Administracja Stanów Zjednoczonych w związku z wydarzeniami, jakie miały przez ostatnie tygodnie miejsce w Wenezueli, rozważa wprowadzenie sankcji przeciw rządowi Maduro.
Spotkało się to z dość niespodziewaną odpowiedzią prezydenta południowoamerykańskiego kraju, który wyraził gotowość podjęcia rozmów z Waszyngtonem. Maduro ogłosił nawet, iż jego pragnieniem jest, by Wenezuela miała tak samo bliskie relacje z USA, jak Rosja. Pośród zapewnień o tym, że będzie bronić suwerenności swego państwa, zaproponował osobiste spotkanie z Trumpem.
Teoretycznie w tym momencie Maduro może uznawać się za zwycięzcę ostatniego kryzysu. Udało mu się zainstalować nowe zgromadzenie konstytucyjne, całkowicie zdominowane przez jego zwolenników, a także usunął ze stanowiska prokuratora generalnego Luizę Ortegę Diaz. Zgromadzenie na jego wniosek powołało „komisję prawdy”, która ma badać (udowadniać) działania opozycji wymierzone w państwo. Protesty nie osiągnęły politycznego skutku, choć zwycięstwa Maduro zdewastowały kraj ekonomicznie i politycznie. Prezydent może starać się poszukiwać nowego rozwiązania, lecz będzie starał się unikać rozmów z opozycją, jak długo to możliwe.
Paradoksalnie przeszkodzić mu mogą jego dotychczasowi sojusznicy. Rewolucja w Wenezueli to przecież z perspektywy lewicy bastion walki o postkapitalistyczny świat. Kryzys wenezuelski oddziałuje również na inne kraje Ameryki Łacińskiej. Idee boliwariańskiej rewolucji są w jakimś stopniu wspólne wielu nurtom lewicowym, szczególnie tym o mniej liberalnym obliczu. Lewicowi myśliciele, jak Żiżek, źródeł problemu upatrują głównie w fakcie, że wenezuelska rewolucja była zbyt liberalna i zbyt mało radykalna. Rewolucja nie tylko ma zmieniać porządek, tworząc własne instytucje, ale również zmieniać „cały horyzont możliwości”. Tworzyć nową rzeczywistość.
W założeniach socjalistycznej lewicy istnieje konieczność obalenia kapitalizmu, jako systemu sprzeczności ekonomicznych i stojących za nim sił politycznych. W rozważaniach, także współczesnych, teoretyków socjalistycznych rewolucji jednostki, grupy społeczne i narody są tylko ideami wewnątrz tej koncepcji.
Poparcie dla rządu wenezuelskiego wyraziły rządy Ekwadoru, Boliwii oraz Kuby, a także część brazylijskiej Partii Robotniczej, która w obliczu swoich ostatnich politycznych klęsk coraz bardziej się radykalizuje. Oprócz nich wsparcie zadeklarowało FARC (ugrupowanie terrorystyczne działające w Kolumbii) oraz Lewicowy Front w Argentynie, natomiast meksykańska lewicowa Partia Rewolucyjno-Instytucjonalna, która wywodzi się z podobnego ruchu jak chawizm, od lat potępia Maduro.
Pamiętając, że to sama lewica w Ameryce Łacińskiej uznała się swego czasu za rzecznika praw człowieka w opozycji do konserwatywnego, starego porządku, fakt łamania przez lewicowy reżim wszystkich tych praw nie może nie wywołać w tym środowisku istotnej dyskusji.
Wsparcie państw, których gospodarka miewa się lepiej niż Wenezueli, a także radykalnych ruchów w Ameryce Łacińskiej oraz europejskich intelektualistów to jednak stanowczo za mało. Póki co Maduro złapał trochę oddechu. Następnym krokiem będą starania dojścia do porozumienia - na początek z USA, a potem z opozycją, lecz wyłącznie na swoich warunkach.
Łazarz Grajczyński