NA ANTENIE: I MISS THOSE DAYS (2017)/BLEACHERS
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Poznański teatr zaprasza na musical o Irenie Sendlerowej. Premiera w sobotę

Publikacja: 23.08.2022 g.09:48  Aktualizacja: 23.08.2022 g.13:28
Poznań
Spektakl „Irena” to polsko-amerykańska produkcja opowiadająca o bohaterce ratującej dzieci z getta warszawskiego. Wystawienie musicalu w Teatrze Muzycznym w Poznaniu zaproponował autor muzyki – Włodek Pawlik.
irena Teatr Muzyczny w Poznaniu - Teatr Muzyczny w Poznaniu
Fot. Teatr Muzyczny w Poznaniu

„W ten sposób pełnimy misję teatru publicznego” – tłumaczy dyrektor sceny, Przemysław Kieliszewski.

Oczywiście publiczność oczekuje często tego, żebyśmy grali raczej komedie muzyczne, ale wydaje mi się, że taka zmiana, coś co nazwaliśmy „polskim musicalem”, czyli podejmowanie tematów dla nas kulturowo bliskich i takich gdzie możemy odnaleźć swoje historie i historie swoich rodzin, to jest też bardzo ważne. Oczywiście to nie jest łatwe. Historia drugiej wojny światowej i historia powojenna jest dla nas historią cały czas żywą

- mówi Kieliszewski.

Próby do spektaklu trwają w poznańskim teatrze od czerwca. Z polskimi aktorami pracują amerykański reżyser Brian Kite i choreografka Dana Solimando. Autorem słów piosenek do musicalu "Irena" jest z kolei laureat Pulitzera i nagrody Grammy – Mark Campbell.

Premiera w sobotę 27 sierpnia w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Specjalnym gościem pokazu będzie córka Ireny Sendlerowej.

Poniżej cała rozmowa w audycji Kluczowy Temat:

Cezary Kościelniak: Otwarcie sezonu premierom spektaklu o Irenie Sendlerowej. Skąd ten pomysł?

Przemysław Kieliszewski: Ten temat przyszedł do nas. Z czego bardzo się ucieszyłem, bo uważam, że to ważny temat i takie postaci jak Irena Sendlerowa trzeba przypominać, chociażby opowieścią w wersji musicalowej. Ale to Włodek Pawlik zadzwonił do mnie, że taki musical powstał, że on napisał do niego muzykę i później już poszło. Musieliśmy się długo przygotowywać. Proces nie był prosty. Mamy amerykańskich współtwórców tego dzieła. Między innymi znakomitego Marka Campbella, który jest autorem słów do piosenek z tego musicalu. Laureat Pulitzera i Grammy, bardzo znany w świecie opery amerykańskiej człowiek, ale też Piotr Piłowarczyk, Mary Skinner i właśnie Włodek Pawlik, to są autorzy tego dzieła i znakomici realizatorzy.

Jak długo trwała produkcja?

Myśmy ponad rok przygotowywali się do wystawienia tego spektaklu. Natomiast jeśli chodzi o bezpośrednie przygotowania, to mieliśmy dwa tygodnie prób w czerwcu i teraz od początku sierpnia cztery tygodnie prób. Właśnie finiszujemy.

To temat trudny, a forma musicalu to jednak rozrywka, tutaj ma być to poważne. Pan chyba lubi taką formę. Nie będzie to pierwszy tego rodzaju poważny musical – bodajże drugi po Paderewskim.

Może nawet trzeci, bo jeszcze dodałbym do tego „Kombinat” z piosenkami Grzegorza Ciechowskiego i Republiki. Myślę, że ten gatunek musicalowy jest na tyle pojemny, że mieści też takie tematy i dzięki pewnej popularności i masowości musical może i powinien poruszać takie tematy.

Ale to jest chyba jednak rzadka sytuacja w Polsce. Tak trudne tematy w musicalach.

W ten sposób jakoś pełnimy misję teatru publicznego. Oczywiście publiczność oczekuje często tego, żebyśmy grali raczej komedie muzyczne, ale wydaje mi się, że taka zmiana, coś co nazwaliśmy „polskim musicalem”, czyli podejmowanie tematów dla nas kulturowo bliskich i takich, gdzie możemy odnaleźć swoje historie i historie swoich rodzin, to jest też bardzo ważne. Oczywiście to nie jest łatwe. Historia drugiej wojny światowej i historia powojenna są dla nas cały czas żywe. To niezaleczone rany w relacjach polsko-żydowskich czy polsko-niemieckich. Więc tym bardziej taki temat trzeba podejmować.

