Kapłan dodał, że okazało się, że nie jest on tak piękny i doskonały, jak nam się wydawało. Podkreślił, że księża na różne sposoby próbowali umożliwić ludziom dostęp do Eucharystii, mimo obostrzeń. - Laicyzacja była równią pochyłą, ale pandemia przyspieszyła ten proces - powiedział ks. Wachowiak.
Z roku na rok widzieliśmy, że coraz więcej osób, szczególnie młodych, dystansuje się nie tyle od Kościoła, co od wiary w Pana Boga. Przez te ostatnie dwa lata ma się wrażenie, że tę równię pochyłą jeszcze bardziej podniesiono do góry. Okazało się po tych dwóch latach, że katolicyzm w Polsce wcale nie jest taki doskonały i piękny, jak nam się wydawało.
Ksiądz Daniel Wachowiak podkreślił, że rozumie osoby, które odchodzą od Kościoła przez upadłych księży, ale zachęca, aby powrócić do niego w czasie świąt Wielkiej Nocy ze względu na Chrystusa.
Roman Wawrzyniak: Poprosiłem księdza o rozmowę, bo z małej Piłki na rubieżach Archidiecezji Poznańskiej, gdzie ksiądz pracuje, a jak mówią niektórzy, został zesłany, widać lepiej i więcej. W związku z tym, że dziś Wielki Czwartek, święto kapłanów, to proszę przyjąć najlepsze życzenia, niech Zmartwychwstały Chrystus obdarza księdza potrzebnymi łaskami, a także dobrym zdrowiem. Życzę też, aby został ksiądz kiedyś biskupem. A czego życzyłby ksiądz swoim współbraciom w kapłaństwie?
ks. Daniel Wachowiak: Bardzo dziękuję za życzliwość i miłe słowa, a co do tej ostatniej frazy, to niech się wypełnia wola Boga, z którą zawsze się zgadzać trzeba (śmiech)
Właśnie dlatego księdzu tego życzę. Niech się wypełnia.
Wszystko na chwałę Bożą, również te żarty, mimo że prima aprilis już za nami. Jeżeli chodzi o to wstępne pytanie, to życzyłbym tego, aby w swoim duszpasterzowaniu odkrywali Chrystusa, który jest pierwszym kapłanem i przede wszystkim pracowali dla niego, nie przejmując się, czy widać efekty ich działań duszpasterskich, czy wręcz przeciwnie. Albo nawet dopowiem, że jeżeli będą odczuwać to, co teraz celebrujemy w czasie Triduum Paschalnego, czyli krzyż chrystusowy w swoim powołaniu duszpasterskim, żeby się nie poddawali, mając świadomość, że ostatecznie Chrystus zwyciężył świat i my nie musimy oglądać żadnych efektów naszych działań ewangelizacyjnych tutaj, na Ziemi.
Te plony często zbierają następcy. Zostańmy jeszcze na chwilę przy kapłanach, bo z jednej strony mówi się, że jesteście, kapłani, tacy, jak społeczeństwo, z którego się wywodzicie, a z drugiej strony, czy nie jest tak, jak obrazuje to widok nieba, po którym porusza się w tym samym czasie tysiące samolotów, ale jak jeden upadnie, to wszyscy mówią o tym jednym, a nie o tych wszystkich pozostałych, które wciąż wysoko się unoszą?
To prawda. Natomiast w Triduum Paschalnym, w którym również skupiamy uwagę na Judaszu, bo przecież to jest arcybiskup, kardynał, który zdradził. Będziemy też patrzeć na Piotra, papieża, który się trzykrotnie wyparł, to możemy zaktualizować to Słowo Boże i sobie wyobrazić, że na przykład dzisiaj w oknie papieskim następca Piotra trzy razy mówi, że nie wierzy w Pana Jezusa. NA pewno by to nami wstrząsnęło i nas zgorszyło. Albo gdybyśmy usłyszeli, że jakiś kardynał rzeczywiście sprzedał swoją wiarę za trzydzieści dzisiejszych srebrników, albo dowiedzielibyśmy się chwilę później z wszystkich serwisów informacyjnych, że popełnił samobójstwo, to na pewno by to ruszyło naszą wiarą. Ostatecznie jest tak, że kto przychodzi do Kościoła z powodu Chrystusa, to nie odejdzie z niego z powodu Judasza. Chyba że ktoś jest w Kościele, ale w jego centrum patrzenia jest Judasz. Jeżeli w moim centrum religijności jest upadły apostoł, to gdy on zdradza, ja również odchodzę od Kościoła. Kto przychodzi z powodu Chrystusa, ten nigdy nie odejdzie z powodu Judasza.
Papież w czasie mszy krzyżma mówił dzisiaj do kapłanów tak: „Kapłan światowiec jest niczym innym, jak sklerykalizowanym poganinem”.
