instytucji. Z jednej strony jest optymalna jeśli chodzi o rozmiary, pewną elastyczność i komplementarność, bo pamiętajmy o tym, że ludzie patrząc od strony czysto biologicznej, rodzą się tylko w rodzinach. To znaczy potrzebny jest związek kobiety i mężczyzny, żeby narodzili się nowi obywatele i to jest taki bazowy poziom, z którego nasze rozważania powinny wyjść. A mówiąc jeszcze językiem biologicznym jesteśmy gatunkiem, który potrzebuje dużo czasu, żeby przygotować się do życia, i znowu jest sytuacja taka, że to w rodzinie każdego dnia kolejni obywatele są przygotowywani, wychowywani i mówiąc językiem ekonomicznym tutaj, każdego dnia w rodzinie jest tworzony kapitał ludzki i społeczny, który dzisiaj dla gospodarki jest bezcenny. Właściwie ekonomiści nie mają co do tego wątpliwości.

Dobrze. My dzisiaj z rana z wysokiego c atakujemy naszych słuchaczy. Ale paradoksalnie sprawa jest przyziemna i dotyczy każdego. W czym gorsza jest kooptacja do społeczeństwa grup imigrantów, jak chce lewica i część liberalna polskiej sceny politycznej na przykład. W czym rodzina przewyższa mechanizm powiększania społeczeństwa o już przygotowanych, być może chcących pracować w naszym kraju, z innej kultury pochodzących migrantów. Co w rodzinie jest lepszego?

Oczywiście hasło kultura, które pan wymienił jest kluczowe. Nie mamy oczywiście takiego obrazu czarno-białego, że zawsze uzupełnianie populacji migracją jest niewłaściwie, a tylko i wyłącznie inwestowanie w rodzinę jest jedynie słuszne. Tutaj raczej chodzi o mądre rozłożenie akcentów. Tak dosyć krótko starając się odpowiedzieć na to pytanie, można właśnie przez klucz kultury zobaczyć, że rodziny, odniesiemy do to Polski, znające polską kulturę i mówiące polskim językiem, przekazujące wartości i wyznania specyficzne dla polskiej kultury, robią to niejako automatycznie. W przypadku migracji, która oczywiście w naszym kraju jest, sytuacja gospodarcza jest taka, jaka jest, po części w jakimś stopniu dzięki migrantom z Ukrainy. Pytanie tylko jaka część z nich będzie tu chciała zostać i założyć rodzinę, a więc na końcu będzie współtworzyła to społeczeństwo, a mówiąc językiem ekonomicznym będzie też płaciła tutaj podatki. A przy okazji kultury i tej integracji ze społeczeństwem, znowu jest bardzo ważna taka kategoria kosztów transakcyjnych i tu w przypadku uzupełniania braków populacyjnych poprzez migrację ta kategoria jest bardzo użyteczna. Okazuje się, że przygotowanie ludzi spoza kultury polskiej, czy europejskiej, zachodniej, jest bardziej kosztowne, bo wymaga czasu i nakładów, tych ludzi trzeba nauczyć języka, być może uzupełnić edukację i tak dalej, a więc to nie jest tak, że jesteśmy w stanie w szybkim czasie uzupełnić migracją braki populacyjne, dlatego też, ja bym powiedział tak: bardziej organiczne i bardziej optymalne dla trwałego i systematycznego rozwoju społeczeństwa i gospodarki jest sytuacja, gdzie to polskie polskie rodziny ten potencjał na poziomie wystarczającym dzietności i zastępowalności są w stanie generować.

To bardzo ciekawe, sugeruje pan, że lepiej jest inwestować w polskich pracowników, na przykład podwyższając im pensję o kilkaset złotych, niż sprowadzać do tej samej pracy, bo być może podwyżki nie będą chcieli, jakichś migrantów. Tak jak to miało miejsce w poznańskim MPK. Nie chciano dać podwyżki polskim pracownikom, więc zatrudniono hinduskich. Czy to był błąd?

W długiej perspektywie optymalnym rozwiązaniem jest, żeby dawać podwyżki i myślę, że w ostatnich latach, jak patrzymy na gospodarkę, udaje się robić. Ja pamiętam lata temu, jeszcze przed rokiem 2015 jednym z orędowników takiej polityki był pan Cezary Mech, który doczekał w pewnym sensie tej sytuacji, że dzisiaj rzeczywiście polska polityka ekonomiczna, także migracyjna, idzie właśnie w tym kierunku, żeby tworzyć w Polsce takie możliwości zarobkowania, żeby Polacy chcieli tutaj żyć i zakładać rodzinę, ale co jest jeszcze ważniejsze i z czym zmagaliśmy się przez ostatni 20 czy 30 lat, czyli żeby Polacy nie chcieli wyjeżdżać z Polski szukać lepszej pracy.