Instytucje kultury i sztuka to formy pozwalające stawiać ważne pytania i szukać nowych tropów i odpowiedzi. Premiera „Ireny” 27 sierpnia. Spektakl zostanie zauważony? Teraz mówi się o nim dużo w mediach. Czy może uzyskać ogólnopolski zasięg?

Jestem pewien, że tak. Widzimy duże zainteresowanie mediów tym spektaklem. Planujemy też pokaz w Warszawie, podobnie jak zrobiliśmy z „Wirtuozo”, mamy w marcu konkretne plany w tym zakresie. Jest też szereg instytucji gotowych nas wspierać. Myślę, że to jest coś, co ja pamiętam ze swojego liceum. Konkretnych lekcji się nie pamięta, ale ja pamiętam wyjścia do teatru. Wydaje mi się, że to jest spektakl, który powinien przyciągnąć nauczycieli z młodzieżą szkolną, dlatego, że trudno nam jest dzisiaj mówić o takich bohaterskich postawach ludzi drugiego planu, którzy nie walczyli bezpośrednio na froncie, a jednak Sendlerowa, Sprawiedliwa wśród Narodów Świata, która wraz z całą siatką Żegoty uratowała przynajmniej kilkaset dzieci z warszawskiego getta, jest osobą, którą trzeba przypominać.

Irena Sendlerowa długo czekała na to, żeby świat dowiedział się o jej bohaterstwie, choć odznaczenie Sprawiedliwy wśród Narodów Świata dostała bodajże w latach 60.

Odebrała dopiero w latach 80.

Dlatego, że nie dostała paszportu, władze komunistyczne nie chciały dopuścić, żeby odebrała nagrodę. Jednakże w takiej masowej pamięci pojawiła się dosyć późno – kilka lat przed śmiercią. Jak to się dzieje, że tak trudno jest się przebić z wiadomością, która jest dobra i niesie taką pozytywną energię?

Ale to też świadczy o naszej bardzo skomplikowanej historii i o tym, że te relacje polsko-żydowskie były trudne w wielu momentach naszej historii. Myślę też, że ten temat był bardzo niewygodny dla komunistów.

Ale taka sprawa jak ratowanie dzieci. To przecież zawsze porusza ludzi.

To też świadczy o Sendlerowej. Ona była taką świecką-świętą. Głęboko wierzyła w to co robi i nie oczekiwała splendorów. A trzeba też pamiętać, że w późnych latach 40. została potraktowana przez komunistów w sposób bardzo brutalny. Tak jak wcześniej była przesłuchiwana przez Niemców na Pawiaku, później była przesłuchiwana przez ubeków, a była wtedy w ciąży z dzieckiem, i straciła to dziecko. Myślę, że ona świadomie wybrała życie w takim drugim planie. Co ciekawe, odkryły ją dla nas młode Amerykanki z Kansas, które zrobiły mini spektakl na konkurs szkolny w Stanach Zjednoczone i one potem, nie wiedząc, że Sendlerowa żyje, przyjechały do Polski ją odwiedzić, zrobiło się zamieszanie medialne i tak Sendlerowa została wyniesiona. Dlatego cieszymy się, że mamy twórców i realizatorów amerykańskich. Mamy znakomitego reżysera Briana Kite’a, który pracuje z naszymi aktorami. Mamy Danę Solimando, amerykańską choreografkę, która ma wielkie zasługi i wiele wspaniałych osiągnięć na Broadwayu i to jest trochę nasz łącznik również z tym odkryciem Sendlerowej dla nas.

Na stronie internetowej teatru zamieściliście państwo motto: „Ludzi należy dzielić na dobrych i złych. Rasa, pochodzenie, religia, majątek nie mają żadnego znaczenia – tylko to, jakim kto jest człowiekiem” – Irena Sendlerowa. Można powiedzieć, że to filozofia czynu Ireny Sendlerowej.

Tak. Ona żyła w głębokiej relacji duchowej ze swoim ojcem, który bardzo szybko odszedł. Był lekarzem leczącym za darmo biedotę żydowską. I myślę sobie, że ona przeniosła to na swoją działalność. Absolutnie była liderką i znakomitą organizatorką. Była współtwórczynią siatki w ramach Żegoty. Zresztą trzeba powiedzieć, że my zapominamy o tym, że Żegota to był fenomen w Europie, która wydawała okupantom niemieckim ludność żydowską.

