NA ANTENIE: Radioranek
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Sprawa otrucia ks. Blachnickiego: podejrzani mogli mieć więcej zadań wywiadowczych, zleconych przez PRL

Publikacja: 23.03.2023 g.11:36  Aktualizacja: 23.03.2023 g.20:57 Roman Wawrzyniak
Świat
Małżeństwo Gontarczyków, podejrzewane o otrucie księdza Blachnickiego w niemieckim Carlsbergu, miało więcej zadań wywiadowczych, zleconych przez PRL - twierdzi były wiceprzewodniczący Komisji Likwidacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych, politolog Piotr Woyciechowski. Publicysta był gościem porannej rozmowy Radia Poznań.

"Mieli śledzić m.in. działaczy Solidarności i Solidarności Walczącej, których przedstawicielstwa po wprowadzeniu stanu wojennego powstały w Niemczech" - powiedział Piotr Woyciechowski w porannym programie Radia Poznań.

W 1982 roku wyjechali z kilkoma celami. Jednym z celów było dotarcie do księdza Blachnickiego, ale głównym to było RWE i środowiska Solidarności po stanie wojennym, były przedstawicielstwa związku w Niemczech, czy też Solidarności Walczącej. Inwigilowania opozycji. Po 2 latach aklimatyzacji, znaleźli się w pobliżu Carlsbergu (do końca nie zostało to wyjaśnione, jak). Poznali się wtedy z księdzem Franciszkiem Blachnickim i zdaje się, że ktoś pośredniczył w dotarciu do kapłana

 - mówił Piotr Woyciechowski.

Gontarczykowie zdobyli zaufanie księdza. Kapłan miał umrzeć po podaniu mu trucizny. Cień podejrzenia pada na małżeństwo Gontarczyków - agentów, którzy w glorii chwały wrócili (a właściwie uciekali przez zachodnioniemieckim kontrwywiadem) do PRL. Od władz otrzymali 120-metrowe mieszkanie, pieniądze i pracę.

Trwa śledztwo w sprawie śmierci księdza Blachnickiego. Niedawno ujawniono, że powodem zgonu była trucizna.

Roman Wawrzyniak: Prawie trzy lata temu napisał pan bardzo ważny, ciekawy tekst dla portalu Do Rzeczy, w którym z ogromną dokładnością wyjaśniał pan zasady inwigilowania, osaczania przez pracowników komunistycznego reżimu, twórcy ruchu Światło-Życie, księdza Franciszka Blachnickiego. Już wtedy pisał pan o wyjątkowo niebezpiecznych agentach PRL, małżeństwie Gontarczyków. Jak udało im się zdobyć zaufanie księdza Blachnickiego?

Piotr Woyciechowski: To nie jest tak, że ten cykl artykuł od 2020 roku ujawnił pierwszy raz prawdę o duecie szpiegowskim Gontarczyków. W 2005 roku opublikowali informacje o tym dr Andrzej Grajewski, zastępca redaktora naczelnego Tygodnika Gość Niedzielny oraz redaktor Jarosław Jakimczyk z Wprostu. Ten cykl, który ja rozpocząłem (w 2020 roku) miał na celu jedno: doprowadzenie do wznowienia śledztwa, które w sposób karkołomny, skandaliczny i sfuszerowany zostało umorzone w 2006 roku przez prokurator Ewę Koj, ówczesną naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu w Katowicach. W kwietniu miną trzy lata od podjęcia na nowo śledztwa, z tymi sensacyjnymi informacjami, których w zeszłym tygodniu byliśmy świadkami. To było bardzo przeszkolone małżeństwo agentów służby bezpieczeństwa. Początek ich współpracy z SB można ulokować w początku lat 70., kiedy Andrzej Gontarczyk współpracował z pionem kontrwywiadowczym MO w Łodzi. Był uczestnikiem skomplikowanych gier operacyjnych, których celem było pozyskanie do współpracy dyplomatów niemieckich, podejrzewanych o współpracę z zachodnioniemieckim wywiadem. Kiedy powstała koncepcja przerzucenia ich do Niemiec i wykorzystania więzów krwi, rodowodu niemieckiego Jolanty Gontarczyk.

Z domu Lange.

Jej ojciec był volksdeutschem, żołnierzem wehrmachtu, potem zdezerterował, został na ziemiach odzyskanych i podjął tajną współpracą z UB. Kiedy ta koncepcja powstała, żeby przerzucić ich do Niemiec Zachodnich i skorzystać z tych przepisów prawa, odwoływania się do niemieckości i uzyskiwania w ten sposób obywatelstwa RFN, to zwerbowano do współpracy Jolantę Gontarczyk i osobą, która to robiła m.in. oprócz oficerów łódzkiej SB, był jej mąż. Oni zostali bardzo drobiazgowo przeszkoleni, wyposażeni w całe instrumentarium, związane z poruszaniem się na obcym terenie i łączności z centralną. I w 1982 roku wyjechali z kilkoma celami. Jednym z celów było dotarcie do księdza Blachnickiego, ale głównym to było RWE i środowiska Solidarności po stanie wojennym, były przedstawicielstwa związku w Niemczech, czy też Solidarności Walczącej. Po 2 latach aklimatyzacji, znaleźli się w pobliżu Carlsbergu (do końca nie zostało to wyjaśnione, jak). Poznali się wtedy z księdzem Franciszkiem Blachnickim i zdaje się, że ktoś pośredniczył w dotarciu do kapłana.

Zdobyli jego ogromne zaufanie.

