NA ANTENIE: PIERWSZY SNIEG (ZIMOWA TESKNOTA) 201/ZUKI ROCK AND ROLL BAND 2019
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Były żołnierz GROM o planach obronnych z czasów PO-PSL: gdyby konflikt miał miejsce, wylądowalibyśmy po lewej stronie Wisły

Publikacja: 19.09.2023 g.18:41  Aktualizacja: 20.09.2023 g.10:33
Poznań
Za rządów Donalda Tuska żołnierze zdawali sobie sprawę, że będą walczyć po lewej stronie Wisły. Mówił o tym w Wielkopolskim Popołudniu Radia Poznań były żołnierz jednostki specjalnej GROM, uczestnik misji pokojowych NATO, starszy chorąży sztabowy rezerwy Andrzej K. Kisiel.

Ekspert od spraw wojskowości odpowiedział w ten sposób na pytanie dotyczące obowiązującej za PO doktryny. Według niej Polska, w razie rosyjskiej agresji, miała bronić się za linią Wisły. 

Dziś polskie wojsko na wschodzie odbudowuje się, ale to nie może dziać się błyskawicznie - zaznacza gość Radia Poznań. 

Ja tam często bywam. Poprawa jest wyraźna. Ale potrzeba czasu, żeby powróciło to, co zostało przywrócone. Potencjał, moc armii to nie kwestia roku. To, że są media, często powstrzymuje naszych niektórych polityków czy planistów - mam nadzieję, że takich planów więcej nie będzie

- mówi Andrzej K. Kisiel.

"Była również doktryna, która mówiła, że likwidujemy GROM, tylko dzięki mediom jednostka pozostała. Nie powiem, że jestem zwolennikiem upubliczniania, ale jeśli trzeba powstrzymać niedobre działania dla Polski, to trzeba to robić" - dodaje Andrzej K. Kisiel.

Cała rozmowa poniżej:

Roman Wawrzyniak: Minister Mariusz Błaszczak pokazał chyba wstrząsający dokument, z którego wynika, że plany obrony za rządów PO miały przebiegać na linii Wisły. Czy miastom na wschód od Wisły groziło stanie się drugą Buczą?

Andrzej K. Kisiel: My żołnierze zdawaliśmy sobie sprawę, że w ówczesnym czasie, gdyby konflikt miał miejsce, wylądowalibyśmy po lewej stronie Wisły.

Dokument z 2011 roku.

Jako żołnierze dużo dyskutowaliśmy o tym. Nie muszę mówić, co mówiły nasze serca, byliśmy źli. Co by było z tymi miastami. Analizując wojnę na Ukrainie, widzimy, jak bardzo ciężko Ukraińcom jest odbić to, co stracili. To trwa.

Czy groziłaby nam Bucza?

Jeżeli by weszli to tak. Wojna na Ukrainie pokazała, jak postępuje armia rosyjska. To, że złą sławę miała z czasów II wojny i wcześniej — ona pozostała. Patrząc na mapę — jest to dzisiaj warte tego, aby była refleksja w społeczeństwie.

Dopiero w 2015 roku dowiedzieliśmy się, ile jednostek za PO było likwidowanych za linią Wisły. Co to oznaczało dla terenów za Wisłą, patrząc od naszej strony?

To jest bardzo szeroki temat. Patrząc na likwidację jednostek. Ta doktryna nie wzięła się znikąd. Musimy się cofnąć do decyzji. Jeżeli likwidujemy jednostki to osłabiamy własny potencjał.

Rosjanie wiedzieli?

Bardzo dobrze wiedzieli i było im to na rękę. Widząc zwijanie naszych sił zbrojnych wiedzieli, że jeżeli zaczną na Ukrainie, to pójście dalej aż się prosi.

Prawdą jest, że to było dokument z 2011 roku, trochę lat minęło. Czy dzisiaj mieszkańcy wschodnich terenów polskich mogą czuć zagrożenie brakiem wojsk na tym terenie? Czy nastąpiła poprawa?

Ja tam często bywam. Poprawa jest wyraźna. Ale potrzeba czasu. Potencjał, moc armii to nie kwestia roku. To, że są media, często powstrzymuje naszych niektórych polityków od tego, żeby przedstawiać w przyszłości takie plany. Była również doktryna, która mówiła, że likwidujemy GROM, tylko dzięki mediom jednostka pozostała. Nie powiem, że jestem zwolennikiem upubliczniania, ale jeśli trzeba powstrzymać niedobre działania dla Polski, to trzeba.

Dużo mówi się nie tylko o zagrożeniu ze strony Rosji, ale też ze strony wędrówki ludów, młodych obywateli biednych krajów, którzy chcą poprawić stan materialny i próbują zdobyć Europę od południa i od strony Białorusi - czy to jest sterowane przez Rosję, czy może być częścią większego planu?

Mogę przypuszczać, że to część większego planu. Nie wiem, co myślą osoby, które mówią, że tę granicę trzeba otworzyć, pozwolić na przyjazd emigrantów. To nie są uchodźcy, to są typowi migranci zarobkowi, wszyscy to wiedzą. Sprawę (m.in. problem Lampedusy) można załatwić, tylko trzeba chcieć. Jeżeli pewne kraje europejskie widzą inny interes, to ten problem może się pogłębiać.

Na Lampedusie była Ursula von der Leyen i ona mówiła o przetransportowaniu migrantów zarobkowych w głąb kontynentów. To by oznaczało zielone światło dla przemytników, ale jest jeszcze ciekawsza kwestia. Jest wypowiedź niemieckiego posła z CDU, który mówił, że ma nadzieję, że jego polityczni przyjaciele będą prowadzić inną politykę, to w odniesieniu do Polski. Zapewnił, że po zwycięstwie PO, Polska przyjęłaby narzucony przez Unię pakt migracyjny. Może jest tak, jak chcą zwolennicy PO, powinniśmy się na to zgodzić.

Tam, gdzie byłem, gdzie były wojny, jest niemożliwe, żeby te osoby mogły się zasymilować w naszych warunkach - przykłady to Francja i Szwecja.

Francuzi już nawet zamknęli granice.

To, że ktoś mówi, że to się da załatwić, to nieprawda, to gra na destabilizację Polski. Musimy cofnąć się do historii, bo zawsze był taki problem. Jeżeli będziemy zgadzać się w pełni na to, co mówi zachód. Nie mówię, że nie należy współpracować. Zobaczmy w jakim stanie są armie niemiecka, czy francuska.

A w jakim są?

Jeśli chodzi o odstraszanie, bo poza Niemcami, to kraje posiadające broń atomową, te kraje te interesy zabezpieczą. Oby nie powtórzył się wrzesień 39, kiedy zostaniemy sami. Musimy mieć silną armię. W doktrynie było napisane, że będziemy czekać. Pytanie - na co? Gdybyśmy czekali, to byśmy tej pomocy nie otrzymali. Jeżeli ktoś pisze plany i doktryny to musi wziąć pod uwagę kontekst historyczny. Patrząc na historię polecam branie tego pod uwagę. Jesteśmy w tak niedogodnym położeniu geopolitycznym, że musimy liczyć na siebie. Nie ma wyjścia. To, że ktoś chce nam narzucić na siłę relokację uchodźców. Jestem za pomaganiem, ale nie w zły sposób, bo robimy sami sobie szkodę.

https://radiopoznan.fm/n/YlhowJ
KOMENTARZE 0