Mamy tutaj tylko i wyłącznie do czynienia z potwierdzeniem tej choroby przez badanie krwi. Natomiast może być taka sytuacja, tak podejrzewamy, że okres zarażenia był zdecydowanie wcześniej, owady jeszcze były, więc może być transmisja na kolejne gospodarstwa, więc choroba może się nam rozprzestrzeniać. Decyzje w tej sprawie za każdym razem podejmuje powiatowy lekarz weterynarii na terenie danego powiatu
- wyjaśnia Wielkopolski Wojewódzki Lekarz Weterynarii Dominika Kmet.
"Hodowcy bydła i samorząd rolniczy domagają się zdecydowanych działań ze strony rządu" - mówi prezes Wielkopolskiej Izby Rolniczej Mieczysław Łuczak:
Domagamy się, żeby ministerstwo rolnictwa w trybie pilnym zakupiło i w stu procentach sfinansowało szczepionki, ponieważ słyszymy, że ta sprawa nie jest wyjaśniona. Przewija się informacja, że to bezpośrednio hodowcy mają pokryć koszty szczepienia, ewentualnie zagrożonych sztuk bydła w swoich gospodarstwach
- tłumaczy prezes Łuczak.
Choroba niebieskiego języka u bydła, owiec i kóz przeważnie przebiega bezobjawowo. Wywołuje ją wirus przenoszony przez niewielkie muszki - kuczmany. Zwierzęta bez objawów mogą być przewożone do uboju. Nie ma też obowiązku wybijania stada, ale władze sanitarno - weterynaryjne mogą wprowadzić obostrzenia w transporcie bydła. Choroba nie zagraża ludziom, może być jednak przyczynkiem do ograniczeń w imporcie polskiego mięsa do innych państw.