NA ANTENIE: SUPREME/ROBBIE WILLIAMS
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Kto tak naprawdę jest biedny w "Biednych istotach"?

Publikacja: 10.03.2024 g.10:31  Aktualizacja: 10.03.2024 g.13:52 Sandra Soluk
Poznań
Recenzja Sandry Soluk.

Lata temu nauczycielka plastyki podczas lekcji nauczyła mnie, że sztuka musi wywoływać emocje – pożądana jest zarówno miłość, jak i nienawiść, a najgorszą recenzją dla twórcy jest obojętność. Zapewniam, że najnowszy film od Yorgosa Lanthimosa nie trafi do tej ostatniej kategorii. Gorące emocje są właściwie nieuniknione.

Adaptacja książki "Biedne istoty", autorstwa szkockiego pisarza Alasdaira Greya, przyniosła greckiemu reżyserowi sporo przychylnych i równie dużo pełnych niechętnych recenzji. I tak, gdyby opierać się na zbiorze tych opinii, mamy do czynienia z dwoma zupełnie różnymi filmami. Jeden opowiada historię feministki, drugi – kobiety wciąż wykorzystywanej.

Bella Baxter (Emma Stone, za tę rolę nominowana w kategorii Najlepsza aktorka do Oscarów) jest frankensteinem, wytworem wyobraźni i chirurgicznej precyzji doktora Godwina Baxtera (Willem Dafoe). Stworzona z ciała dorosłej kobiety i umysłu dziecka, predestynowana do bycia eksperymentem, rozpoczyna drogę do budowania własnej tożsamości. Jej poszukiwania skupiają się początkowo szczególnie wokół sfery seksualnej, posuwając się ostatecznie w stronę fascynacji skomplikowaniem ludzkiej osobowości, choć narzędziem do jej odkrywania pozostaje cielesność.

Podróże Belli w głąb siebie oraz w świat, a także decyzje, które podejmuje, obarczone są brakiem życiowego doświadczenia. Nierozwinięty jeszcze umysł zdążył odkryć przyjemności płynące ze studiowania najpierw własnego, a później cudzego ciała. Bella niewinnie prosi "dotknij mnie między nogami" i swego z reguły dopina. Często zresztą. Fascynująco nietypowa istota bardziej zaaferowana jest jednak czysto fizyczną stroną aktu, z pominięciem romantycznego zaangażowania, czym do szaleństwa i rozpaczy doprowadza dotychczas obojętnego wobec kobiecych westchnięć Duncana Wedderburna (Mark Ruffalo otrzymał za ten popis nominację do Oscara w kategorii Najlepszy aktor drugoplanowy).

Najprostszą drogą do celu byłaby zwykła zamiana płci. Bella jako Bell byłaby, najpewniej, macho ciągniętym naturalnymi instynktami. Nie oddaje jednak ten opis sprawiedliwości głębi jej postaci. W którym miejscu kończy się wyzwolona i samoświadoma postawa a zaczyna wykorzystywanie? Wielu odbiorców jako ofiarę postrzega Bellę, bo po pierwsze ona sama późno dowiaduje się od twórcy-ojca prawdy o swoim początku, a po drugie decyzje dotyczące swoich łóżkowych podbojów ma podejmować bez świadomości o możliwych konsekwencjach. I jeśli jest tak w rzeczywistości, to tylko na początku jej drogi, bo, choć nikt nie mówi nam tego wprost, trudno przypuszczać, żeby kobieta o tak rozległej wiedzy medycznej nie rozumiała z czym może się wiązać przygodny seks. Bella do niczego nie daje się przymusić. Cóż złego jest w samodzielnym podejmowaniu decyzji dotyczących własnego ciała, nawet jeśli są niepopularne w środowisku? Bella to przykład emancypantki, ba, zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że geniuszu, który objawia się ciągłym pragnieniem rozwoju.

Jedyny moment, w którym gubi mi się jej charakter, jest przedłużająca się wizyta w Paryżu w roli kobiety lekkich obyczajów. Wydaje się, że jej poszukiwania zatrzymują się tam, zupełnie tracąc sens, i dopiero wydarzenia od niej niezależne wyrywają ją z marazmu.

Z przyjemnością znów zacznę akapit od słowa "Bella", bo tak wyrazistej bohaterki dawno nie obserwowałam w kinie. Bella pozwala na bliskość tylko tym, którzy wspierają ją w jej poszukiwaniach, szanują jej granice i pragnienie wolności. Biada temu, kto próbuje tego kolorowego kanarka zamknąć w klatce.

I tak ani słowa nie poświęcono pozostałym 9 nominacjom do Oscarów, z których szczególną uwagę należy zwrócić na kostiumy i scenografię. Wykreowany świat trzyma nas wciąż na granicy między światem rzeczywistym a baśnią i chyba dzięki temu wpadam w niego jeszcze głębiej. Emma Stone jest moją tegoroczną kandydatką do Oscara, a czy moje słowa okażą się prorocze – tego dowiemy się w nocy z 10 na 11 marca.

https://radiopoznan.fm/n/2jsTkZ
KOMENTARZE 0