Od wielu lat święci ludzie Kościoła robili wszystko, żeby i wierni i księża nie byli ochrzczonymi poganami. To nam niestety ciągle grozi, również w Kościele Katolickim w Polsce. Bardzo często między księżmi mówimy, że nasze duszpasterzowanie, szczególnie w ośrodkach wiejskich, polega na tym, żeby tę religijność, która wciąż jest tutaj potężna, zamieniać w osobistą więź z Panem Jezusem. Nie jest to łatwe. O taki stan również musi dbać każdy ksiądz, bo jeżeli kapłan nie będzie dbał najpierw o osobistą relację z Panem Bogiem, to jego duszpasterzowanie zamieni się w klerykalne zarządzanie jednostką parafialną. Taki ksiądz zamiast prowadzić...
Taki menadżer trochę, tak?
Dokładnie. Wtedy ten klerykalizm to jest taka chodząca instytucja kościelna, a przecież Panu Jezusowi nie o to chodziło.
To wszystkim świętym księżom i tym walczącym o świętość życzę wszystkiego najlepszego, nie Pan Bóg błogosławi. Co dzisiaj się dzisiaj w Kościele Katolickim? Czy po dwóch latach pandemii, też licznych ograniczeń, po czasie grillowania księży i wiernych, czy trzeba wiernych w kościołach szukać?
Święta może nie do końca są takim miarodajnym czynnikiem, czy tych wiernych jest więcej...
No tak, bo na święconkę przychodzą wszyscy.
Jest to i pozytywne i nie do końca. Jakiś czas temu przyszedł do mnie pewien pan, który chciał zostać ojcem chrzestnym. Będąc proboszczem w małej miejscowości, która ma pod sobą też kilka innych, mniejszych miejscowości, to się wszystkich zna. Pytam się go, czy my się znamy i kiedyś widzieliśmy, a on mi odpowiedział, że tak, na święconce. Jednak nie jest to sakrament. Święconka nie jest niczym złym, ale jeżeli jest jedynym nabożeństwem paraliturgicznym w ciągu roku, to jednak człowiek musi się zastanowić nad swoją wiarą w Pana Jezusa, czy ona jest, czy ona wygasa, czy jest już martwa. Pytanie, co z Kościołem po tych dwóch latach? Miejmy świadomość, że to jest pierwsze w miarę normalne Triduum Paschalne od właściwie trzech lat. Rok temu były ograniczenia, księża różnie kombinowali, również ja w sercu Puszczy Noteckiej, żeby nikomu nie powiedzieć „nie” i żeby każdy znalazł miejsce. Dwa lata temu to były początki tego stanu, który nazywamy stanem pandemicznym, to już w ogóle parę osób było w kościołach. Wtedy też księża różnie kombinowali, żeby umożliwić wiernym przyjmowanie Najświętszego Sakramentu, natomiast to są pierwsze święta od trzech lat w miarę normalne. Zobaczymy jak będzie. Każdy mądry obserwator widzi i tak to zapowiadano już dwa lata temu, że pandemia niczego nie zmieni, a jedynie odsłoni, jaki jest stan katolicyzmu w Polsce. Rzeczywiście można powiedzieć, że te ostatnie dwa lata, to była taka równia pochyła... Może jeszcze inaczej. Laicyzacja, która jest potężną siłą, zmieniającą szczególnie młode pokolenie w tej sferze relacji z Panem Bogiem, była już równią pochyłą, ale mogę powiedzieć, że lekko nachyloną. Z roku na rok widzieliśmy, że coraz więcej osób, szczególnie młodych, dystansuje się nie tyle od Kościoła, co od wiary w Pana Boga. Przez te ostatnie dwa lata ma się wrażenie, że tę równię pochyłą jeszcze bardziej podniesiono do góry, stąd ten kąt nachylenia stał się większy i ten czas zwiódł więcej ludzi. Okazało się po tych dwóch latach, że katolicyzm w Polsce wcale nie jest taki doskonały i piękny, jak nam się wydawało.
To może skorzystajmy, że słuchają nas słuchacze z całej Wielkopolski i może ci, którzy mieli wątpliwości, dlaczego warto skorzystać z zaproszenia Kościoła Katolickiego i włączyć się w te święta, spróbujemy ich do tego przekonać. Dzisiaj koniec Wielkiego Postu i początek Triduum Paschalnego. Wielki Czwartek to początek ustanowienia Eucharystii. Co ona wnosi i może dać każdemu człowiekowi, który chciałby się z tym jakoś zmierzyć, podjąć wyzwanie i zachwycić?