Tak. Ze względu na bardzo dobrą znajomość niemieckiego, predyspozycja prawdziwej agentki Jolanty Gontarczyk - obecnie Lange, i pieniędzy z budżetu państwa zachodnioniemieckiego, byli utrzymywani przez państwo niemieckie, wkradli się w łaski. Zdominowali najbliższe otoczenie księdza Blachnickiego, tak, że Jolanta Gontarczyk zaczęła być obsadzana w newralgicznych organizacjach czy też inicjatywach, które ksiądz Blachnicki powoływał. Między innymi została prezesem Stowarzyszenia Chrześcijańskiej Służby Narodu Wyzwolenia, czyli pewnej idei mającej nie tylko wyswobodzenie narodu polskiego spod okupacji sowieckiej, ale wszystkich narodów z Układu Warszawskiego i związku sowieckiego wówczas istniejącego.

Przez wychowywanie młodzieży - między innymi.

I oddziaływanie bezpośrednio na Czechów, Słowaków, Litwinów. Przez Carlsberg pół okupowanej Europy przewinęło się.

Na kilka dni przed śmiercią, jak wtedy podano na zator płucny, ksiądz Blachnicki miał dowiedzieć się o roli Gontarczyków, że są szpiegami. Nie mógł w to uwierzyć. Ponoć doszło między nimi do  rozmowy i nagle ksiądz Blachnicki umiera, Gontarczykowie zostają rok w Niemczech, ale później są przez inne kraje do Polski ewakuowani. Jaką rolę w związku z ich powrotem odegrał rzecznik komunistycznego rządu Jerzy Urban?

Władza komunistyczna i ten organ propagandowy, którego twarzą był Jerzy Urban, Goebbels stanu wojennego, wykorzystano ich powrót, przerzucenie tak naprawdę, ewakuację. Bo oni uciekli na kilka godzin przed wejściem policji kryminalnej i kontrwywiadu zachodnioniemieckiego do ich mieszkania w Carlsbergu. Byli ewakuowani przez Jugosławię, Węgry do Warszawy w sposób propagandowy. Oprócz tych słynnych wtorkowych konferencji prasowych, na których Jerzy Urban oznajmił o powrocie Gontarczyków, w fałszywym świetle. Miał to być powrót Polaków, którzy nie godzili się, by państwo PRL było szkalowane, a w ogóle tym Polakom się źle powodzi i oni się nie zgadzają na ten stan i wracają. Wykorzystano całą machinę propagandową, łącznie z Tygodnikiem Polityka, piórem Wojciecha Markiewicza - hańbiący dla tego tytułu - dotyczący Gontarczyków, szkalujący  księdza Blachnickiego. Wojciech Markiewicz nadal figuruje w stopce redakcyjnej Tygodnika Polityka. Widzimy, z jakim upadłym tytułem mamy do czynienia, który zachowuje ciągłość najbardziej mętnych czasów.

Ci, którzy walczyli z wolnością słowa, dziś z niej korzystają.

I nadużywają.

Jakie życie po powrocie wiedli państwo Gontarczykowi? Pani Gontarczyk wróciła do nazwiska ojca Lange. Jej fundacja pobiera pieniądze z warszawskiego ratusza w milionach zł.

Pani Lange zmieniła nazwisko w 2008 roku po zamknięciu śledztwa katowickiego pionu śledczego IPN oraz publikacjach prasowych jej dotyczących, zapewne po to, żeby zatrzeć ślady po sobie i utrudnić zlokalizowanie jej osoby. Natomiast po powrocie w 1988 roku ta para agentów została przyjęta jak najwyższej hierarchii współpracownicy PRL. Zwrócono im w wysokości 10 tys. marek majątek pozostawiony w Carlsbergu, oddano im do użytkowania (później uwłaszczone) chyba 120-metrowy lokal konspiracyjny na ulicy Poznańskiej, w starej kamienicy, która się ostała, tam zamieszkali w bardzo komfortowych warunkach. Dostali też 1000 dolarów na remont. Obecnie prawdopodobnie mieszka w podwarszawskich Markach na osiedlu domków jednorodzinnych, przy ulicy Kościuszki. Otrzymała pracę jako doktor socjologii nauk społecznych przy KCPZPR, w latach 90. prowadziła karierę polityczną w SLD. Zagospodarowała tą przestrzeń działalności, którą w tajemnicy prowadziła przeciwko księdzu Blachnickiemu i Kościołowi. Feministyczne ruchy w ramach SLD, proaborcyjne obszary, tęczowe projekty, które w swej istocie godzą w człowieka i rodzinę.

Teraz stają w jej obronie. Czy wierzy pan, że uda się ustalić sprawców i wskazać mocodawców.

Jestem bardzo ostrożnym optymistą, zeszłotygodniowa konferencja prasowa, na której ogłoszono, że ksiądz Blachnicki został zamordowany, nie podając, że toksyn, za pomocą której doszło do śmierci. To jest dobry krok, ale 21 kwietnia miną 3 lata od nowego śledztwa ws. śmierci ks. Blachnickiego. Mamy na widelcu podejrzewanych - małżeństwo Gontarczyków, mamy na widelcu pułkownika Aleksandra Makowskiego...

Dziś gwiazdę TVN.

Który był odpowiedzialny za całą operację wywiadowczą i wydaje się, że to człowiek, który powinien mieć pełną wiedzę na temat okoliczności śmierci księdza Blachnickiego. Ale nad nimi są dyrektorzy departamentu I i generał Kiszczak, który musiał wiedzieć, co się w Carlsbergu dzieje.

https://radiopoznan.fm/n/q7cBtq
KOMENTARZE 0