Dziś polecić chciałabym Państwu kryminał, który spodobać może się nie tylko fanom zbrodni i krwawych zagadek. W tej książe bowiem obyczajowe tło wydarzeń jest równie wciągające, jak tajemnica, którą próbujemy rozwikłać.
Koniec lat pięćdziesiątych, letnie popołudnie, upał, który zdaje się lepić do ciała po kilku minutach spędzonych poza klimatyzowanym pomieszczeniem. Jaskrawe słońce oświetla pastelowe elewacje, białe płoty i soczyście zielone, wypielęgnowane trawniki Sunnylakes, luksusowych przedmieść, gdzie szczęśliwe rodziny spełniają swój american dream. Joyce Haney, szanowana pani domu, przykładna żona i matka dwóch uroczych córek znika bez śladu, pozostawiając po sobie jedynie kuchnię, zwykle lśniącą czystością, a teraz zalaną krwią.
Historia tajemniczego zaginięcia, którą staramy się kartka po kartce rozwikłać jest jednak jedynie jedną z fabularnych warstw książki. Równie intrygujące okazują się realia, w których to kryminalne zajście ma miejsce. Autorka w nienachalny, subtelny, ale bardzo sugestywny, drobiazgowy i celowy sposób oddaje rzeczywistość dyskryminowanych kobiet, żyjących w Stanach Zjednoczonych w tym okresie. I to kobiet w różnym wieku i różnej rasy.
Na pierwszym planie obserwujemy białe gospodynie domowe z klasy średniej, matki i żony, których wyzwaniem codzienności ma być wypastowana podłoga w salonie i plan posiłków na cały tydzień. Jest też niezwykle dla mnie poruszająca postać córki zaginionej kobiety, kilkulatki, którą obserwujemy już od pierwszych kart książki. Choć jako czytelnicy od razu dostrzegamy, że to właśnie ona może mieć kluczowe informacje na temat zniknięcia matki, a przy tym zmaga się z ogromnym ciężarem strachu i traumy, bo zobaczyć musiała coś strasznego, z frustracją obserwujemy, jak pozbawiana jest głosu i nie ma szansy na wysłuchanie. Kolejną, niezwykle ważną portretowaną kobietą jest Ruby, czarnoskóra dziewczyna, jedna z prawdziwych bohaterek tej narracji, która nie pozwala oderwać od siebie wzroku. Przyciąga dużo silniej, niż postać śledczego, zwykle przecież w kryminałach odgrywająca główną rolę. W tym przypadku, choć stróż prawa jest w gruncie rzeczy poczciwy, to jednak my jako czytelnicy z naszą wiedzą jesteśmy o krok przed nim. Nie imponuje nam więc niczym tak, jak zwykli to robić detektywi-herosi lub geniusze w tego typu literaturze.
Puentą tego kobiecego, różnorodnego portretu jest pochwała siostrzeństwa i solidarności, choć zdradzać więcej nie będę, by nie odbierać przyjemności czytania. Choć rzadko zdarza mi się to mówić, jest to kryminał, dla którego chce się zarywać noce lub choćby poświęcić mu bardzo długie popołudnie.
„Bardzo długie popłudnie” Ingi Vesper ukazało się nakładem wydawnictwa Słowne.