Pamiętam rozmowy z moimi dawno już zmarłymi babciami, czy dziadkami. Oni w swoim pokoleniu wielokrotnie powtarzali takie powiedzenie: „Nie idę do kościoła dla księdza”. Pamiętam moją babcię, która zmarła w 1995 roku, kiedy byłem młodym człowiekiem, ale nie ukrywam, że to było dla mnie ważne, kiedy ona mówiła „gdybym miała patrzeć na księży, to już dawno bym z Kościoła odeszła, ale ja kocham Pana Jezusa”. Jeżeli na słuchają tacy, którzy się zdystansowali od Kościoła, to powiem, że naprawdę was rozumiem. Pierwszym, który ma prawo odejść od Kościoła, to jest sam Pan Jezus. Chodzi o to, że rzeczywiście czasami trudno wierzyć w Pana Boga w Kościele, kiedy zasłania mi Chrystusa upadły ksiądz. Nie ukrywam, że kiedyś w swojej osobistej relacji z Chrystusem, to było sto lat temu, taki zakład uczyniłem z Mistrzem Jezusem Chrystusem, powiedziałem mu: „Panie Jezu, umawiamy się tak, że jeżeli Ty pewnego dnia się tak zdenerwujesz na ludzi Kościoła, że odejdziesz z tego Kościoła, to ja idę za Tobą.” To znaczy, że jak walnie drzwiczkami od tabernakulum i sobie pójdzie, to oczywiście ja zawsze pójdę za Nim. „Dopóki przychodzisz na ołtarz, do chleba i wina, jesteś przemieniony w czasie konsekracji, dajesz nam swoje Ciało i Krew i przychodzisz nawet na wyciągnięcie dłoni nawet najgorszego księdza, to ja jestem z Tobą, przy Tobie i dla Ciebie w Kościele, bo Ty jesteś wierny Kościołowi” - powiedziałem mu wtedy.
Jutro Wielki Piątek, czy w ten dzień będziemy pod Krzyżem Chrystusa stali z innymi troskami w tym roku?
Człowiek, który jest na drodze do zbawienia, stając przed Panem Bogiem codziennie przychodzi z czymś, co się dzieje w jego sercu i umyśle. Wiemy dobrze o tym, że od kilku tygodni, dramatycznymi myślami, które nas przekłuwają i przeszywają, są działania wojenne na Ukrainie.
Ale nie tylko, bo mógłbym zapytać też o ten pomysł Watykanu, by krzyż podczas drogi krzyżowej niosły razem kobiety z Ukrainy i z Rosji. Szczerze mówiąc, to trudno mi sobie wyobrazić, żeby 1.09 lub 17.09 w 1939 roku coś takiego zaproponować.
Zgadzam się, ale musielibyśmy rozpocząć zupełnie inny temat, ale w skrócie powiem, że od wieków, patrząc na naukę Pana Jezusa, którą pielęgnujemy w Kościele, przypominamy, że czym innym jest przebaczenie, a czym innym jest pojednanie. Św. Jan Paweł II mówił, że pojednanie musi być tak głębokie, jak zranienie. Dla mnie jest niemożliwe, żeby było pojednanie między Ukraińcami, a Rosjanami, choćby przez symbol niesienia wspólnie krzyża, ponieważ do pojednania potrzebny jest wysiłek i stanięcie wobec krzywd, które zadało się drugiemu człowiekowi. Tak mówi nauka Chrystusa i Kościoła, którą ja powtarzam. Dlatego zerkając na to, co się dzieje w Stolicy Apostolskiej mogę mieć wątpliwości, że nie jest to zbyt dobry pomysł.
Idąc dalej, najważniejsza będzie liturgia Wielkiej Nocy, sprawowana już w sobotę wieczorem.
Możemy powiedzieć, że kalendarzowo to jest sobota, ale liturgicznie rozpoczniemy Wielką Noc. To się zdarza raz w roku, że nawet dzień, już po wschodzie słońca, nazywamy nocą, bo to jest Wielka Noc. Dla nas ta ciemność zostaje pokonana przez Chrystusa. Tak jak mówił Lewis... bardzo lubię powracać w te dni do autora „Opowieści z Narnii”, bo właśnie w tej książce, gdy Aslan powstał z martwych, a kto czytał lub oglądał ten pamięta, że Aslan jest znakiem Chrystusa... W pewnym momencie Lewis mówi, że śmierć musiała cofnąć swoje wyroki. Jak człowiek się zastanowi nad tym zdaniem, to zapragnie tego również dla siebie. Pewnego dnia wszyscy umrzemy i zaniosą nas w trumnach i urnach na nasze miejsce na cmentarzu. Jako chrześcijanie wierzymy, że jesteśmy w stanie powiedzieć naszym trumnom, urno, pomnikom itd., ale wierzymy, że jesteśmy w stanie powiedzieć temu miejscu, gdzie nas pochowają - „żegnaj, ja idę do mojego Pana i Zbawiciela”.
Czego powinniśmy sobie życzyć przy wielkanocnym śniadaniu?
Smacznego! - to po pierwsze, bo śniadanie musi być smaczne. To śniadanie ma też wielką symbolikę. Chociażby jajko, które ma symbolikę nie tylko w chrześcijaństwie, ale symbolizuje nowe życie. Pewnego dnia my też będziemy w skorupie, czyli grobowcu i chodzi o to, żeby to pękło, jak grobowiec Chrystusa, w którym On zmartwychwstał. Życzmy sobie zmartwychwstania, a reszta będzie po prostu szła w odpowiednim kierunku, nawet, jeżeli będziemy musieli przejść przez wiele osobistych Golgot.
Zakończę słowami przewodniczącego Episkopatu Polski ks. abp Gądeckiego, który napisał dzisiaj tak: „1056 lat temu Polska stała się państwem chrześcijańskim. Życzę każdemu, żebyśmy coraz bardziej szanowali nasze chrześcijańskie dziedzictwo i byli z niego dumni”.