Jednak Polacy w Niemczech nie mają takich praw jak Niemcy w Polsce, których nasz kraj oficjalnie uznaje jako mniejszość narodową. "Uznanie Polaków za mniejszość w Niemczech ułatwiłoby m.in. organizację nauki języka polskiego" - mówiła w porannej rozmowie Radia Poznań Anna Wawrzyszko ze Związku Polaków w Niemczech.
Prawo do tego, aby móc realizować chociażby jeden z elementów świadczących o tej odrębności, to jest prawo do nauki języka polskiego - ojczystego. To nie wiąże się z tym, że my nie mamy zamykanych salek, bo my tych salek nie posiadamy. My nie mamy prawa do tego, aby gdzieś jakieś miasto czy gmina taką salkę użyczyło nam do realizacji tych praw
- mówiła.
Anna Wawrzyszko ze Związku Polaków w Niemczech, które była gościem Kluczowego Tematu w Radiu Poznań powiedziała, że Polacy w Niemczech mają dziś ograniczoną możliwość nauki języka polskiego. Brakuje miejsc kojarzących się z Polską, które wspierałaby strona niemiecka. "Trwają rozmowy, mające na celu pobudzić Niemców do pewnej refleksji" - mówi Anna Wawrzyszko ze Związku Polaków w Niemczech.
Cezary Kościelniak: Związek Rodło ma w tym roku 100 lat. To stowarzyszenie zaangażowane w sprawy polskie w Niemczech. A dziś jedną z najważniejszych kwestii jest uznanie Polaków za mniejszość w Niemczech. Główny argument przeciw, podnoszony przez stronę niemiecką brzmi tak, że mniejszość to autochtoni, a Polacy tego warunku nie spełniają.
Anna Wawrzyszko: Kwestia definiowania mniejszości poprzez autochtonicznych mieszkańców stała się kryterium dla definiowania mniejszości. To jest w sprzeczności do tego, jak została zdefiniowana mniejszość niemiecka w Polsce, z uwagi na fakt, że samo pojęcie mniejszości ma tą samą genezę w przypadku mniejszości polskiej w Niemczech i niemieckiej w Polsce. Musimy odnieść się do dwóch kwestii dotyczących definiowania mniejszości i początków tej mniejszości i początków tej mniejszości. Argumentem przewodnim w Polsce jest artykuł 113 konstytucji weimarskiej, który mówił tylko o obcojęzycznych częściach narodu Rzeszy, do którego wszyscy się dziś odwołują, wyrywając z kontekstu prawnego całą tą definicję. Zgoda jest taka, że ten artykuł tak to definiował.
Niemcy wskazali na taką różnicę, że ta mniejszość niemiecka w Opolu jest tam od dawien dawna, natomiast Polacy wyemigrowali - nie są mniejszością.
To nie jest argument właściwy, dlatego, że Polacy od rozporządzenia o wysiedleniach jeszcze Bismarcka z 1885 roku wędrowali i dokładnie tak samo Niemcy przywędrowali zwłaszcza po wojnie prusko-austriackie na tereny Śląska. Wykluczyć należy przypadek Gdańska czy Prusów, gdzie tam rzeczywiście Niemcy od pokoleń zasiedlali te tereny. Wątpliwością jest to, czy ci autochtoni, którzy tamte zasiedlenia reprezentują, są tymi spadkobiercami - trzeba zapytać, czy oni by otrzymali obywatelstwo niemieckie. Muszę się odnieść jeszcze do artykułu 113, bo on jest wyrwany z kontekstu w przypadku mniejszości polskiej na terenie Niemiec, bo on stał w sprzeczności do konstytucji weimarskiej. Cała debata toczyła się jeszcze za republiki weimarskiej w prawie, tam powstało mnóstwo ustaw do tego artykułu.
Jakie byłyby korzyści dla Polaków w Niemczech, gdyby uzyskali status mniejszości. Wiele rodzin z Wielkopolski ma rodziny w Niemczech.
Muszę się odnieść jeszcze do jednej rzeczy - krytykowani jesteśmy za to, że nie byliśmy mniejszością w 20-leciu międzywojennym, ale prawo stanowione przez Traktat Wersalski, który wyraźnie mówi w jednym z artykułów o mniejszości polskiej, konwencja górnośląska artykułuje mniejszość polską, więc jest wiele aktów prawnych, których nie da się podważyć. Dziś z punktu widzenia prawnego, jeżeli zaczniemy podważać ten status mniejszości międzywojennej to nie będziemy mogli wywieźć tego prawa, które zostało nam odebrane dekretami poprzez II wojnę światową.
Myśli pani o dekretach Goeringa, które pozbawiały Polaków majątku.
