NA ANTENIE: Świąteczny program Radia Poznań
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

R. Woś: monopol mediów liberalnych w Polsce wyraźnie osłabł [ROZMOWA]

Publikacja: 24.08.2023 g.20:09  Aktualizacja: 24.08.2023 g.20:16 Łukasz Kaźmierczak
Kraj
Publicysta Rafał Woś z Salonu24 mówił o tym w Wielkopolskim Popołudniu Radia Poznań. W ten sposób odniósł się do głośnej ostatnio sprawy symetrystów i odwołania debaty w ramach Campusu Polska Rafała Trzaskowskiego. Organizatorom nie spodobały się poglądy jednego z uczestników.
mikrofon radio poznań - Kacper Witt - Radio Poznań
Fot. Kacper Witt (Radio Poznań)

Jak mówi Rafał Woś w Polsce jest miejsce na różne poglądy, bo świat mediów w Polsce zmienił się wyraźnie.

Nie jest tak, że to, co powiedzą w tych najważniejszych mediach liberalnych, w TVN czy Gazecie Wyborczej, to jest święta prawda. Wewnątrz tych mediów zwłaszcza starsi koledzy, którzy kręcili tymi mediami od początku III RP, niezbyt dobrze znoszą tę sytuację, robią się nerwowi i reagują na każdą próbę wybicia się przez trochę młodszych redaktorów

 - mówił gość Radia Poznań.

Zdaniem Rafała Wosia liberalne media często przeistaczają się w karykaturę tego, o co walczą. Chodzi o niedopuszczanie inaczej myślących. Publicysta przypomina, że problemy z pluralizmem debaty były od początku III RP. Zmieniać to - jak dodaje - zaczęły nowe media i wydarzenia polityczne, np. fakt oddania władzy przez obóz liberalny.

 

Poniżej pełny zapis rozmowy:

 

Łukasz Kaźmierczak: Jest pan jednym z pierwszych dziennikarzy, który został uznany za symetrystę.

Rafał Woś: Tak było, stare dzieje, minęło 5 lat, od kiedy w czasie pierwszego rozprawiania się z symetrystami odszedłem z jednego z liberalnych tygodników i bywałem tak określany. Potem to określenie zaczęło żyć własnym życiem, więc trochę mniej się z nim identyfikuję. Drugi etap tej historii przeżywamy.

Nie ma pan wrażenia, że to jest jakieś przesilenie, dlatego, że po tej aferze na Campusie Polska Rafała Trzaskowskiego, w tym odwołanym panelu tak zwanych symetrystów, bo to jest taka szerokie pojęcie, że pewnie dałoby się je poszerzyć do wielu osób, które się nie poczuwają do tego. Czy te epitety, które pojawiają się codziennie, czy to oznacza, że dochodzimy do momentu, że ten symetryzm stanie się osią debaty publicznej?

Nie wydaje mi się, że to przesilenie. To rodzaj wewnętrznego sporu w ramach bańki mediów liberalnych, media liberalne kiedyś były potężne, potem ich monopol osłabł, mają dziś wielu konkurentów, nie jest tak, że to, co powiedzą w tych najważniejszych mediach liberalnych, w TVN czy Gazecie Wyborczej, to jest święta prawda. Wewnątrz tych mediów zwłaszcza starsi koledzy, którzy kręcili tymi mediami od początku III RP, niezbyt dobrze znoszą tę sytuację, robią się nerwowi i reagują na każdą próbę wybicia się przez trochę młodszych redaktorów, źle reagują, nazywają tych ludzi, jak w najnowszej książce redaktorów Janickiego i Władyki, która się we wrześniu ukaże, że symetryści to dziennikarze, którzy pomagają autorytarnej władzy PiS. Przylepianie etykiet jest częścią wewnętrznej wojny o władzę w mediach liberalnych niż obiektywnym opisem rzeczywistości.

Debata jest po to, żeby wymienić poglądy, a tu mamy knebel. Po lewej i prawej stronie można znaleźć symetrystów, ale takie oficjalne odwołanie debaty i sprawienie, że nie można podyskutować, bo trzeba się ze sobą zgadzać, to fatalnie wróży debacie publicznej.

