Muzyk z rocznika 1986, zdążył w swojej karierze współpracować z Steviem Wonderem, Princem, Lennym Kravitzem i Williem Nelsonem. Ostatecznie wieczór wręczania nagród Grammy zakończył się dla Jona Batiste wspaniale, zgarnął 5 statuetek za album „We Are”. Artysta urodził się w Luizjanie i jest związany z muzyką od wczesnego dzieciństwa. Grał z braćmi w rodzinnej kapeli. Nie był jednak muzykiem, któremu wystarcza sam wrodzony talent. Jon Batiste ukończył słynną Julliard School Of Music. Komponuje piosenki i muzykę filmową, śpiewa, pisze teksty, aranżuje. W kręgu jazzu, rhythm and bluesa i hip-hopu, a jeszcze szerzej w obrębie muzyki korzeni, Batiste czuje się jak ryba w wodzie i przekonuje, że dla niego granice stylistyczne nie istnieją.
Małą próbkę szerokiego spojrzenia na muzykę, artysta z Nowego Orleanu dał podczas wywiadu Chrisa Wallace’a w stacji CNN. Przez 38 sekund zaprezentował jak motyw utworu Ludwika van Beethovena z gracją transponuje do formy bluesa, a potem gospel.
Na szóstej solowej płycie Jon Batiste poszedł znacznie dalej. Album nosi tytuł „World Music Radio” i jest śmiałym eksperymentem połączenia wielu wątków kulturowych. Dla muzyka wywodzącego się z tygla muli-kultur jakim jest Nowy Orlean, wydaje się to znacznie łatwiejszą ideą niż w wielu innych miejscach. Na ulicach luizjańskiej stolicy od dziesiątków lat mieszają się kolorowe światy ludzi różnych ras i kultur.
Jednak pomysł i idea, to zaledwie punkt wyjścia ubrany w formę radiowego programu. Co zrobić, żeby wyposażyć piosenki w niezwykle szeroki zakres gatunków i stylów? Albo drugie równie istotne pytanie, jak to zrobić, żeby muzyka trafiła do szerokiego grona odbiorców? Czy są tacy odbiorcy, którzy zniosą koktajl jazzu, funku, hip-hopu, r’n’b i wielu innych elementów globalnego skarbca muzyki?
Jon Batiste jest na tej płycie narratorem, przewodnikiem i głównym, chociaż nie jedynym wykonawcą. W nagraniach pojawiają się goście tacy jak Lana Del Rey, Camilo, Lil Wayne, Rita Peyes, Kenny G. i wielu innych. Batiste jest wokalistą i gra z wirtuozerią na fortepianie.
Płyta ma 65 minut i wymaga wielkiej uwagi i spokoju. Nie jestem pewien czy każdego stać na luksus oddania się w pełni słuchaniu tak dużej dawki intrygującej muzyki. Na starcie rytm nadają utwory o odcieniu latynoskim, zabrudzone hip-hopem. Niby „akcja” jest wartka, wskakują różne wątki, arabskie chórki, rytm reggae, jakiś kolor koreański i bogatsze fragmenty melodyczne. W muzyce z płyty „World Music Radio” wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Jest w tym coś z naszego współczesnego postrzegania świata, raz jesteśmy w Afryce, za chwilę w hiszpańskiej Katalonii i skaczemy do Kolumbii. Ktoś wrzuca francuskie słówko, słychać też język hiszpański.
Czasem trudno nie wyjść z podziwu jak Batiste nakłada na siebie intensywny rytm południowoamerykański z afrykańskim chórem. Tak jest w utworze „Worship”. Jednak szybkość przebiegu muzyki, przypomina zbyt ostry montaż w filmie akcji. A może już za chwilę tak będzie brzmieć muzyka, naszpikowana różnymi bodźcami i Jon Batiste wyznacza właśnie nowe kierunki muzyce popularnej. Piosenka „Calling Your Name” utrzymana w stylu muzyki Stevie’go Wondera, ledwie się rozwija, a już gwałtownie się kończy. Uroczy jest utwór „Butterfly” zaśpiewany przez Jona Batiste jedynie przy akompaniamencie fortepianu. Już następny kawałek „Uneasy” jest niczym skok w przestrzeń zarządzaną przez Prince’a, rytm funk łączy się z hip-hopem i rapowaniem Lil Wayne’a i kontrapunktem śpiewu Batiste’a falsetem.
Płyta „World Music Radio” to bardzo ambitny projekt muzyczny artysty o wielkiej kreatywnej mocy i ponadprzeciętnych możliwościach wykonawczych. Jednak realizacja planu pokazała wysoki stopień trudności i ryzyka artystycznego. Idealny świat muzyki bez granic, chyba nie istnieje. Stacja radiowa grająca muzykę bez granic na razie pozostaje tylko zabiegiem formalnym.
Tym razem Jon Batiste zrobił coś z kategorii sztuki dla sztuki. Może liczyć na podziw pojedynczego słuchacza, masowego aplauzu artysta raczej nie usłyszy.