Nie była skora do prowadzenia pomocy nie tylko ratunkowej, ale też społecznej. To przecież nie istniało.

Więc bardzo łatwo nam szafować takimi pojęciami jak polski antysemityzm, zapominając, że za pomoc ludności żydowskiej sąsiadom zza ściany groziła kara śmierci.

O czym świadczy chociażby historia Ulmów z Markowej spod Rzeszowa. Czy podczas produkcji tego spektaklu stało się coś, co pana uderzyło? Może rozmawiał pan z którymś ze świadków tych zdarzeń?

Rzeczywiście tak było. 8 sierpnia byliśmy w Warszawie i organizowaliśmy konferencję prasową. Gośćmi spotkania były dwie osoby. Była to Bieta Ficowska, uratowana przez tę siatkę Sendlerowej z getta jako półroczne dziecko. Bardzo pięknie mówiła o Sendlerowej, że była dla niej przez całe lata drugą czy trzecią matką.

Czyli utrzymywały po wojnie kontakt?

Tak. Utrzymywały kontakt. Bieta Ficowska opiekowała się Ireną. Dla mnie też wzruszającym było spotkanie z córką Sendlerowej – Janiną Zgrzembską, która też będzie gościem naszej premiery. Sendlerowa była społecznikiem z krwi i kości. A jak wiadomo, społecznicy często zaniedbują swoje rodziny, żeby robić coś dobrego. I Sendlerowa taka była. Miała trudne relacje z mężem i późniejszym partnerem. Oczywiście wojna nakładała się na to wszystko, te powojenne trudne relacje. Janina Zgrzembska dawno swojej mamie wybaczyła i mówiła wprost o tym, dzisiaj rozumiejąc funkcję społecznikowską swojej mamy, ile te inne dzieci zawdzięczają Irenie Sendlerowej, między innymi Bieta Ficowska, która też będzie gościem naszej premiery. To były dwa ważne spotkania i zdarzenia. Pamiętam też rozmowę z córką Sendlerowej o jej motywach…

I co panu powiedziała?

Ja spytałem czy była osobą religijną, czy stąd ta motywacja do czynienia dobra? Ona mi powiedziała, że jednak pogniewała się na Pana Boga podczas wojny widząc to całe zło. Natomiast to było takie głębokie, humanistyczne, ale też częściowo religijne poczucie i potrzeba pomagania drugiemu człowiekowi. I w tym sensie jest ona dla mnie taką świecką-świętą.

W tym programie rozmawiamy o polityce. Nie mogę więc nie zadać tego pytania. Współcześnie stosunki między Polską a Izraelem są dosyć napięte. Czy widziałby pan w swoim spektaklu elementy, które można by wykorzystać do pozytywnego resetu tych relacji? Czy strona żydowska może zauważyć ten spektakl i jego pozytywny rezonans u publiczności?

Myślę, że w tej płaszczyźnie kulturowej powinniśmy wykonywać tego typu gesty. Jak patrzymy na mapę w 1939 roku, ludność pochodzenia żydowskiego, będący polskimi obywatelami, bo przypomnijmy, że dopiero konferencja w Wannsee i ustawy norymberskie nazwały te osoby Żydami, a przecież one się czuły Polakami. Jak widzimy, że te 3 miliony obywateli polskich miało żydowskie korzenie, to dla porównania w Niemczech ich było trzy razy mniej, więc siłą rzeczy nasze relacje były najbliższe i najbardziej trwałe, więc pokazywanie, że tyle tego dobra mimo morza zła wydarzyło się wówczas, jest na pewno ważną rzeczą dla tych relacji polsko-żydowskich. Ja się też cieszę, że będzie mój bardzo dobry znajomy, który musiał wyjechać z rodzicami z Polski jako 8-letni chłopiec. Bardzo ważny lider życia kulturalnego w Niemczech obecnie.

Kto to?

Dyrektor jednego z najważniejszych festiwali filmowych w Niemczech, z którym utrzymujemy relację i 19 lat temu też współpracowaliśmy, kiedy robiliśmy 60. rocznicę powstania w getcie warszawskim.

https://radiopoznan.fm/n/iQWzBc
KOMENTARZE 0