Ja nie wiem, co w przypadku Campusu Polska jest uderzające. Czy to, że miała się odbyć debata symetrystów — byli to dziennikarze opowiedziani mocno po stronie antypisowskiej, z tytułów antypisowskich. Nie było tak, że nagle miał się pojawić Michał Rachoń i pokazać najnowszy odcinek "Resetu". To nie na tym etapie jesteśmy. Mieli tam dyskutować trochę bardziej podszycie wątpliwościami co do tej jednej, mocnej, antypisowskiej linii, koledzy redaktorzy i jednak redaktorka. Czy to, że taki skład osobowy został przez jakąś część odbiorców uznany za przegięcie i uznane za powód odwołania panelu. To mówi nam niezbyt dobre rzeczy na temat atmosfery, która się w mediach liberalnych odbywa. Rozumiem, że oni uważają, że są na wojnie, że walczą o demokrację, ale w bardzo wielu momentach sami się przeistaczają w karykaturę tego, o co walczą. To dobrze nie wróży temu środowisku.

A czy to nie jest tak, że III RP miała od początku miała problem z wymiana poglądów? Pamiętam, jak kiedyś funkcjonowały debaty w Gazecie Wyborczej i zawsze był ten problem, że był ten kto miał inne zdanie i kończył zawsze w niesławie lub znikał z przestrzeni publicznej. To powtarzający się motyw, który mówi tyle o pluralizmie, demokracji, wymianie poglądów. Jest problemem to, że krytykuje się III RP jako mit założycielski cudownej krainy, w którą nie można uderzać.

III RP miała od początku problem z pluralizmem, z tym że to zaczęło się zmieniać z powodu tego, że weszły nowe media, media drukowane nie były potężne i wydarzenia polityczne. Fakt, że w 2015 roku obóz liberalny oddał władzy i zrobiło się więcej miejsca na inne punkty widzenia sprawił, że dzisiaj mamy dużo bardziej pluralistyczną debatę. Ale ci, którzy się przyzwyczaili do tego, że królami i dyktowali, co ma być powiedziane, niezbyt dobrze to znoszą. Rozprawy z symetrystami odczytuję jako gniewne pomruki, bo wciąż to oni decydują, to pokolenie decyduje, jaki me być kierunek mediów liberalnych. Oczywiście ich pozycje są podgryzane przez młodszych, jest wewnętrzna walka, ten spór o symentryzm jest odpryskiem tego zjawiska.

Czy to jest takie odklejenie od potrzeb zwykłych ludzi? Cały czas takie nieprzerobienie tych porażek wyborczych? To też jest podkreślone a analizach, dlaczego takie emocje wywołuje to, że ktoś może mieć inne zdanie, krytykując np. transformację w III RP?

Zbyt często w Polsce zbyt wielu ludziom zajmującym ważne stanowiska, którzy powinni być przykładem, zbyt często oni stawiają znak równości pomiędzy "nie zgadzam się", a "jesteś głupi", "jesteś zły". Takie rzeczy trzeba rozdzielać. Trzeba docenić rację kogoś, kogo nawet nie lubimy, z kim się nie zgadzamy, kogo uważamy za osobę złą, grzeszną, czy szkodliwą, bo bez tego pluralistyczna debata zostanie tylko hasłem, a nie rzeczywistością. Ale na szczęście jesteśmy na innym etapie, obieg opinii mocno się spluralizował, nie jest tak łatwo kogoś zupełnie wykluczyć z debaty. Można wykląć z jakiejś banieczki, ale zupełnie odebrać głosu nie można. To całkiem niezłe. Różnice zdań będą zawsze, na szczęście mamy struktury pozwalające toczyć debatę, w różnych częściach przestrzeni medialnej. To funkcjonuje nie najgorzej. To nie jest tak, że jesteśmy gdzieś w zupełnie innym miejscu, niż zachodni świat.

Tam też jest kancelowanie wielu publicystów.

Ale na szczęście w takich krajach jak Polska są miejsca, gdzie nawet osoby skancelowane z jednej banieczki mogą przemawiać do swoich czytelników w innych mediach. To sprawia, że debata jest dosyć pluralistyczna, nawet jeśliby ją porównać z innymi miejscami w zachodniej Europie. W Europie są miejsca jednorodnej debaty.

Czy w wolnej Polsce wszyscy będą siedzieć, ci, którzy myślą nieprawomyślnie. To taki mem, który się zrodził np. w wypowiedziach Romana Giertycha.

Wierzę w rozsądek i demokratyczne instynkty po stronie wszystkich uczestników polskiego życia politycznego i wydaje mi się, że to, co mówią nawet radykalni działacze trzeba dzielić przynajmniej przez 3. Siłowego rozwiązania problemu odmienności myśli nie widzę. Nie mieści mi się to w głowie. Nie jest powiedziane, że dojdzie w Polsce do zmiany władzy. Jesteśmy na tyle dojrzałą demokracją, że poradzimy sobie w każdej sytuacji.

https://radiopoznan.fm/n/wkIo7W
KOMENTARZE 0