Tak, to był dekret wywłaszczeniowy, ale jakie to ma istotne znaczenie, bo tylko były dwa dekrety wywłaszczeniowe, które zawierały kryterium etniczne, dotyczyło do Żydów i Polaków. To jest bardzo istotne z puntu widzenia prawa. Jeżeli w prawie międzynarodowym jesteśmy uznani jako mniejszość, o czym mówi Traktat Wersalski, na który do dziś powołuje się Francja, konwencja górnośląska i wiele innych ustaw niemieckich, które powstawały do konstytucji, dawało nam to prawo.
Jak pani prezes ocenia polski rząd w tej walce o to, żeby Polacy uzyskali status mniejszości? Czy wykorzystuje się wspomniane przez panią argumenty?
Odstąpiono od dążenia do tak zwanej ochrony mniejszości, ale spowodowane to było traktem o dobrym sąsiadztwie, który nadał nam prawa. W swoich zapisach artykułuje prawa mniejszości poprzez konwencje, które wymienia. Problem jest taki, że ten traktat w zakresie praw, które zostały nam nadane i obowiązków nałożonych na stronę niemiecką, nie funkcjonuje.
Czyli strona nie wywiązuje się z założeń traktatowych?
Tak. Nie objęła nas ochrona.
A co ma pani na myśli, mówiąc o ochronie? Jakie działania ze strony niemieckiej?
Ten traktat, który miał zabezpieczyć prawa mniejszości, która nie została w sposób kuriozalny zdefiniowana w traktacie jako mniejszość polska, ale jako grupa tożsama. To jest grupa posiadająca taka same prawa, jak mniejszość niemiecka. Mamy tutaj naruszoną zasadę wzajemności, wyodrębniono dwa różne podmioty, co dzisiaj Niemcy definiują, a nadano te same prawa. Niemcy twierdzą, że nie mogą realizować traktaty z uwagi na landy...
Co by się stało, gdybyście państwo mieli ten status? Co by się zmieniło?
Prawo do tego, aby móc realizować chociażby jeden z elementów świadczących o tej odrębności, to jest prawo do nauki języka polskiego. My nie mamy prawa do tego, aby gdzieś jakieś miasto czy gmina taką salkę użyczyło nam do realizacji tych praw, bo my nie jesteśmy organizacjami zarobkowymi. Państwo niemieckie poprzez to, że nie realizuje postanowień traktatowych...
Czyli ograniczenie do nauki języka polskiego.
Bez finansów i miejsc, które mogłyby służyć nauce - tego nie ma w Niemczech. Taką propozycję strona polska zaoferowała mniejszości niemieckiej, która dopiero ustawę o mniejszościach otrzymała w 2004 roku, czyli na podstawie traktatu była szeroka gama propozycji dla mniejszości niemieckiej w Polsce, która nie miała uprawnień ustawowych.
A jak pani ocenia obecne działania MSZ w tej materii?
Są prowadzone rozmowy, które nie tyle próbują zarysować sytuację, ale próbują pobudzić stronę niemiecką do pewnej refleksji. Nie jest prawdą, że strona niemiecka łoży na język związany z traktatem. Oni mają obowiązek płacenia za język pracowników przybyłych w ramach UE, których dzieci mają prawo do tego, w razie czego, gdyby rodzice chcieli wrócić. My mamy traktat. Traktat nie funkcjonuje...
A według pani wiedzy, w jakim momencie znajdują się te negocjacje?
Dochodzi do sytuacji, w których jesteśmy zdani na pieniądze, które przyjdą w ramach tego, co postanowił minister Czarnek, czyli obcięcia dotacji mniejszości niemieckiej, bo my nie mamy pieniędzy i nie ma szans na to, żeby powstał jakikolwiek fundusz w Niemczech.
I te środki mniejszości niemieckiej są kierowane do państwa?
Taka jest oficjalna wersja.
Jaka to będzie kwota?
Mówi się o 40 mln zł. Tutaj takich potrzeb nie ma, my nie jesteśmy na takim poziomie rozwoju, jeżeli język polski jest utrzymywany przez państwo polskie, to nie możemy mówić o jakiejś gamie rozwojowej, która jest. My mamy normalne dzienniki, język jest uznawany w Polsce, bo zdają dzieci certyfikaty, a nauczycielka dwa razy w tygodniu otrzymuje miesięcznie 120 euro.
Rozumiem, że te środki, które państwo by dostali, pozwoliłyby zbudować profesjonalne szkolnictwo języka polskiego w Niemczech, tak?
One są pod względem merytorycznym, tylko my się tułamy.
Ale przy takich środkach możecie pensję wypłacić, wynająć budynek.
Może opłacić czynsz na najbliższe pięć lat. To nie jest tak, że dzieci nie chcą się uczyć. W większości do szkół społecznych, które my organizujemy, przychodzą dzieci z trzeciego, czwartego, piątego pokolenia, których rodzice nieraz nie znają polskiego. I trzeba od podstaw uczyć polskiego. Mimo wszystko te dzieci sobie świetnie radzą i zdobywają certyfikaty, mają stypendia naukowe w Polsce i są związani z Polską.