To jest właśnie kluczowy temat. I taka jest motywacja polskiego rządu. Stąd te programy 500 plus czy 300 plus, żeby łatwiej było rodzinom kupować domy czy mieszkania. Tyle, że statystyki pokazują, że program 500 plus nie dał oczekiwanego efektu demograficznego. Dlaczego, ten mimo wszystko przełomowy program, nie przyniósł tych efektów?

Przy programie 500 plus trzeba niewątpliwie powiedzieć, że udało się dzięki niemu w ponad 90 procentach zlikwidować problem ubóstwa wśród dzieci i moim zdaniem to jest kluczowy sukces. Bo rzeczywiście program 500 plus miał podnieść poziom pewnego wsparcia rodzin do poziomu zachodniego. Moim zdaniem te pierwsze lata, przy jakimś małym wzroście, on rzeczywiście nie idzie dalej, ale moim zdaniem ten program zasypał pewną dziurę, którą było ubóstwo. Myślę, że polskie rodziny stanęły teraz na nogi, mówi się wręcz wstały z kolan i kolejne lata pokażą, jak ten program zadziała.

Już mamy pierwsze dane. Spodziewano się lepszych efektów demograficznych. Rodziny nie tak się zaczęły rozwijać jak oczekiwaliśmy. I to opozycja wytyka rządowi jako pewien element fiaska programu.

Ja dopowiem, bo tu są pewne ważne informacje, o których się nie mówi w takich dyskusjach, pierwsza to jest taka, i w tym zakresie jest ciekawa analiza profesora Jana Paradysza z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, dostępna też na portalu, który prowadzi także Polskie Forum Rodziców, i pokazuje ona, że gdyby nie program 500 plus, spadek dzietności byłby jeszcze większy, niż obecnie to mamy. A więc jest to pierwsza rzecz, o której rzadko się mówi, a druga jest taka, i tutaj nawiąże do kongresu Polska Wielki Projekt, że bodźce ekonomiczne typu 500 plus, mieszkanie, praca, one są ważne, ale nie rozwiążą samodzielnie problemu dzietności.

To jest clou sprawy. Na razie nie mamy jakiegoś skutecznego narzędzia. Co możemy zrobić, żeby Polaków w rodzinach było więcej?

Myślę, że potrzeba nam czegoś, o czym mówi się w angielskim stylu „family mainstream”, czyli, żeby rodzina była polską racją stanu. Na przykład, żeby w przekazach medialnych, pojawiały się nie tylko sygnały i wątki rodzinne, ale w ogóle tematyka prorodzinna, jako bardzo ważna, czy powszechna, którą przecież miliony Polaków interesują się i żyją, a wciąż w mediach mam wrażenie, że dotyczą pomocy społecznej albo przemocy w rodzinie to wtedy rodzinny wychodził.

Oczywiście ma pan profesor rację. Ale nie jesteśmy wyspą. Działamy w pewnym systemie, także medialnym i przenikają się pewne medialne przekazy także z Europy, gdzie rodzinę traktuje się jako nawet patologię. Taki jest przekaz lewicowo-liberalny. Jak pan tutaj chce zawrócić Wartę kijem? Rzeczywiście trudno się zmagać z czymś takim. Na pewno to mogłoby się przysłużyć zmianie i utrwaleniu mentalności polskiej. Takiej klasycznej. Prorodzinnej. Tyle, że otacza nas przekaz zupełnie inny i on wchodzi w uszy i w oczu, a nie komunikaty propagujące rodzinę. Co tu zrobić?

Jest pewna przewaga komunikatów nazwanych jak ta sesja na kongresie, czyli przewaga „kultury unieważniającej rodzinę”. Zatem ja bym jednak starał się budować równowagę, na tym polu medialnym budować jednak przewagę, a najważniejsze pole to chyba zadanie dla nas rodziców, żeby naszym dzieciom zaszczepić modę na rodzinę. To znaczy, żeby nasze dzieci, które dorastają w rodzinach, jak ja patrzę na swoich rodziców i swoją rodzinę, żeby wychodząc z tych rodzin, jednym z wniosków było to, żeby powiedziały sobie: „ja też bym tak chciał. Też chcę zostać małżonkiem i rodzicem”. Myślę, że to jest kluczowe zadanie, które oczywiście wydaje się najtrudniejsze. Na sesji mówiłem o tym, że myślę, że trochę jako Polacy, którzy właśnie w roku 1989 ruszyli do wyścigu do gospodarki rynkowej i dobrobytu, trochę staliśmy się społeczeństwem na wzór króla Midasa, czyli nagle chcemy wszystko zamieniać w złoto.

Wielkie wyzwania stawia pan przed polskimi rodzinami. Wbrew wszystkiemu, temu, co nas otacza, tym realiom, które wydają się być przeciwko rodzinie. Wydaje się, są nie do pokonania. Ale jak mówił poeta Młynarski: „róbmy swoje”.

Powiem za nazwą kongresu Polska Wielki Projekt. Musimy myśleć odważnie, dużymi symbolami i hasłami, bo Polska to ma być naprawdę wielki projekt.

https://radiopoznan.fm/n/ay7uB8
KOMENTARZE 0